(Raoul powiedział nam kiedyś, że prawo Pohla głosi, iż nie istnieje nic na tyle dobrego, by ktoś, gdzieś tego nienawidził i vice versa). I w tym momencie otoczył nas tłum. - ... tutaj proszę pana kiedy ukaże się wasza następna taśma tutaj proszę opowiedzieć naszym widzom co to znaczy naprawdę wierzyć że ta nowa forma sztuki jest ważnym paszportem czy zapatrujecie się na to w ten sposób panno Drummona czy to prawda że nie była pani zdolna do uśmiechu do kamerzysty za “Gwiezdny taniec" czy nie zamierza pani na to spojrzeć w ten sposób proszę kontynuować czy czytelnicy będą po prostu nie ale czy nie myśli pani panno Drummond że jest pani tak dobra jak siostra w dochodach w ich własnym kraju są bez honoru żeby witać was na Ziemi tutaj proszę - mówił tłum wśród trzasków, pstryków, furkotu i wycia maszynerii oraz wśród oślepiających rozbłysków czegoś, co wyglądało na widzianą z bliska eksplozje w jądrze galaktyki. A ja uśmiechałem się, kiwałem głową, mówiłem grzecznie dowcipne rzeczy i odpowiadałem z humorem na najobraźliwsze pytania i zanim znaleźliśmy się w taksówce kipiałem ze złości jak czajnik. Raoul i Linda rzeczywiście pojechali już przodem. Tom znalazł nasze bagaże i odjechaliśmy z wielką szybkością. - Rany boskie, Tom - powiedziałem, gdy taksówka ruszyła - na przyszłość zwołaj konferencje prasową na następny dzień, dobrze? - A niech to szlag trafi - wybuchnął - mogę zrezygnować kiedy tylko sobie zażyczysz. Siła jego głosu przestraszyła nawet taksówkarza. Norrey chwyciła Toma za rękę i zmusiła do spojrzenia na siebie. - Słuchaj - powiedziała łagodnie - jesteśmy twoimi przyjaciółmi i nie chcemy, żebyś na nas krzyczał. Okay? Wziął jeszcze jeden głęboki oddech, wstrzymał na chwile powietrze, wypuścił je w jednym potężnym westchnieniu i skinął głową. - Okay. - No więc dowiedz się, że orientuje się, iż reporterzy mogą być trudni we współpracy. Rozumiem to, Tom. Ale teraz jestem zmęczona i głodna, nogi bolą mnie jak diabli, a moje ciało jest przekonane, że waży trzysta trzydzieści kilogramów. Może więc następnym razem trochę im zełgamy? Nie odpowiedział od razu, a kiedy się odezwał, jego głos był już spokojny. - Norrey, ja naprawdę nie jestem idiotą. Konferencje prasową na jutro zwołałem i zaapelowałem do wszystkich, zęby okazali trochę serca i dali wam dzisiaj spokój. Ci tam skubańcy byli tymi, którzy mnie zignorowali, sukin... - Chwileczkę - przerwałem mu. - To po co, u diabła, daliśmy im to przedstawienie? - Czy uważasz, że tego chciałem? - warknął Tom. - Co ja mam powiedzieć jutro tym, którzy zastosowali się do mej prośby? Ale nie miałem wyboru, Charlie. Ta zwariowana dziwka nie pozostawiła mi żadnego wyboru. Musiałem coś dać tym draniom, bo puściliby to, co już mieli. - Tom, o czym ty, u licha, mówisz? - O Lindzie Parsons, o tym waszym cudownym odkryciu. - Wy dwoje, hmmm, nie przypadliście sobie do gustu - zasugerowałem. Tom parsknął. - Najpierw nazywa mnie ściubidupą. To praktycznie pierwsze słowo jakie usłyszałem z jej ust. Potem mówi, że jestem ignorantem i że nie traktuje jej należycie. Ją traktować należycie! Z kolei beszta mnie za to, że sprowadziłem reporterów i... Charlie, przyznam, że powinienem wywalić tych gryzipiórków na zbity pysk, ale nie muszę wysłuchiwać wymysłów jakiegoś żółtodzioba. No więc zaczynam wyjaśniać jej sprawę reporterów, a wtedy ona mówi, że jestem asekurant. Chryste na niebiosach, jeżeli istnieje coś czego nienawidzę, to jest zachowanie kogoś, kto wyładowuje na mnie swoją agresje, a potem uśmiecha się, patrzy mi prosto w oczy, usiłuje pogładzić mnie po pieprzonym karku i mówi mi, że jestem asekurant! Oceniłem, że wyładował się już dostatecznie i traciłem powoli rachubę tych cierni wrażonych w jego ambicje. - A więc ja i Norrey odstawiliśmy przed dziennikarzami wielkich przyjemniaków, bo sfilmowali was dwoje handryczących się publicznie? - Nie!
|