Pochyliła się, podniosła z podłogi wyjącego malucha i oparła go na biodrze...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Ustalone w badaniu zalenoci midzy poziomem wyksztacenia a uywanymi okreleniami pozwalaj stwierdzi, e przy wyszym przecitnie wyksztaceniu podniosaby si...
»
— Byłem — odpowiedziałem z wolna, bo naraz jak gdyby podłoga jęła odpływać mi spod stóp...
»
Ogród państwa Barry był to istny gąszcz kwiatów, które w każdej innej, nie tak decydującej i podniosłej chwili wprawiłyby w zachwyt wrażliwą Anię...
»
Zaniósł rzeźbę do kuchni, gdzie Kefas szorował podłogę z cegieł energicznymi ruchami wciąż jeszcze silnych ramion...
»
Fechtmistrz podniósł głowę i długo patrzył na płynące w oddali chmury, jakby rozpoznawał w nich znajome kształty...
»
We dwie zmieniły pościel na obu łóżkach, umyły podłogi i wywoskowały linoleum w kuchni...
»
Zniszczona sosnowa podłoga, rozłupana w kilku miejscach...
»
W rezultacie słuchawkę podniósł Bieżan...
»
Musisz się pochylić, żeby chwycić bardzo niskie poręcze...
»
Oparła się plecami o ścianę i oddychała głęboko...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Chwyciła Heather za ramię i odciągnęła ją od brata, po czym lekko popchnęła w stronę korytarza.
– Dzieci na podwórko. Amanda zrobi wam krakersy z masłem orzechowym. Możecie zjeść na zewnątrz. Byle nie za dużo. Za chwilę będzie kolacja. No, zmykać stąd. Już. Wszyscy na podwórko.
– Mamoooo, jest ciemno.
– Zapalcie światło na werandzie.
– Ale my chcemy oglądać kreskówki!
– Trudno. Róbcie, co mówię. I bez biegania – ostrzegła swoją gromadkę.
Heather i Josh pędzili już korytarzem, lecz zaraz zwolnili, popychając się i poszturchując nawzajem. Psy ruszyły za nimi, szczekając przeraźliwie, a Amanda weszła do kuchni, by tam bez wyraźnego protestu zająć się przygotowaniem krakersów dla rodzeństwa. Na oko siedmioletniej dziewczynce już teraz powierzano rolę zastępczej mamy.
Wydając polecenia, Blanche zdołała też uspokoić wrzeszczącego malucha. Odwróciła się i ruszyła w stronę salonu. Szłam za nią, torując sobie drogę między rozrzuconymi zabawkami. Były dosłownie wszędzie. Próbując uniknąć zmiażdżenia plastikowych elementów, odsuwałam stopą klocki lego rozsypane po całej podłodze. Przy prowadzących na górę schodach zamontowano małą bramkę. Drzwi do piwnicy zamknięte były na haczyk, co miało ustrzec dzieci przez wpadnięciem w ciemną otchłań.
– Twoja matka wspominała o opiekunce do dzieci. – Zawsze wychodzi ze mnie niepoprawna optymistka.
– Nie przychodzi w weekendy, a Andrew wyjechał z miasta.
– Czym się zajmuje?
– Jest prawnikiem. Prowadzi sprawy fuzji i sprzedaży firm. Do środy będzie w Chicago.
– A kiedy ma się urodzić dziecko?
– Teoretycznie za trzy tygodnie, ale chyba przyjdzie na świat wcześniej. Z poprzednimi też tak było.
W salonie stała otwarta wielka skrzynia pełna zabawek, które przewalały się przez wszystkie brzegi: lalki, misie i jasnożółty autobus szkolny wypełniony plastikowymi figurkami dzieci o okrągłych główkach. Była tam też drewniana ławeczka i młotek do wbijania drewnianych kołków, kredki, książeczki do kolorowania, małe metalowe samochodziki i drewniany pociąg. Na samym środku stał duży kojec. Zauważyłam też poruszaną mechanicznie huśtawkę, chodzik z gumowymi ochraniaczami, wysokie krzesełko, leżaczek dla niemowląt i przenośną kołyskę. Każdy kontakt w ścianie był specjalnie zabezpieczony plastikowymi przykrywkami. Wszystkie przedmioty znajdujące się w zasięgu małych rączek starannie pochowano, jakby spodziewając się nadciągającej powodzi.
Nagle usłyszałam dobiegający z zewnątrz przenikliwy krzyk, o częstotliwości znacznie wyższej niż wcześniejsze wrzaski w holu.
– Mamo! Mamo! – krzyknęła Amanda. – Heather zepchnęła Josha z drabinki i krew mu leci z nosa!
– O Boże – szepnęła Blanche. – Weź go, proszę.
Bez chwili wahania podała mi malca i poszła do kuchni. Quentin był zaskakująco ciężki, a jego kości przypominały kamienie. Popatrzył za odchodzącą matką, po czym przeniósł wzrok na mnie. Choć nie potrafił jeszcze mówić, czułam, że w jego małym mózgu powoli rodzi się pojęcie „Potwora”. Nagle zdał sobie sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł, i ułożył małe usteczka do porażającego wrzasku.
– Czy mogę go włożyć do kojca?
– Nie, nie znosi tego – krzyknęła Blanche, przechodząc przez drzwi na tyłach domu. Na podwórku rozległy się krzyki drugiego dziecka, najwyraźniej domagającego się w ten sposób poświęcenia mu równej uwagi. Jakby w odpowiedzi Quentin otworzył buzię tak szeroko, że początkowo nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zbierając siły, zwinął się jak pierożek. Nagle, bez ostrzeżenia, wyprężył się niczym skaczący do tyłu nurek. Gdybym go mocno nie trzymała, wyśliznąłby mi się z rąk i uderzył głową o podłogę.
– Gu gu gu – zagruchałam, jakbyśmy się świetnie bawili. Niestety, wyraz jego buzi obwieszczał coś zupełnie przeciwnego.
Próbowałam go pohuśtać, jak przed chwilą robiła to Blanche, ale to tylko pogorszyło sprawę.

Powered by MyScript