Takimi żywymi świerkami są dziś owe
pomosty Jewreinowskie i inne manipulacje z rampą sceniczną - chociaż ich dążenie jest
antynaturalistyczne. Z kwestią naturalizmu ani to, ani tamto nie ma właściwie nic do czy-
nienia, jedno i drugie jest smaczkiem i nietaktem.
Prawa psychologiczne niełatwo dadzą się naruszyć - ich władztwo przywraca się au-
tomatycznie. Rzecz ma się tu podobnie, jak przy prymitywnych eksperymentach socjalno-
gospodarczych: prawa podaży i popytu, prawa kapitału zaczynają zaraz działać na rzeko-
mych gruzach kapitału.
Dziedziną istotnych eksperymentów teatralnych może być tylko to, co robią autor i
aktor - sama gra i samo pisanie.
P.p. W „Skamandrze” XIV-XV Anatol Stern w artykule pt. Manekiny naturalizmu
podnosi jako „inwencję”, że na Reinhardtowskim przedstawieniu Dantona spośród pu-
bliczności słychać krzyki „na śmierć!” Te krzyki „dając publiczności złudzenie, że są
współaktorami, czynią wrażenie wstrząsające”. Ostrożnie jednak dodaje p. Stern, że nie
należy to „ściśle do istoty sztuki teatralnej”.
W Sowietach rozmyślnie, dla celów politycznych, aranżuje się taki udział publiczności.
Np. aktorzy na scenie zwalają ścianę, która symbolizuje niewolę - widzowie wbiegają na
scenę i pomagają ścianę walić.
72
W połowie ubiegłego wieku zdarzyło się, że jakiś zapalczywszy Madziar na przedsta-
wieniu Króla Lira strzelał do jego niewdzięcznych córek. Podobno dziś jeszcze cowboye
tak się zachowują wobec ekranu: strzelają do czarnych charakterów.
Powyższy mój artykuł wywołał częściową polemikę P. Wandurskiego na łamach „Ży-
cia Teatru” (nr 31-35 z sierpnia 1924) pt. Nieistotne argumenty.
UWAGI O TZW. UPADKU
TWÓRCZOŚCI DRAMATYCZNEJ W POLSCE
I
Hipochondria czy chwalebna ambicja wymyśliła pogłoskę, jakoby polska twórczość
dramatyczna zamierała. Ankieta, urządzona przez redakcję „Świata” wskutek tego alarmu,
wykazała to jedno na pewno, że dramatopisarzy i dramatów jest teraz w Polsce nie mniej
niż w innych epokach, a tylko wymagania stały się teraz większe i różnorodniejsze.
Dlaczego w Polsce kwitła zawsze powieść więcej niż dramat? Ponieważ polski typ
odczuwania życia jest przeważnie agrarnym, tj. spokojnym i niezdobywczym. Według
tego układało się także polskie życie kulturalne, społeczne i towarzyskie. Nie mieliśmy
wojen religijnych, bo nie przejmowaliśmy się wiarą tak do głębi duszy, żeby za wszelką
cenę chcieć nawracać przeciwnika. Życie społeczne upływało utorowanymi drogami, bez
większych tarć i buntów takich, które by można uznać za swojskie, narodowe. Życie to-
warzyskie lubiło świętą zgodę, świętą zabawę i „kochajmy się”. Zwady, zajazdy były
walką osób, a nie walką o zasady.
Można - z grubsza - podzielić dramat na dwie kategorie: tragedię, o ile czyni się osią
sztuki tylko jednego człowieka (Makbet, Otello, Lir, Edyp) i pokazuje się jego samotni-
czy, robinzonowy stosunek do różnych sił i ludzi - i dramat właściwy, w którym poka-
zuje się konflikty międzyludzkie jako walkę równych uprawnień, obiektywnie, udziela-
jąc wszystkim stronom równego zainteresowania uczuciowego i intelektualnego.
Tragedyj w tym znaczeniu miewaliśmy sporo - scenicznych lub niescenicznych, o to
mniejsza; dramatów bardzo mało.
Chemia życia polskiego jest niedramatyczna. Po prostu mówiąc: Polak nie lubi się
„kłócić” . On się wprawdzie kłóci, zakłada stronnictwa, rozdwaja stronnictwa, miewa po-
jedynki, zabójstwa, samobójstwa itp., bo to są sprawy w życiu nieuchronne, ale w świa-
domości swojej tego nie uznaje za ważne, uznaje za pomyłkę, za prowizorium, za wyją-
tek. Przypomnę tylko naiwne artykuły i przemówienia uroczystościowe, nawołujące do
solidarności. Proszę rozpytać się wśród publiczności, zwłaszcza żeńskiej; znaczna część
nie rozumie, po co są te jakieś stronnictwa, kiedy by to tak ładnie i grzecznie było iść ra-
zem. Wszczęcie jakiegokolwiek sporu uchodzi za nieprzyzwoitość, napastliwość, manię
|