Z każdÄ… książkÄ… poznajemy coraz wiÄ™kszÄ… część dziejów, coraz wiÄ™cej tajemnic wydobywanych jest na Å›wiatÅ‚o dzienne, a relacja rozwija siÄ™ niczym rapsodia. Akcja minipowieÅ›ci zamieszczonej w tej antologii rozgrywa siÄ™ w Trzecim Wieku i stanowi kronikÄ™ zniszczenia Serendair, przedstawiajÄ…c historiÄ™ tych, którzy pozostali na wyspie po exodusie. Próg Elizabeth Haydon Dwa wieki temu skazana na zagÅ‚adÄ™ wyspa Serendair przetrwaÅ‚a kataklizm, gdy pÅ‚onÄ…ca gwiazda, znana później jako ÅšpiÄ…ce Dziecko, spadÅ‚a z nieba do morza, niszczÄ…c znacznÄ… część wybrzeża, ale oszczÄ™dzajÄ…c ziemie poÅ‚ożone w gÅ‚Ä™bi lÄ…du. Tym razem, gdy Å›piÄ…ce przez wieki pod falami Dziecko wykazuje oznaki ożywienia, ziemia i woda przygotowujÄ… siÄ™ na jego przebudzenie, a majÄ…cy zdolność prorokowania król wyspy Gwylliam doznaje wizji unicestwienia Serendair w drugim kataklizmie. Niemal wszyscy opuÅ›cili Serendair – Nainowie z gór na północy, Lirinowie z lasów i równin w Å›rodkowej części wyspy oraz ludzie – trzema wielkimi flotami ze swoim królem na czele, aby odbudować cywilizacjÄ™ na innym kontynencie. W oczekiwaniu na koniec pozostali niedowiarkowie, gÅ‚upcy, uparci, zrezygnowani i kilka dusz naprawdÄ™ szalonych. Z rozkazu króla stacjonowaÅ‚ tam też jeszcze maÅ‚y oddziaÅ‚ wojskowy, aby utrzymać porzÄ…dek, zapewnić bezpieczeÅ„stwo tym, którzy zostali, oraz zachować nienaruszony choć strzÄ™p królewskiej wÅ‚adzy, na wypadek gdyby do drugiego kataklizmu nie doszÅ‚o. Chociaż i tak skazani sÄ… na zagÅ‚adÄ™, nie potrafiÄ… przewidzieć, co może siÄ™ wydarzyć, gdy czÅ‚owiek stanie na progu miÄ™dzy życiem a Å›mierciÄ…. Oto opowieść o nich, dotÄ…d nie znana Å›wiatu. GorÄ…ca para wodna unosiÅ‚a siÄ™ tuż nad powierzchniÄ… morza, tak że wydawaÅ‚o siÄ™ ono spokojne i ciche jak mglisty poranek. Nad północnymi wyspami jest dzisiaj wiÄ™cej pary wodnej, pomyÅ›laÅ‚ Hector. OsÅ‚aniaÅ‚ oczy przed rażącym blaskiem stojÄ…cego w zenicie sÅ‚oÅ„ca, które odbijaÅ‚o siÄ™ od marszczonej falami powierzchni, oÅ›lepiajÄ…c swojÄ… intensywnoÅ›ciÄ…. Zdecydowanie wiÄ™cej, stwierdziÅ‚. ZerknÄ…Å‚ na prawo, gdzie staÅ‚ wpatrujÄ…cy siÄ™ w nieprzeniknionÄ… mgÅ‚Ä™ Anais. W srebrzystych oczach przyjaciela dostrzegaÅ‚ jak zawsze spokój i refleksjÄ™; od dzieciÅ„stwa rzadko zmieniaÅ‚y wyraz. Hector wiedziaÅ‚, że i on zwróciÅ‚ uwagÄ™ na gÄ™stniejÄ…cÄ… mgÅ‚Ä™. Przez chwilÄ™ jeszcze obserwowaÅ‚ unoszÄ…ce siÄ™ smugi mgÅ‚y, po czym wstaÅ‚ i wytarÅ‚ rÄ™kawem pot z czoÅ‚a, nie odrywajÄ…c wzroku od pary wodnej. – CiÄ…gle nie potrafisz dostrzec, jak siÄ™ to nasila, Sevirymie? – zapytaÅ‚ dla żartu. WiedziaÅ‚, jaka bÄ™dzie odpowiedź mÅ‚odego żoÅ‚nierza. – Moim zdaniem od wczoraj nic siÄ™ nie zmieniÅ‚o – odparÅ‚ Sevirym bez namysÅ‚u. – Od przedwczoraj też. Jarmon, ponad dwa razy starszy od nich, przestaÅ‚ osÅ‚aniać rÄ™kÄ… oczy i zniecierpliwiony westchnÄ…Å‚ ciężko. – I bÄ™dzie siÄ™ tak przy tym upieraÅ‚, dopóki fale nie zalejÄ… mu ust, a morze nie zamknie siÄ™ nad gÅ‚owÄ… – powiedziaÅ‚. – Wzrok ma doskonaÅ‚y, ale jest Å›lepy jak kret. Hectorze, nie pytaj go już o to. Wystawia na ciężkÄ… próbÄ™ tÄ™ odrobinÄ™ cierpliwoÅ›ci, jaka mi jeszcze zostaÅ‚a. Sevirym splunÄ…Å‚ w morze i wstaÅ‚, żeby pójść za Hectorem, który obróciÅ‚ siÄ™ i wolnym krokiem oddalaÅ‚ od opuszczonego nabrzeża. – Nie mam zÅ‚udzeÅ„, Jarmonie, bez wzglÄ™du na to, co ci siÄ™ wydaje – mruknÄ…Å‚. – Po prostu nie widzÄ™ powodu, by uznać nieuchronność zagÅ‚ady. Może wizja króla byÅ‚a bÅ‚Ä™dna albo niewÅ‚aÅ›ciwie jÄ… zinterpretowaÅ‚. A może ÅšpiÄ…cemu Dziecku przeznaczone jest siÄ™ przebudzić, ale woda nie pochÅ‚onie caÅ‚ej wyspy. Przecież nie doszÅ‚o do tego nawet wtedy, gdy gwiazda spadÅ‚a na ZiemiÄ™. Na pewno stracimy część wybrzeża, ale jeÅ›li przeniesiemy siÄ™ na wyżej poÅ‚ożone tereny, jak kazaliÅ›my zrobić innym... – Upraszam was, przestaÅ„cie – powiedziaÅ‚a Cantha. OschÅ‚ość jej ochrypÅ‚ego gÅ‚osu przedarÅ‚a siÄ™ przez wiatr, a Sevirym zamilkÅ‚ natychmiast. Cantha odzywaÅ‚a siÄ™ rzadko, jakby mówienie sprawiaÅ‚o jej ból. Trudno byÅ‚o jej nie usÅ‚uchać, bez wzglÄ™du na to, co powiedziaÅ‚a. Hector zatrzymaÅ‚ siÄ™ i obróciÅ‚, żeby po raz pierwszy, odkÄ…d siÄ™gaÅ‚ pamiÄ™ciÄ…, uważnie przyjrzeć siÄ™ swoim towarzyszom, czworgu caÅ‚kowicie różnych ludzi, których Å‚Ä…czyÅ‚o tylko jedno – wszyscy dobrowolnie zÅ‚ożyli w ofierze resztÄ™ swego życia i zostali na wyspie, pomagajÄ…c mu w tej daremnej misji. ByÅ‚ zaskoczony tym, jak bardzo zmienili siÄ™ fizycznie od odpÅ‚yniÄ™cia flot, ale jeszcze bardziej wstrzÄ…snÄ…Å‚ nim fakt, który aż do tej pory umykaÅ‚ jego uwagi. Broda Jarmona, przez caÅ‚e życie w sÅ‚ynnym odcieniu przypalonej czerwieni, posiwiaÅ‚a tak bardzo, że zlewaÅ‚a siÄ™ z mgÅ‚Ä…, w której staÅ‚, a ciaÅ‚o Canthy, zawsze szczupÅ‚e i ciemne jak cieÅ„, wychudÅ‚o tak mocno, że pozostaÅ‚o z niego niewiele wiÄ™cej niż szept wiatru. WpatrywaÅ‚a siÄ™ w niego przez mgÅ‚Ä™ bez mrugniÄ™cia, a miaÅ‚a takÄ… siÅ‚Ä™ woli, że wypeÅ‚niaÅ‚a przestrzeÅ„, którÄ… kiedyÅ› zajmowaÅ‚o jej ciaÅ‚o. Sevirym wbiÅ‚ wzrok w ziemiÄ™. Na twarzy miaÅ‚ wypisane, jak bardzo zabolaÅ‚y go sÅ‚owa Canthy. Ledwo wyrósÅ‚ z wieku chÅ‚opiÄ™cego, gdy bez namysÅ‚u zwiÄ…zaÅ‚ swój los z Hectorem, i choć przez te ostatnie pięć miesiÄ™cy postarzaÅ‚ siÄ™ o dwadzieÅ›cia lat, ciÄ…gle miewaÅ‚ napady idealizmu, które burzyÅ‚y spokój Jarmona. Z każdym rozczarowaniem, z każdÄ… naganÄ… kogoÅ› starszego życie zdawaÅ‚o siÄ™ coraz bardziej z niego uchodzić, co go w widoczny sposób postarzaÅ‚o.
|