Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
Z jednej strony na Ziemię startowały obiekty latające z tych kosmicznych habitatów, z drugiej zaś strony takie latające pojazdy budowano też na Ziemi...
»
Otóż — wracając do języka — ma się on do sfery znaczeń tak, jak się ma kościec do sfery życiowych procesów, najpierw powstawały znaczenia, a potem...
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
Ścigała ich wrzawa, dalekie okrzyki z innych ulic i często miała wrażenie, że z któregoś z tych pustych, pozbawionych szyb okien śledzą ich czyjeś oczy...
»
W przyjaźni żyją z sobą i tacy dwaj, chociaż już nie tak jak tamci, zarówno wtedy, kiedy ich miłość łączy, jak i potem, kiedy ich miłość przeminie...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
zdewastowane, samo sobą takiej wartości nie mogło wszak przedstawiać! Rozum chyba straciła w trakcie tych poszukiwań, skoro uwierzyła w truciznę, jakaż...
»
przykładów, żeby uzasadnić tezę, iż tworzenie modeli różnych systemów oraz ich badanie przy użyciu technik komputerowej symulacji – to ważny...
»
Przyznaję, że w tych opisach życia w kosmicznych habitatach puściłem wodze fantazji, lecz miało to być jedynie impulsem do następnych konstatacji: dotychczas...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Pracę przerwał tylko na krótką chwilę, gdy usłyszał chrapanie przerażonego Delky’ego i zobaczył, że zwierzę skryło się w najgłębszej części groty. Na dworze gęsty Opad Nici syczał stykając się z powierzchnią wody. Dostrzegł wynurzone z morza, otwarte pyski ryb czatujące na spadający z nieba pokarm, nie było tam jednak ani jednego delfina. Sprawdził pęta Delky’ego i stwierdził, że są mocno zawiązane i pomimo ogromnego przerażenia, biegus nie wyskoczy z bezpiecznej jaskini. Następnie Readis znowu zabrał się do przerwanej pracy. Nieustannie obijał sobie kostki palców, miał pokrwawione i obolałe ręce. Nie mógł się dostać do osadu znajdującego się w samej kopule dzwonu, ale udało mu się oczyścić wewnętrzną poprzeczkę, co umożliwiało przełożenie liny do zawieszenia wahadła. Przy blasku ogniska oplótł rodzajem siatki z trawy najforemniejszy ze znalezionych kamieni i przymocował do niego linę. Miał kłopoty z przesunięciem jej ponad poprzeczką, gdyż ogień już tak przygasł, że w jego świetle niewiele było widać. Wreszcie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że nic nie jadł, odłożył robotę i postanowił dokończyć ją w nocy, żeby nazajutrz rano móc uderzyć w prawdziwy „Dzwon Delfinów”. Oprawił i upiekł żółtoogoniastą rybę. Czekając, aż będzie gotowa, podjadał surowe korzenie, a kiedy wreszcie mógł przystąpić do właściwego posiłku, prawie już zasypiał ze zmęczenia. Poranione i posiniaczone kostki palców coraz bardziej go bolały, odczuwał także skurcze mięśni ramion od długotrwałego odkuwania osadu z dzwonu. Nie dotarł nawet do posłania, ale skulił się obok dogasającego ognia i natychmiast zasnął.
Obudził się drżąc gwałtownie, lecz stało się to raczej z powodu chłodu kamiennej podłogi, na której leżał, niż ze strachu. Jego kaleka noga była zupełnie ścierpnięta i bezwiednie uderzył nią w dzwon, który wydał ciche „bang” i ten dźwięk bardzo go ucieszył. Chwycił za rękojeść wahadła i bardzo delikatnie zaczął uderzać kamieniem w krawędź dzwonu. Wywoływało to dźwięk daleki od doskonałości, lecz niewątpliwie było to bicie dzwonu! Czy delfiny usłyszą taki przytłumiony sygnał? Powinien teraz zbudować dzwonnicę i postarać się o odpowiednio długą linę, żeby delfiny też mogły jej dosięgnąć.
Szybko rozniecił ogień, wypatroszył drugą rybę, zrobił z niej filety i położył na gorącej kamiennej płycie. Następnie podniósł dzwon i wahadło. Po ciężkiej pracy poprzedniego dnia miał lekko opuchnięte palce i operowanie nimi sprawiało mu wielką trudność. Był niemal u kresu cierpliwości, usiłując po raz drugi przepchnąć linę przez niewielki otwór nad poprzeczką wewnątrz dzwonu. Wreszcie zdołał umocować wahadło. Dzwon był gotów.
Zmusił się do zjedzenia ryby — na gorąco była znacznie smaczniejsza. Następnie podniósł dzwon przytrzymując wahadło i wyszedł z nim na skalną półkę nad samą wodą. Obok wejścia do jaskini znajdował się mały występ skalny. Położył dzwon na półce i wrócił do swojego składziku po dłuższy kawałek liny. Na koniec powiesił dzwon i skrzywił się, bo podczas tej czynności wydawał on drobne dźwięki. Delky ze zdziwieniem obserwował Readisa jednym okiem, nie mogąc zrozumieć, co jego pan robi. Miał nadzieję, że biegus nie wpadnie w panikę, gdy rozlegnie się dzwonienie.
Słońce ledwo się podnosiło nad horyzontem, pomyślał więc, że stado prawdopodobnie kończy swój poranny posiłek. Nawet gdyby chciał, nie mógłby znaleźć lepszej pory.
Głęboko odetchnął, mocno pociągnął za linę i z uwagą wsłuchał się w jego brzmienie odbijające się echem w pieczarze.
— Nie najgorzej — mruknął do siebie, gdy nieco fałszywe „bang” dotarło do jego uszu. Następnie wydzwonił sygnał „przypływajcie”. Uznał, że dla uczczenia zawieszenia dzwonu sygnał wezwania nie byłby odpowiedni, stanowił on bowiem nakaz pilnego stawienia się, natomiast hasło „przypływajcie” dawało delfinom wolny wybór.
Zupełnie jakby czekały przed pieczarą na najlżejszy dźwięk dzwonu, gdyż natychmiast w wodzie tuż pod półką pojawiły się smukłe, szare kształty.
— Dzwon bije! Bije dzwon! My przypływać. My przypływać! Wezwanie! Wezwanie!
— Nie wezwanie, wy głupiutkie rybie mordy — powiedział Readis śmiejąc się radośnie. — Wydzwoniłem tylko sygnał „przypływajcie”!
— My przypływać! My przypływać!
Potem wyrwano mu z ręki linę, gdyż jeden z delfinów zobaczył ją zwisającą do wody i zaczął szarpać z wielkim zapałem.
— Zaraz, zaraz! — zawołał Readis, łapiąc za wahadło. W ciasnej jaskini dzwon huczał jak grzmot. Powinien go umieścić na zewnątrz, bo inaczej może ogłuchnąć od takiego hałasu. Delky cofał się, wierzgając i parskając z przerażenia.
— Powoli, daj spokój. No, przestań! — Mówił to równocześnie do delfina i biegusa. Bał się, że upleciona z traw lina może nie wytrzymać tak gwałtownego szarpania.
Potem ukląkł na skale i zaczął drapać wszystkie nadstawione podbródki.

Powered by MyScript