Po upływie trzech czy czterech godzin zbudził się, spojrzał w dółi przeliczył oczyma zgraję napastników...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
szeregi po to tylko, by z bliska wybadać bÅ‚Ä™dy i pÄ™kniÄ™cia w pancerzu republiki, by – gdynadejdzie godzina – uderzyć w niÄ… tym skuteczniej, z tym...
»
W środku zastałem ledwie garstkę ludzi, czemu trudno się dziwić, ponieważ żniwa były w pełni, a do zmierzchu zostało wciąż pięć, sześć godzin...
»
Niecałe trzy godziny później olbrzymie ciało Szardika, z łbem okrytym kapturem z pozszywanych płaszczy, zawleczono linami do stóp zbocza, a następnie...
»
Po wieczerzy miêsnej w ostatni wtorek dawali oko³o godziny dwunastej pó³nocnej mleko, jajca i œledzie, przegrawaj¹c niejako tymi potrawami nastêpuj¹cemu...
»
szernej gotowej już studni z lanej stali, która miała za kilkanaście godzin wystrzelić na księ- życ pierwszy pocisk z zamkniętymi w nim pięcioma...
»
dane są pod każdym względem prawdziwe i w zupełności usatysfakcjonowały naszych towarzyszy w obozie, naszą trwającą 16 godzin nieobecność, dłuższą niż...
»
Spojrzawszy na plan, jaki miałem przy sobie, zdecydowałem się wracać inną drogą, wybrałem więc Marsh Street zamiast State Street...
»
Dwie godziny później zatrzymał się ponownie, tym razem w mieście Mountain View, żeby zjeść sandwicza i zapytać o drogę...
»
Po kilku godzinach zarządzono pobudkę, ludzie podnosili się jak znużone zwierzęta, którym nie pozostawiono żadnego wyboru...
»
O godzinie pierwszej dwadzieœcia piêæ lekturê przerwa³a mu potê¿na, chocia¿ ca³kiem normalna erupcja na terminatorze lo...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Byli wszyscy, co do jednego — caÅ‚a czereda milczÄ…cych, posÄ™pnych, najeżonych drapieżców, wpatrujÄ…cych siÄ™ weÅ„ ostrymi i lÅ›niÄ…cymi niby stal Å›lepiami. SÅ‚oÅ„ce chyliÅ‚o siÄ™ ku zachodowi. Za pół godziny MaÅ‚e PlemiÄ™ Skalne miaÅ‚o zakoÅ„czyć caÅ‚odziennÄ… pracÄ™, a wiadomo, że dhole niezbyt tÄ™go walczÄ… po ciemku.
— CóżeÅ›cie siÄ™ uwziÄ™li tak warować koÅ‚o mnie? — huknÄ…Å‚ stanÄ…wszy na gaÅ‚Ä™zi. — Nie potrzeba mi tak licznej straży, w każdym razie zachowam w pamiÄ™ci waszÄ… wierność i wytrwaÅ‚ość. Zaiste psiska jesteÅ›cie, rude psiska... ale na mój rozum, to was tu trochÄ™ za wiele nalazÅ‚o z jednego gatunku! Wszystkie jednej maÅ›ci, ani którego odróżnić! MajÄ…c to na wzglÄ™dzie, nie oddam ogona grubemu zjadaczowi jaszczurek. Cóż, nie cieszysz siÄ™ z tego, stary burku?
— Ja ci za to zÄ™bami wyprujÄ™ kiszki! — zawyÅ‚ przodownik, ostrzÄ…c sobie owe zÄ™bce o pieÅ„ drzewa.
— No, no, zastanów siÄ™ dobrze, Å‚ebski szczurze dekaÅ„ski! Teraz to ci siÄ™ wylÄ™gnie caÅ‚a kupa maÅ‚ych, kusych bezogoniastych rudych psiaków, co sobie poparzÄ… poÅ›ladki, gdy siÄ…dÄ… na gorÄ…cym piasku. Huzia do domu, rudy psie, i ogÅ‚oÅ› tam wszystkim, że to jakaÅ› maÅ‚pa tak ciÄ™ uszlachciÅ‚a... czy uszÅ‚achtowaÅ‚a! Co, pies nie chce odejść? Chodźże wiÄ™c, kochasiu, do mnie, to ciÄ™ nauczÄ™ arcymÄ…drych sztuczek!
To rzekÅ‚szy przegibnÄ…Å‚ siÄ™ jak maÅ‚pa na najbliższe drzewo, potem znów na nastÄ™pne, stÄ…d znów na trzecie z kolei — i tak posuwaÅ‚ siÄ™ coraz dalej i dalej, Å›cigany przez tÅ‚uszczÄ™ wrogów zadzierajÄ…cych bez ustanku Å‚by do góry i wpatrujÄ…cych siÄ™ weÅ„ uporczywie zajadÅ‚ymi Å›lepiami. Od czasu do czasu udawaÅ‚, że zlatuje na ziemiÄ™, a wówczas zgraja cisnęła siÄ™ jeden przez drugiego, by przyÅ›pieszyć jego zgubÄ™. Dziw braÅ‚ zaiste, gdy byÅ‚o patrzeć na tego chÅ‚opaka przemykajÄ…cego siÄ™ z nożem lÅ›niÄ…cym w pozÅ‚ocie zachodu, poÅ›ród gaÅ‚Ä™zi drzewnych, i na Å›ledzÄ…cÄ… go milczkiem z doÅ‚u, Å›cigajÄ…cÄ… go niestrudzenie ciżbÄ™ rudych zwierzaków, których nastroszone kudÅ‚y gorzaÅ‚y w leÅ›nym ostÄ™pie niby żywe pÅ‚omienie. Gdy dobiegÅ‚ do ostatniego drzewa, rozwiÄ…zaÅ‚ pÄ™czek czosnku i natarÅ‚ nim starannie caÅ‚e ciaÅ‚o.
— MaÅ‚po o wilczym jÄ™zyku! — zawyÅ‚y dhole szyderczo. — Czy myÅ›lisz, że w ten sposób zdoÅ‚asz omylić nasz wÄ™ch? My i tak rozpoznamy twój zapach i bÄ™dziemy ciÄ™ Å›cigać zawziÄ™cie aż do samej Å›mierci...
— Zabierz sobie swojÄ… kitÄ™! — krzyknÄ…Å‚ Mowgli rzucajÄ…c ogon w tyÅ‚ poza siebie, w kierunku drogi już przebytej. — A teraz Å›cigajcież mnie, pieski, Å›cigajcie... aż do samej Å›mierci!
Jak można byÅ‚o przewidzieć, zgraja cofnęła siÄ™ nieco, poczuw-szy zapach farby zwierzÄ™cej. Tymczasem chÅ‚opak zsunÄ…Å‚ siÄ™ chyżo po pniu na ziemiÄ™ i nim dhole siÄ™ spostrzegÅ‚y, pomknÄ…Å‚ na bosaka — jak wiatr nieÅ›cigÅ‚y — ku skaÅ‚om, kÄ™dy gnieździÅ‚y siÄ™ dzikie pszczoÅ‚y.
Rude psy zawyły ponuro i puściły się w pogoń ciężkim, posuwistym kłusem, zdolnym doprowadzić do zupełnego wyczerpania wszelką ściganą zwierzynę. Mowgli wiedział, że bieg ich stada jest znacznie powolniejszy od biegu wilków; gdyby nie to, nigdy by się nie odważył biec przez dwie mile po otwartej równi. Dhole były pewne, że w końcu dogonią chłopca, on zaś był pewny, że

Powered by MyScript