- Dziwne - zacząłem w przerwie między dwiema filiżankami herbaty - jak przyzwyczajenie urabia nasze upodobania i poglądy...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodnoÅ›ci miÄ™dzy wÅ‚asno­Å›ciami czÄ…stek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a wÅ‚asnoÅ›ciami czÄ…stek...
»
Koordynowanie polityki transformacji i polityki rozwoju polega na swoistym balansowaniu między populizmem a rozwojem...
»
Ustalone w badaniu zale¿noœci miêdzy poziomem wykszta³cenia a u¿ywanymi okreœleniami pozwalaj¹ stwierdziæ, ¿e przy wy¿szym przeciêtnie wykszta³ceniu podnios³aby siê...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie siÄ™ dokÅ‚adnie w poÅ‚o­wie drogi miÄ™dzy przesÄ…dem a libertynizmem...
»
nostka jest przekonana, ¿e cz³onkowie rodziny spi-skuj¹ miêdzy sob¹, w jaki sposób ograniczyæ jej ak-tywnoœæ fizyczn¹ tak, by podupad³a na zdrowiui musia³a...
»
Rand przeraziÅ‚ siÄ™ na widok ogira, który wyÅ‚oniÅ‚ siÄ™ jak­by spod ziemi, z jednego z poroÅ›niÄ™tych trawÄ… i kwiatami kopców, stojÄ…cych miÄ™dzy drzewami...
»
Requiem i Elegy podejmujÄ… opowieść trzy lata później i ukazujÄ… czynniki, które w ostatecznym rozrachunku wiodÄ… do miÄ™dzykontynentalnej...
»
Jérôme ponownie wstał i przesiadł się na puste miejsce między dwoma zajętymi, sądząc, że nareszcie będzie miał spokój...
»
Nie bêdziemy tu systematycznie omawiaæ podobieñstw i ró¿nic miêdzy poszczególnymi wersjami analizy sk³adnikowej wyliczonymi w poprzednim akapicie...
»
Między rokiem 1887 a 1905 podjęto wiele prób wyjaśnienia wyniku doświadczenia Michelsona i Morleya...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Niejeden powiedziałby, że życie na takim odludziu, jak tutaj, nie może być szczęśliwe. Mimo to wydaje mi się, że w otoczeniu rodziny, z tak miłą panią w roli opiekuńczego ducha pańskiego ogniska domowego i serca...
- Z moją miłą panią? - przerwał mi z wyrazem niemal diabelskiego szyderstwa na twarzy. - Gdzież ona, ta moja miła pani?
- Mam na myśli pańską żonę, panią Heathcliff.
- Ach tak, więc chcesz pan powiedzieć, że duch jej po śmierci pełni tutaj nadal rolę anioła stróża?
Zrozumiałem moją pomyłkę. Trzeba się było wytłumaczyć... Powinienem był przecież zauważyć zbyt wielką jak na małżeństwo różnicę wieku między tą parą. On miał około czterdziestki - wiek, w którym mężczyzna ma dość rozumu, by się nie łudzić, że młoda dziewczyna poślubi go z miłości. Takie złudzenia bywają raczej osłodą późniejszego wieku. Ona nie wygląda nawet na siedemnaście lat.
Rozjaśniło mi się w głowie. To pewnie ten cymbał obok mnie, który pije herbatę ze spodka i je chleb brudnymi łapami, jest jej mężem. Naturalnie - Heathcliff-junior. Oto, do czego prowadzi takie zagrzebanie się żywcem: wyszła za tego prostaka, zmarnowała się, bo nie wiedziała, że istnieją inni. Szkoda! Wielka szkoda! Muszę uważać, żeby nie pożałowała swego wyboru! Ta ostatnia uwaga mogłaby świadczyć o zarozumiałości. Ale to nieprawda. Młodzieniec wydał mi się wręcz odpychający, a wiedziałem z doświadczenia, że mogę podobać się kobietom.
- Ta pani jest mojÄ… synowÄ… - wyjaÅ›niÅ‚ gospodarz potwierdzajÄ…c moje przypuszczenia. I przy tych sÅ‚owach rzuciÅ‚ jej spojrzenie peÅ‚ne dziwnej nienawiÅ›ci, chyba że wyraz jego twarzy byÅ‚ w zupeÅ‚nej sprzecznoÅ›ci z jego uczuciami.
Wobec tego zwróciłem się do młodego sąsiada:
- Ach, naturalnie, teraz rozumiem. To pan jesteś szczęśliwym małżonkiem tej dobrej wróżki.
Wpadłem jeszcze gorzej niż poprzednio. Młodzieniec poczerwieniał i zacisnął pięści, jakby chciał się na mnie rzucić. Ale opamiętał się w porę i za całą odpowiedź dostało mi się ordynarne, stłumione przekleństwo. Udałem, że nie słyszę.
- Pańskie domysły trafiają w próżnię - odezwał się gospodarz. - Żaden z nas nie ma szczęścia być małżonkiem pańskiej dobrej wróżki. Jej wybraniec nie żyje. Chciałem powiedzieć, że była moją synową, a więc musiała owdowieć.
- A ten młody człowiek...
- To z pewnością nie mój syn!
Heathcliff uśmiechnął się, jakby uznał takie przypuszczenie za zbyt śmiały żart. On ojcem tego niedźwiedzia!
- Nazywam się Hareton Earnshaw - warknął młodzieniec - Radzę panu szanować moje nazwisko!
- Nie obraziłem pana - odrzekłem wyśmiewając w duszy godną minę, z jaką mi się przedstawił.
Wpatrywał się we mnie tak wyzywająco, że odwróciłem głowę z obawy, żeby go nie trzepnąć po uszach albo nie roześmiać się na cały głos. Zacząłem czuć się wyraźnie nieswojo w tym miłym kółku rodzinnym. Ponury nastrój psuł zupełnie wrażenie ciepła i zaciszności. Powiedziałem sobie, że dobrze się namyślę, zanim po raz trzeci przestąpię te progi.
PosiÅ‚ek dobiegaÅ‚ koÅ„ca w gÅ‚uchym milczeniu. Nikt już nie wyrzekÅ‚ sÅ‚owa. WyjrzaÅ‚em oknem, by zobaczyć, jak tam z pogodÄ…. Widok, który ukazaÅ‚ siÄ™ moim oczom, nie zachÄ™caÅ‚ do wyjÅ›cia: Å›ciemniÅ‚o siÄ™ przedwczeÅ›nie, niebo i wzgórza nikÅ‚y w groźnym kÅ‚Ä™bowisku wichru i gÄ™stej Å›nieżycy.
- Bez przewodnika nie zajdÄ™ chyba do domu – wyrwaÅ‚o mi siÄ™ mimo woli. - Drogi zasypane, a gdyby nawet nie byÅ‚y zasypane, to ciemno, choć oko wykol.
- Hareton, zapędź te dwanaście owiec pod dach, do stodoły. W owczarni śnieg je przez noc zasypie. I zastaw je deską - rozkazywał Heathcliff.
- Ale co ja mam robić? - pytałem z rosnącym rozdrażnieniem.
Nikt mi nie odpowiedziaÅ‚. Obejrzawszy siÄ™ zobaczyÅ‚em Józefa, który wszedÅ‚ z wiaderkiem owsianki dla psów. MÅ‚oda pani, nachylona nad ogniem, zabawiaÅ‚a siÄ™ zapalaniem zapaÅ‚ek, które spadÅ‚y z kominka, gdy odstawiaÅ‚a puszkÄ™ z herbatÄ…. Stary, postawiwszy swój ciężar, rozejrzaÅ‚ siÄ™ krytycznie po pokoju i zagadnÄ…Å‚ ochrypÅ‚ym gÅ‚osem:
- Że też będzie tu stać i próżnować, kiedy tamci poszli do roboty. Szkoda gadać! I tak nic z lenia nie będzie! Diabli wezmą, jak matkę wzięli!
Wydało mi się przez chwilę, że stary nicpoń do mnie zwraca tę przemowę. Już już miałem go kopnąć i wyrzucić za drzwi, gdy odpowiedź młodej kobiety ostudziła moje zapędy.
- Nikczemny stary obłudniku! - zawołała. - Nie boisz się, że ciebie porwą, skoro ich tak często wspominasz? Nie zaczynaj ze mną, bo sama poproszę, żeby się z tobą załatwili. Spójrz no, Józefie - przy tych słowach zdjęła z półki podłużną czarną księgę - ile się już nauczyłam Czarnej Magii. Niedługo potrafię już zrobić porządek w tym domu. Czerwona krowa nie zdechła przypadkiem, a twój reumatyzm nie jest wcale dopustem bożym!
- Wiedźma, wiedźma! - sapał stary. - Niech Bóg nas uchroni od Złego.
- Ty sam jesteÅ› wyrzutek i potÄ™pieniec! Precz, bo bÄ™dzie źle! UlepiÄ™ was wszystkich z wosku i gliny, a kto pierwszy przekroczy nakreÅ›lone przeze mnie granice, tego... Nie powiem, co mu siÄ™ stanie, ale zobaczycie! Precz! PatrzÄ™ na ciebie.
Piękne oczy młodej czarownicy zabłysły złośliwą drwiną i Józef, naprawdę przerażony j drżący, wypadł z pokoju modląc się głośno i wykrzykując: - Wiedźma!

Powered by MyScript