─ A co z moimi terminami płatności! Zrobią mi zajęcie, podczas
gdy szanowny pan będzie tu przychodził za darmo... Ach, spójrz przynajmniej na siebie! Czy
197
ty sobie wyobrażasz, że ja cię kocham dla twoich pięknych oczu? Kiedy ktoś ma taki pysk,
musi płacić kobietom, które raczą go tolerować. Na miłość boską! Jeżeli dziś wieczorem nie
przyniesiesz mi tych dziesięciu tysięcy franków, nie pozwolę ci cmoknąć nawet końca moje-
go małego palca... Naprawdę, odeślę cię do żony!
Wieczorem przyniósł dziesięć tysięcy franków. Nana podała mu usta, a on złożył na nich
długi pocałunek, który pocieszył go po całym dniu strapienia. Młodą kobietę nudziło jednak,
że bez przerwy czepiał się jej spódnic. Skarżyła się panu Venot błagając, żeby zabrał jej Muf-
cia do hrabiny; czyżby ich pojednanie niczego nie zmieniło? Żałowała, że mieszała się w tę
sprawę, skoro i tak spadł jej znowu na kark. Gdy w gniewie zapominała o swoich interesach,
przysięgała, że zrobi mu takie świństwo, by nie mógł już przestąpić jej progu. Krzyczała na
niego waląc się po udach, ale choćby nawet napluła mu w twarz, on zostałby przy niej i jesz-
cze by dziękował. Zaczęły się znowu ciągłe sceny o pieniądze. Żądała ich brutalnie, pysko-
wała z powodu marnych sum, wstrętnie, mu wymawiała każdą minutę i z okrucieństwem po-
wtarzała, że sypia z nim tylko dla pieniędzy, że to wcale jej nie bawi, że kocha innego i jest
bardzo nieszczęśliwa nie mogąc się obyć bez podobnego idioty. Przecież nawet na dworze
cesarskim już go nie chciano i mówiono o jego dymisji. Cesarzowa powiedziała: „On jest
zbyt odrażający.” To rzeczywiście racja. Dlatego też Nana powtarzała na zakończenie każdej
sprzeczki:
─ Wiesz, ja się tobą brzydzę!
Teraz już się wcale nie krępowała, gdyż odzyskała zupełną swobodę. Codziennie urządzała
spacer dokoła stawu w Lasku Bulońskim, nawiązując znajomości, które w innym miejscu
rozwiązywała. Odbywały się tam wielkie łowy, ostentacyjna prezentacja w pełnym słońcu,
pokaz słynnych ladacznic, które zaczepiały przechodniów, otoczone olśniewającym zbytkiem
i pobłażliwym uśmiechem Paryża. Księżne pokazywały ją sobie spojrzeniem, wzbogacone
mieszczki wzorowały się na jej kapeluszach. Niekiedy jej lando przejeżdżając zatrzymywało
sznur wspaniałych pojazdów; siedzieli w nich finansiści trzymający całą Europę w garści i
ministrowie, których grube palce ściskały Francję za gardło. Nana należała do tego towarzy-
stwa z Lasku i zajmowała w nim poczesne miejsce; znana we wszystkich stolicach, pożądana
przez wszystkich cudzoziemców, swoją szaloną rozpustą podnosiła splendor tego tłumu, jak-
by ucieleśniała sławę i rozkosz zmysłową narodu. Bywała w wielkich restauracjach, w po-
godne dni często w „Madryckiej”, gdyż otwierały jej tam drogę nocne przygody i przelotne
miłostki, o których już rano zapominała. Poznawała personel ambasad, w towarzystwie pa-
nów kaleczących język francuski chodziła na obiady z Lucy Stewart, Karoliną Hèquet, Marią
Blond; ci panowie zabierali je na wieczorną libację żądając tylko, żeby były zabawne; a byli
tak zblazowani i znudzeni, że nawet ich nie dotykali. Nazywały to „wyprawą na niby” i
uszczęśliwione, że ich nie chciano, wracały do domu, by resztę nocy spędzić w ramionach
swych kochanków.
Hrabia Muffat udawał, że o niczym nie wie, skoro nie podsuwała mu mężczyzn pod nos.
Cierpiał zresztą dotkliwie z powodu drobnych, codziennych upokorzeń. Pałac przy alei Vil-
liers stawał się piekłem, domem wariatów, w którym o każdej porze działy się dzikie awantu-
ry. Dochodziło do tego, że Nana biła się ze służbą. Ni z tego, ni z owego zaczynała okazywać
szczególną sympatię stangretowi Karolowi. Gdy zatrzymywała się w jakiejś restauracji, po-
syłała mu przez kelnera kufle piwa. Rozweselona gwarzyła z nim z wnętrza powozu; bawiło
ją, gdy w natłoku pojazdów „wdawał się w pyskówki z dorożkarzami”. Ale potem bez powo-
du traktowała go jak idiotę. Ciągle kłóciła się o słomę, otręby, owies. Choć lubiła zwierzęta,
uważała, że jej konie jedzą za wiele. Gdy pewnego dnia przy obrachunku zarzuciła Karolowi,
że ją okrada, uniósł się i nazwał ją bez ogródek kurwą; powiedział, że jego konie są więcej
warte od niej, bo nie sypiają z każdym. Nana odpowiedziała w tym samym tonie, więc hrabia
musiał ich rozdzielić i przepędzić stangreta. Lecz od tej chwili służba zaczęła się rozprzęgać.
Wiktoria i Franciszek odeszli z powodu kradzieży klejnotów. Julian także zniknął; opowiada-
198
no, że to pan dał mu znaczną sumę błagając, by odszedł, służący sypiał bowiem z panią. Co
tydzień pojawiały się w kredensie nowe twarze. Nigdy nie było takiego bezgotowia; dom stał
|