Przyjrzała się arystokratom z jego świty - to musieli być arystokraci, sądząc po przednich, haftowanych kaftanach i bogatych, jedwabnych sukniach - by sprawdzić,...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Skoroś go nie widział, skąd możesz wiedzieć, że był na strychu? – Toć jego własna żona musiała chyba wiedzieć, gdzie przebywa! –...
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
· Automatyczne uleganie autorytetom oznaczać może uleganie jedynie symbolom czy oznakom autorytetu, nie zaś jego istocie...
»
współobywatelom, że właściwie jego wypychano, ażeby się bił z synem margrabiego o obra- zę księcia Napoleona – mais je leur ai dit 353 –...
»
Wtpliwoci co do stanu psychicznego wiadka i jego stanu rozwoju umysowego mog wynika z informacji uzyskanych od innych osb w toku postpowania przygotowawczego, w...
»
Mieszka, który do innego obejścia i innych stosunków przywykł z Jordanem, drażniła zarówno wyniosłość biskupa, jak i to, że pod bokiem jego, który zwykł...
»
Jednakże gdy opuścił swe zakrwawione ręce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniały i napuchły tak, że nie mógł dłużej wytrzymać dotyku...
»
Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Tak przeważnie bywało z większością ludzi. Mimo to wysilała się, mrużąc oczy. Gdyby udało jej się dojrzeć bodaj jedną wizję, chociaż jedną, jedyną aurę, to mogłaby go jakoś wesprzeć. Z opowieści, jakich się nasłuchała od czasu przekroczenia granic Andoru, wynikało, że przyda mu się każda pomoc.
Ciężko westchnąwszy, poddała się nareszcie. Całe to zezowanie i naprężanie nie miało żadnego sensu, jeżeli niczego nie dostrzegła od razu.
Nagle dotarło do niej, że arystokraci zbierają się do odejścia, że Rand wstał i że Enaila macha w jej stronę ręką, dając znak, że może wejść do komnaty. Rand uśmiechał się. Min miała wrażenie, że lada chwila serce wyrwie się jej z piersi. A więc tak to jest być jedną z tych kobiet, z których tak się naśmiewała, tych kobiet, które potrafią padać mężczyźnie do stóp. Nie, ona nie jest jakąś płochą dzierlatką; jest od niego starsza, całowała się po raz pierwszy, kiedy on jeszcze uważał, że wymiganie się od wypasania owiec to pyszna zabawa, ona przecież...
„Światłości, nie dopuść, błagam, by ugięły się pode mną kolana”.
 
 
Niedbale cisnąwszy Berło Smoka na siedzenie tronu, Rand zeskoczył z podium i przebiegł przez całą przestrzeń Wielkiej Sali. Dobiegł do Min i natychmiast pochwycił ją w objęcia, podrzucił w powietrze i jął obracać w ramionach, zanim Dyelin i pozostali zdążyli wyjść. Niektórzy z arystokratów wytrzeszczyli oczy, ale doprawdy mogli je sobie wytrzeszczać do woli, jeśli o niego szło.
- Światłości, jak dobrze zobaczyć twoją twarz, Min - powiedział ze śmiechem. O ileż lepiej niźli te kamienne rysy Dyelin albo Ellorien. Nawet gdyby Aemlyn, Arathelle, Pelivar, Luan i w ogóle wszyscy, wszyscy jak jeden mąż, zapewnili go o swym zadowoleniu z faktu, że Elayne jest już w drodze do Caemlyn, zamiast gapić się na niego z wyraźnym powątpiewaniem albo wręcz ze słowem „kłamca” w oczach, to i tak na widok Min szalałaby z radości.
Kiedy postawił ją z powrotem na posadzce, osunęła się bezwładnie na jego pierś, ściskając go za ramiona i z trudem łapiąc powietrze.
- Przepraszam - powiedział. - Nie chciałem przecież, żeby ci się zakręciło w głowie. To tylko dlatego, że cieszę się z twojego przybycia.
- No cóż, rzeczywiście przez ciebie kręci mi się w głowie, ty pasterzu z wełną zamiast mózgu - wymamrotała w jego pierś. Odsunąwszy się, spojrzała na niego spod długich rzęs. - Mam za sobą długą jazdę, przyjechałam w samym środku nocy, a ty tu mną podrzucasz niczym workiem owsa. Czy ty się nigdy nie nauczysz dobrych manier?
- Z wełną zamiast mózgu - zaśmiał się cicho. - Min, możesz nazwać mnie kłamcą, ale naprawdę tęskniłem za tym. Nie obrzuciła go kolejnym wyzwiskiem, tylko zwyczajnie spojrzała mu w twarz, wyzbywszy się całkiem tej srogiej miny. Jej rzęsy zdawały się dłuższe, niż je zapamiętał.
Uświadomiwszy sobie, gdzie są, ujął ją za rękę. Sala tronowa to nie miejsce na spotkania ze starymi przyjaciółmi.
- Chodź, Min. Możemy się napić chłodnego ponczu w mojej bawialni. Somara, idę do apartamentów; możesz wszystkich odprawić.
Somara nie wyglądała na uszczęśliwioną, ale odesłała wszystkie Panny; pozostała jedynie ona i Enaila. Nie rozumiał, dlaczego tak zmarkotniały. Pozwolił Somarze zgromadzić tyle Panien w Pałacu przede wszystkim dlatego, że miała przyjść Dyelin i inni. Z tego samego powodu Bashere przebywał w obozowisku swojej konnicy, na północ od miasta. Panny jako przypomnienie, Bashere dlatego, że przypomnień byłoby zbyt wiele. Miał nadzieję, że te dwie nie zamierzają mu matkować. Odnosił wrażenie, że stawały przy nim na straży częściej niż inne, ale Nandera wykazywała się takim samym uporem jak Sulin, kiedy próbował sam rozdzielać obowiązki. Dowodził wprawdzie Far Dareis Mai, ale nie był Panną, toteż nie należało to do niego.
Min przyglądała się gobelinom, kiedy prowadził ją za rękę przez korytarz. Zerkała na inkrustowane komody i stoły, na złote misy i wysokie wazony z porcelany Ludu Morza ustawione w niszach. Przyjrzała się uważnie Enaili i Somarze, od stóp do głów, każdej po trzy razy. One za to nawet na nią nie spojrzały, ani nie odezwały się do niej słowem. Rand ściskał ją za rękę, czując, jak puls w jej nadgarstku tak cwałuje, że mógł stawać w zawody z końmi. Miał nadzieję, że Min tak naprawdę wcale się nie gniewa, iż tak nią poniewierają.
Ku jego wielkiej uldze Somara i Enaila zajęły stanowiska po obu stronach drzwi, aczkolwiek żadna nie zareagowała, kiedy poprosił o przyniesienie ponczu, więc musiał powtórzyć prośbę. W bawialni zdjął kaftan i cisnął go na krzesło.
- Usiądź, Min. Usiądź. Odpocznij i odpręż się. Zaraz przyniosą poncz. Musisz mi wszystko opowiedzieć. Gdzie ty się dotąd podziewałaś, jakim sposobem tu dotarłaś, dlaczego przyjechałaś nocą. Podróżowanie nocą nie jest bezpieczne, Min. Teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Dam ci najlepszą komnatę w całym Pałacu. Poza tym dostaniesz jeszcze eskortę złożoną z Aielów; oni cię zaprowadzą, gdzie tylko zechcesz.
Przez chwilę miał wrażenie, że Min, która stanęła obok drzwi, zaraz się roześmieje, ale ona tylko zrobiła głęboki wdech i wyjęła z kieszeni jakiś list.
- Nie mogę ci zdradzić, skąd przyjeżdżam... obiecałam, Rand... ale jest tam Elayne i...
- Z Salidaru - powiedział i uśmiechnął się na widok jej zogromniałych oczu. - Ja wiem co nieco, Min. Może nawet więcej, niż się niektórym zdaje.
- Sama... to widzę - odparła słabym głosem. Wsunęła list w jego ręce, po czym ponownie się cofnęła. Silniejszym głosem dodała: - Przysięgłam, że dam ci ten list na samym początku. Weź, przeczytaj go.
Rozpoznał pieczęć, lilię odciśniętą w ciemnożółtym wosku, i zamaszyste pismo Elayne, którym napisane było jego imię, ale ociągał się z otworzeniem listu. Najlepsze są ostateczne rozstania i on takiego dokonał. Nie potrafił się jednak powstrzymać; przeczytał, po czym usiadł na kaftanie i przebiegł go oczami raz jeszcze. List bez wątpienia był krótki.
 
„Rand,
Określiłam jasno swoje uczucia względem twojej osoby. Wiedz, że się nie zmieniły. Mam nadzieję, że ty czujesz do mnie to samo, co ja do ciebie. Min może ci pomoc, pod warunkiem, że będziesz jej słuchał. Kocham ją jak siostrę i mam nadzieję, że ty również będziesz tak ją traktował.
Elayne”
 

Powered by MyScript