Zacisnąwszy zęby, Devin rzucił się rozpaczliwie za Alessanem. Kiedy jednak tuż obok niego wyrósł olbrzymi barbadiorski jeździec o blond brodzie, Devin był sam i znajdował się o pół tuzina długości w tyle za księciem. Krzyknął z zaskoczenia. Życie uratował mu ślepy instynkt samozachowawczy i wrodzone odruchy. Gwałtownie zawrócił konia w lewo, celując w zauważone miejsce, a potem odchyliwszy się w prawo, jak najbliżej ziemi, z całych sił ciął w górę. Poczuł w zranionej nodze przeszywający ból i o mało nie spadł z konia. Klinga Barbadiorczyka przecięła ze świstem powietrze w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się głowa Devina. O jedno uderzenie serca później Devin poczuł, jak jego własny, groźnie zakrzywiony w górę miecz przecina skórzaną zbroję i zagłębia się w ciało. Barbadiorczyk krzyknął, a raczej zabulgotał. Zachwiał się dziko w siodle i wypuścił z ręki miecz. Dziwnie dziecinnym gestem uniósł do ust jedną dłoń, po czym przechylił się i zwalił powoli na ziemię niczym ścięte górskie drzewo. Devin już oswobodził miecz. Obracając konia, szukał przeciwników. Nikt jednak się nie zbliżał. Alessan był wraz z innymi w przedzie, gromiąc najemników i starając się połączyć z grupą Ducasa i Arkina przedzierającą się od wschodu. Devin zdał sobie sprawę, że to prawie koniec. Tak naprawdę nie miał już nic do roboty. Czując złożoną mieszaninę emocji, których nawet nie próbował w tej chwili zrozumieć, zobaczył trzykrotnie wznoszącą się klingę księcia oraz śmierć trzech Barbadiorczyków. Sześć pochodni spadło kolejno na ziemię, gdzie zgasły. Wkrótce - Devinowi wydawało się, że nastąpiło to zaledwie kilka chwil po tym, jak wjechali do wąwozu - został powalony i zabity ostatni Barbadiorczyk. Wtedy właśnie zobaczył, co zostało z Tropiciela i jak młodym był on człowiekiem. Jego ciało zostało straszliwie stratowane podczas walki. Leżało nienaturalnie poskręcane. Jakimś cudem ocalała twarz, chociaż dla patrzącego na nią Devina to właśnie było najgorsze ze wszystkiego. W ciele dziecka wciąż tkwiły obie strzały, choć jedna z nich była ułamana. Devin odwrócił się. Pogłaskał konia otrzymanego od Alienor i przemówił do niego. Następnie zmusił się, aby powrócić do człowieka, którego zabił. To było co innego niż zabicie śpiącego żołnierza w szopie Nievolenich. To miało miejsce w otwartej wojnie, a uzbrojony Barbadiorczyk zamachnął się swoim potężnym mieczem, by pozbawić życia. Devin nie miał najmniejszych złudzeń co do swego losu, gdyby Barbadiorczycy i Tropiciel zaatakowali ich trójkę na pustkowiu. Wiał nadal zimny wiatr. Devin podniósł wzrok i zdał sobie sprawę, że jakiś czas temu podjechał do niego cicho Alessan, i teraz on też patrzy na zabitego przez Devina człowieka. Oba konie tupały i parskały, rozgorączkowane szaleństwem i zapachem krwi. - Uwierz mi, Devinie,jest mi przykro - mruknął cicho Alessan, żeby nikt inny go nie usłyszał. - Najtrudniej jest za pierwszym razem, a ja nie dałem ci możliwości przygotowania się. Devin potrząsnął głową. Czuł się wycieńczony, niemal otępiały. - Nie miałeś wyboru. Może tak jest lepiej. - Odchrząknął niezręcznie. - Alessanie, masz ważniejsze sprawy na głowie. Zeszłej jesieni w Lesie Sandrenich dokonałem wyboru. Nie jesteś za mnie odpowiedzialny. - W jakiś sposób jestem. - Nie w taki, żeby to miało znaczenie. Sam dokonałem wyboru. - A czy przyjaźń nie ma znaczenia? Devin zamilkł, nagle onieśmielony. Alessan potrafił tak działać na ludzi. Po chwili książę dodał: - Kiedy wróciłem z Ouilei, byłem w twoim wieku. Przez chwilę wydawało się, że chce jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu tego nie zrobił. Devin domyślał się jednak, co Alessan ma na myśli, i coś w nim rozjarzyło się niczym świeca spokój nym płomieniem. Jeszcze przez chwilę patrzyli na zabitego. Blade światło Vidomniego na nowiu było na tyle jasne, że dostrzegli rysujący się na jego twarzy ból. - Wybrałem dobrowolnie i rozumiem potrzebę zabijania, ale chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję - powiedział Devin. - Ja się nigdy nie przyzwyczaiłem - rzekł Alessan. Zawahał się. - Każdy z moich braci o ileż lepiej wypełniłby to, do czego zostałem zachowany przy życiu. Devin odwrócił się wtedy, usiłując dostrzec w ciemności wyraz twarzy księcia. Po chwili powiedział: - Nie znałem ich, lecz czy pozwolisz sobie powiedzieć, że w to wątpię? Naprawdę w to wątpię, Alessanie. Po chwili książę dotknął jego ramienia.
|