- Proszę iść za mną - powiedział krótko...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...
»
– Zajm? si? tym – powiedzia? Orlan...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Vanessa ociągała się, jakby chciała dobrze zapamiętać drogę, którą potem zamierzała przebyć bez towarzystwa strażnika.
Wyposażenie łazienki zaskoczyło ją - lustra, nowoczesny prysznic, ładne kafelki... Spodziewała się czegoś równie prymitywnego, jak meble w jej pokoju. Zapomniała już, jakim luksusem jest czystość.
- Będę za drzwiami - oznajmił Guillemot.
- W takim razie jestem tu bezpieczna - odpowiedziała, posyłając mu spojrzenie, które, jak sądziła, odebrał jako obietnicę, i zamknęła drzwi. Potem puściła gorącą wodę, aż pomieszczenie wypełniło się parą, i wysmarowała wilgotną podłogę mydłem. Kiedy uznała ją za wystarczająco śliską, zawołała Guillemota. Gdy wszedł i, zdezorientowany, usiłował utrzymać równowagę - wynurzyła się z obłoków pary i uderzyła go z całej siły. Osunął się na podłogę. Dostając się pod strumień wrzącej wody, jęknął. Vanessa podniosła leżący obok pistolet maszynowy i skierowała go w pierś mężczyzny. Choć była marnym strzelcem i trzęsły się jej ręce - oboje wiedzieli, do czego jest zdolna zaślepiona strachem kobieta.
- Nie strzelaj - wykrztusił, unosząc ręce do góry.
- Jeśli mnie do tego zmusisz...
- Proszę... nie strzelaj.
- Teraz... zabierzesz mnie do Gomma i innych. Szybko i spokojnie.
- Po co?
- Zaprowadź mnie do nich - rozkazała, bronią wskazując drzwi łazienki. - Jeśli będziesz próbował jakichś sztuczek, strzelę ci w plecy. Wiem, że to nie po męsku, ale w końcu nie jestem mężczyzną. Jestem tylko gotową na wszystko kobietą, więc lepiej rób, co ci każę.
- ...dobrze.
Prowadził ją korytarzami, a potem przez centralny dziedziniec, obok dzwonnicy. Zawsze myślała, że to kaplica, ale myliła się. Gdy weszli do środka - stwierdziła, że wygląda raczej jak bunkier niż miejsce kultu religijnego. Dopiero teraz uwierzyła w słowa Gomma - to była baza, w której przygotowywano atak nuklearny. Schodzili korytarzem w dół. Czy tutaj trzymano tych, ponoć nienormalnych, ludzi?
- Co to za miejsce? - zapytała.
- Nazywamy je buduarem - odpowiedział posłusznie. - To tutaj wszystko się rozgrywa.
W tej chwili chyba nic się nie działo. W większości pokoi panowała ciemność. W jednym komputer obliczał swoje szansę na uniezależnienie się, w innym telex pisał do siebie listy miłosne. Szli dalej korytarzem, aż skręcając w następny natknęli się na kobietę szorującą linoleum. Guillemot skorzystał z okazji. Popchnął Vanessę tak, że uderzyła o ścianę, i uciekł. Zanim zdążyła zorientować się w sytuacji, zniknął jej z oczu.
Przeklinała samą siebie. Po chwili rozległo się alarmujące bicie dzwonów. Wiedziała, że jeśli nadal i będzie stać w miejscu, to jest zgubiona. Biegła wzdłuż korytarza, zaglądając do każdego pokoju. W jednym znalazła tuziny zegarów - każdy pokazywał inną godzinę; w drugim dziesiątki czarnych telefonów; w trzecim, największym, ściany oblepione były monitorami, ale tylko jeden był włączony. Przed nim, w fotelu na kółkach, siedziała „zakonnica" z obfitym wąsem i popijała piwo. Vanessa podeszła bliżej. Z odrazą stwierdziła, że mężczyzna ogląda wyjątkowo ohydnego pornosa. Wyczuwając jej obecność, zerwał się, jak dzieciak przyłapany na gorącym uczynku Wymierzyła do niego z pistoletu.
- Zabiję cię, jeśli się poruszysz - zagroziła.
- Cholera!
- Gdzie jest Gomm i inni?
- Co?
- Gdzie oni są? Szybko!
- Na dole. Korytarzem w lewo i jeszcze raz w lewo - odpowiedział. - Nie chcę umierać - jęknął.
- Więc siadaj i zamknij się.
- Dzięki Bogu - szepnął. Kiedy wyszła, padł na kolana i modlił się.
W lewo i jeszcze raz w lewo. Mówił prawdę - dotarła do pokoi więźniów. Właśnie miała zapukać do pierwszych drzwi, gdy zawyła syrena alarmowa. Teraz już bez pukania otwierała wszystkie po kolei. W trzecim znalazła Gomma. Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Vanessa? - Miał na sobie tylko koszulę. - Przyszłaś? Przyszłaś!
Wkrótce wszyscy wyszli na korytarz: Ireniya, Floyd, Mottershead, Goldberg. Patrząc na nich uwierzyła, że razem mają czterysta lat.
- Obudźcie się, stare niedowiarki - zawołał Gomm. Znalazł jakieś spodnie i zakładał je w pośpiechu.
- Włączyli alarm - zauważył mężczyzna z siwymi włosami opadającymi na ramiona.

Powered by MyScript