- O właśnie, rozrywki. Wybacz mi, zapiszę to słowo. Uśmiechając się i kręcąc głową, patrzyła, jak pisze. - Jeśli pozostaniesz tu przez pięć dni, ty i twoi ludzie będziecie mogli zobaczyć nasze święto wiosny. To bardzo radosne święto... Będzie dużo... rozrywki... i przepiękna uroczystość na brzegu rzeki... w każdym razie dla nas wiele ona znaczy, a już szczególnie dla dzieci. Dzień Szery. To czas, w którym płomienie Boże zapłoną jasno jak gwiazdy. - Płomienie Boże? - To taki żart mojego męża: Nazywa dzieci “płomieniami Bożymi”. Ale mówiłam o uroczystości. Kwiatami i zielonymi gałązkami przystraja się wielką tratwę, podpala ją i puszcza z prądem rzeki. Dzieci robią z gliny figurki niedźwiedzia i wtykają w nie kwiaty... trepsis i melikon... a pod koniec dnia umieszczają je na deseczkach i też puszczają z Prądem. - Czy to pamiątka jakiegoś wydarzenia? - Tak, to wspomnienie po Panu Szardiku i Szerze. W tym roku na Dzień Szery wybiera się tutaj pewna droga nam osoba, jeśli wszystko dobrze pójdzie, będzie tu za dwa lub trzy dni. To moja mistrzyni, która uczyła mnie, gdy byłam dzieckiem, dawno temu... - Nie tak bardzo dawno. - Dziękuję. Lubię komplementy, zwłaszcza teraz, kiedy już mam dwoje własnych dzieci. Jeśli zdrowie ci nie dopisuje, bardzo ci doradzam pozostanie tu do jej przybycia, bo to największa uzdrowicielka w całym naszym kraju. Prawdę mówiąc, przybywa tu nie tylko na święto wiosny, ale i po to, by zobaczyć nasze chore dzieci. Pod koniec zimy zawsze kilkoro choruje. Siristru już miał o coś zapytać, gdy wrócił zarządca. Ubrany był w prostą, czarną szatę z wyhaftowanym srebrną nicią godłem na piersiach, przedstawiającym niedźwiedzia i snopki zboża. Ten strój, tak kontrastujący z przepychem szaty jego żony, jeszcze bardziej uwidaczniał jego pogodną powagę, pewne dostojeństwo i opanowanie, przywodzące na myśl mistyka. Siristru studiował jego młodą, lecz poznaczoną zmarszczkami twarz. Nagle zdał sobie sprawę, że ten człowiek również jest metafizykiem, nawet jeśli nie potrafi się płynnie wyrażać, a może nawet nie ubiera myśli i intuicji w słowa i pojęcia. Niespodziewanie przyszły mu do głowy strofy zakalońskiego poety Mitrana, jakie bohater jego poematu, Serat, wypowiada do swojej małżonki po spełnieniu miłosnego aktu: “Nie tęsknię za niczym, nie brak mi niczego, jestem w samym środku świata, gdzie smutek jest radością”. Lecz w następnej chwili zarządca chwycił za kielich srebro zadźwięczało na tacy i czar chwili prysł. Siristru pochwalił smak i jakość wina. Małżonka zarządcy przeprosiła ich i wyszła z komnaty, a kiedy usiedli, gospodarz zaczął od razu mówić o możliwościach handlu między wschodem i zachodem, a mówił o tym tak, jak oblubieniec o bliskich zaślubinach. Jeśli Siristru nie spodziewał się uprzednio wiele, lub zgoła niczego, po prostym zarządcy pogranicznego miasteczka, teraz musiał na nowo przemyśleć swoje oceny. Ten dziwny człowiek zasypał go pytaniami jak gradem strzał. jak daleko stąd jest Zakalon? Ile stałych obozowisk lub fortów etapowych będzie potrzeba, aby obsłużyć regularny szlak handlowy? Czy Siristru jest pewny - i na jakiej podstawie - że na terenach, przez które pobiegnie ów szlak, nie ma wrogich plemion? Jeśli towary zachodnie można byłoby spławiać Teltheraną, to jak zorganizować transport towarów ze wschodu, a więc w górę rzeki?
|