Przypuśćmy, że przechodzisz tamtędy 10 minut po wypadku: widzisz leżącą na ziemi kobietę, która wydaje się chora. Co jeszcze widzisz? Widzisz dziesiątki ludzi przechodzących obok tej kobiety, spoglądających na nią i idących dalej. Jaki wyciągniesz stąd wniosek? Nie jest wykluczone, że dojdziesz do wniosku, iż interweniowanie byłoby dla ciebie czymś niestosownym. Może to nic poważnego; może jest pijana; może udaje; może cała ta scena jest zaaranżowana przez telewizję, a ty, jeśli zainterweniujesz, zrobisz z siebie publicznie głupca przed ukrytą kamerą. „Ostatecznie - mówisz sam do siebie - jeśli cała ta sprawa jest tak cholernie ważna, to dlaczego nikt z tych wszystkich ludzi nie podejmuje żadnego działania?” Tak więc fakt, że wokół znajduje się mnóstwo ludzi, zamiast zwiększyć prawdopodobieństwo, iż ktoś z nich pomoże, w rzeczywistości zmniejsza prawdopodobieństwo udzielenia pomocy przez kogokolwiek z obecnych. Jest to interesujące przypuszczenie, lecz czy jest ono prawdziwe? Aby odpowiedzieć na to pytanie, Latane i Rodin przeprowadzili eksperyment, w którym główną rolę odgrywała „kobieta znajdująca się w tragicznej sytuacji”. W badaniach tych eksperymentatorka prosiła studentów o wypełnienie kwestionariuszy. Następnie wychodziła do sąsiedniego pokoju, oddzielonego kotarą, mówiąc, że wróci, gdy skończą kwestionariusz. Po kilku minutach zaczęła odgrywać „wypadek”. Do uszu studentów dobiegły (z ukrytego magnetofonu) takie odgłosy, jakby eksperymentatorka wchodziła na krzesło, po czym rozlegał się głośny krzyk, trzask i łomot, jak gdyby krzesło się załamało, a ona upadła na podłogę. Potem słyszeli jęki, szloch oraz pełne cierpienia słowa: „O mój Boże, moja noga... ja... ja... nie mogę nią poruszyć. Och... moja kostka... nie mogę sobie z tym poradzić!”. Jęki te trwały około minuty i stopniowo cichły. Eksperymentatorzy chcieli ustalić, czy badani będą spieszyć z pomocą młodej kobiecie. Ważną zmienną w tym eksperymencie stanowiło to, czy badany był sam w pokoju, czy też nie. Spośród tych, którzy byli sami, 70 % zaoferowało swą pomoc; spośród osób pracujących parami pospieszyło z pomocą tylko 20 %. Jest więc oczywiste, że obecność drugiego świadka powstrzymuje od podjęcia działania. Jak ujawniły przeprowadzone później wywiady, każdy ze studentów, który znajdował się w jednym pomieszczeniu z drugim badanym i nie pospieszył z pomocą eksperymentatorce, doszedł do wniosku, że prawdopodobnie nie jest to nic poważnego, przy czym konkluzja ta była po części oparta na bezczynności partnera.
|