Ginny była wysoką, inteligentną kobietą, urodzoną i wychowaną w Chicago. Przyjechała do Północnej Dakoty jako inspektor celny, by wyrwać się z miejskiego życia. Szybko zakochała się w tym małomównym farmerze, który z kolei zaczął regularnie podróżować do Kanady, licząc po cichu na to, że zostanie przez nią zatrzymany na granicy. Czasami kupował w tym celu jakieś rzeczy, artykuły, za które musiał płacić cło. Ginny pamiętała dobrze pierwszą z takich podróży Toma; pojechał wtedy do Winnipeg i wydał tam ponad trzydzieści dolarów na książkę o historii lotnictwa. Był mocno rozczarowany, kiedy kazała mu jechać dalej, gdyż okazało się, że książki zwolnione są od cła. Przyjaciele starali się zniechęcić go do Ginny. „Przestraszy się mroźnych zim”, powtarzali. „Szybko znudzi jej się życie w małym miasteczku. W końcu wróci do Chicago”. Mówili o Chicago takim tonem, jakby leżało ono gdzieś na Plutonie. Minęło jednak dwadzieścia lat, a Ginny wciąż tutaj była. Mroźne noce, śnieżyce i ciche wieczory przy kominku służyły jej równie dobrze jak Tomowi. - Czy to rzeczywiście taki wielki problem? - spytała, zakłopotana, stojąc na krawędzi dołu, który Lasker wykopał wokół żerdzi. Dół miał już sześć stóp głębokości i Tom musiał schodzić na dno po drabinie. - Właściwie nie. - Więc dlaczego aż tak się przejmujesz? Przecież wcale nie musisz wyciągać tego z ziemi, prawda? Utnij to i po kłopocie. - Hej, nie chcesz się zabawić w poszukiwacza przygód? - spytał, uciekając się do argumentu, którego Ginny używała czasem przeciw niemu. - Naprawdę nie chcesz wiedzieć, co to jest? Ginny uśmiechnęła się lekko. - Wiem, co to jest. Palik. - A skąd się tutaj wziął? Ginny zajrzała do wykopu. - Tam coś jest - powiedziała. - Na dnie. Był to fragment jakiejś tkaniny. Lasker zszedł do dołu i okopał materiał, a potem próbował go wyciągnąć. - Jest przywiązany do palika - oświadczył po kilku nieudanych próbach. - Zdaje się, że niepotrzebnie przysparzasz sobie pracy. - Ale tego nie powinno tutaj być. - Zgoda. Tyle że mamy jeszcze dzisiaj inne rzeczy do zrobienia. Tom skrzywił się tylko i wbił łopatę w miękką ziemię. *** Wyglądało to jak maszt. Cały maszt razem z żaglem. Przymocowany do pokładu. Lasker poprosił do pomocy sąsiadów i wszyscy zaczęli odkopywać dziwne znalezisko. Pokład stanowił część jachtu. A jacht był całkiem spory. Odsłaniano go stopniowo podczas tygodniowych robót prowadzonych przez coraz większą grupę przyjaciół, dzieciaków ze szkoły średniej, a nawet przypadkowych przechodniów. Metalowa płetwa rekina była w rzeczywistości elementem dekoracyjnym, osadzonym na szczycie jednego z dwóch masztów. Sam jacht stanowił okazały przykład marynistycznej architektury, mieścił w sobie kilka kabin i kabinę sternika, a takielunek pozostawał najwyraźniej w nienaruszonym stanie. Wspólnymi siłami wyciągnęli go z ziemi i położyli na boku, podpierając burtę betonowymi blokami. Młodszy syn Laskera, Jerry, obmył jacht strumieniem wody z gumowego węża. Spod warstwy błota wyjrzała jasnofioletowa farba, kremowe panele pokrywające burtę od wewnątrz i jaskrawozielony pokład. Strumień wody uderzając o twardą powierzchnię rozpryskiwał się i tworzył delikatną mgiełkę. Na sterburcie, przy dziobie i rufie wisiały grube liny. Prawdopodobnie liny do cumowania. Tłum zgromadzony wokół jachtu rósł z każdą godziną. Betty Kausner dotknęła stępki raz i drugi, ostrożnie, jakby mogła się sparzyć. - To chyba włókno szklane - powiedział jej mąż, Phil. Jack Wendell podszedł bliżej do jachtu, oparł dłonie na biodrach i przyjrzał mu się uważnie. - Nie sądzę - pokręcił głową. Jack służył kiedyś w marynarce. - Włókno szklane jest inne w dotyku. - Tom - Betty Kausner spojrzała w oczy Laskera. - Czyja to łódź? Lasker nie miał pojęcia. Jacht był wspaniały. Lśnił w blasku jesiennego słońca Dakoty. Co kilka minut ktoś pytał go, czy to nie żart. Lasker znał tylko jeden powód, dla którego ktoś mógłby zakopywać taką łódź, a tym powodem były narkotyki. Spodziewał się znaleźć w niej ciała i kiedy weszli do wnętrza, z ociąganiem zaglądał do kolejnych kabin. Po chwili z zadowoleniem stwierdził, że jego obawy były bezpodstawne.
|