Tworzą wysepki względnej autonomii, ale zarazem terytorium poza granicami ładu przekształcają w szarą sferę dwuznaczności, dlatego muszą być ciągle, bez końca ponawiane. Dwuznaczność (istota nieporządku, chaosu) jest nieuchronnym efektem wszelkich prób, które za cel stawiają sobie klarowną, bezwyjątkową klasyfikację, to znaczy takich poczynań, które elementy rzeczywistości traktować chcą jako rzetelnie oddzielone i dlatego łatwo układające się po obu stronach granic. One zaś krnąbrnie nie chcą się podporządkować jednemu i tylko jednemu podziałowi. Dwuznaczność wyrasta tu z przekonania, iż ludzi i ich liczne cechy można dokładnie pogrupować między to, co wewnętrzne, i to, co zewnętrzne, korzystne i szkodliwe, ważne i nieważne. Każda dychotomia rodzi dwuznaczność, której by nie było, gdyby nie dychotomiczne wizje, nieodwołalnie łączące się z każdą próbą zaprowadzenia porządku. Dychotomiczne „albo-albo" rodzi się z pragnienia, aby względnie autonomiczną enklawę poddać całkowitej i wszechwładnej kontroli. Ponieważ zaś każda władza ma swoje granice, ponieważ najśmielsze nawet ludzkie marzenia nie sięgają panowania nad wszechświatem, więc tworzenie porządku praktycznie oznacza zawsze wydzielanie uporządkowanej sfery z bezładnej, nieokiełznanej reszty. Problem polega więc na tym, jak owo wydzielenie, owo odgraniczenie uczynić skutecznym; jak zapewnić trwałość tamie, która zabezpieczyć ma wyspę; jak powstrzymać ocean dwuznaczności. Budowanie porządku oznacza wydanie wojny dwuznaczności, chaosowi. W granicach każdej względnie autonomicznej wyspy porządku zabiega się o to, iżby wszystko było przejrzyste i wyraźne, to znaczy, żeby każdy obiekt miał swoją dobrze rozpoznawalną nazwę, każdej zaś nazwie odpowiadał obiekt łatwo odróżnialny od innych. Dla osiągnięcia takiej sytuacji trzeba jednak zakazać wszystkich nieprzewidzianych cech i rzeczy, albo też usunąć je z pola widzenia, ów dwoisty cel osiągnąć można jedynie wtedy, gdy o kryteriach klasyfikacyjnych w sposób wyłączny rozstrzyga się w jednym miejscu, tym, 104 Zygmunt Bauman – Socjologia - Rozdział 10 - Porządek i chaos z którego zarządza się i steruje enklawą ładu (tak więc monopol władców — ich wyłączne prawo do wytyczania granic wewnętrznych i zewnętrznych oraz określania wszystkiego, co znalazło się w ich gestii —jest koniecznym warunkiem utrzymania porządku i uniknięcia dwuznaczności). Kryteria, które wymykają się centralnej kontroli, uznawane są za bezprawne i w praktyce czyni się wszystko, aby odebrać im wszelką skuteczność. Przeciw dwuznaczności zmobilizowane zostają wszystkie narzędzia przymusu i moce symbolu. Jakąż zażartą walkę strażnicy ortodoksji wydają heretykom i dysydentom! Walkę bardziej bezlitosną i zdecydowaną niż wojny, które toczy się z jawnymi wrogami: poganami czy niewiernymi! Na mapie rysuje się kreskę; w ten sposób powstaje „granica państwowa". W terenie ustawia się wzdłuż wyimaginowanego pasa uzbrojonych ludzi, którzy mają przeszkodzić jego „bezprawnemu" przekraczaniu. Odziani są oni w uniformy, aby każdy rozpoznać w nich mógł osoby, które władne są rozstrzygać, kto może przekraczać granicę, a komu robić tego nie wolno. Nie są to jednak odźwierni, a raczej przedstawiciele centralnej władzy, ulokowanej w stolicy państwa, którego granic pilnują. To owa odległa władza decyduje, kogo przepuścić przez granicę, a kogo zatrzymać i odprawić z kwitkiem, ludziom pierwszej kategorii wręczając paszporty, natomiast personalia drugich umieszczając na listach proskrypcyjnych. Postępuje zatem jak każda władza i usiłuje w dwóch odseparowanych grupach umieścić osoby, których cechy nie różnią się zbyt wyraźnie, aczkolwiek każda z tych osób jest jednocześnie odmienna od wszystkich innych. To dzięki nieustającej czujności owej władzy i licznych wykonawców jej woli utrzymana zostaje krucha jedność państwa jako zespołu ludzi, których łączy to, że są jego obywatelami. Albo się należy do tego zespołu, albo się nie należy, nie ma trzeciej możliwości, nie ma stanów dwuznacznych i niepewnych.
|