Jak to! dla pospolitych i przemijających rozkoszy, choćby dla trwalszych i
wyższych, lecz zawsze samolubnych uciech, miałaby ona własnymi rękoma zdruzgotać ideał
jedynej i wiecznie wiernej miłości, porwać nici pamięci wiążące ją z człowiekiem, który dla
197
celów wysokich poświęcił życie, zdjąć z siebie nawet jego nazwisko, strzec się nawet jak zdrady
westchnienia po nim! Jak to! miałaby ona, jak najpospolitsza z niewiast, przerzucić się z jednych
objęć w drugie, w jednym istnieniu do dwóch należeć, szczęście sobie zdobywać, gdy tamten
życie nawet utracił! Tamtemu więc śmierć wczesna i przez wszystkich, nawet przez nią
zapomniana mogiła, a jej wszystkie wdzięki i pomyślności życia! Któż pamięć o nim na ziemi
przedłuży, jeżeli ona wyrzuci ją z siebie? Kto przyjmie udział w jego ofierze, jeżeli ona go się
zrzeknie? Kto myślą przynajmniej, żalem, uwielbieniem towarzyszyć mu będzie w stronach
ponurych, jeżeli ona w słoneczne, kwieciste odleci? Za samo przypuszczenie, że tak stać się
mogło, za minutę słabości zmysłów i serca wstydziła się tak srodze, że gdyby była mogła,
deptałaby siebie własnymi stopy, że z gwałtowniejszym niż kiedykolwiek wybuchem miłości dla
Andrzeja upadła na twarz przed krucyfiksem, nie do Boga przecież, ale do kochanka o
przebaczenie wołając. Bogato rozwinięte, piękne jej ciało wiło się u stóp czarnego krzyża w
objęciach upokorzenia i skruchy, a dusza niby sztyletem niewysłowioną tęsknotą przebita, z
takim natężeniem wszystkich sił wzbiła się ku temu, za kim tęskniła, że wywołała jedną z tych
wizji, którym organizmy ludzkie w wyjątkowych tylko stanach ciała i ducha ulegają. Była to
halucynacja posiadająca dla niej wszystkie cechy dotykalnej rzeczywistości. Ujrzała Andrzeja;
spłynął ku niej z góry z krwawiącą się plamą na bladym czole i łagodnym ruchem przebaczenia
czy tkliwej opieki nad głową jej dłoń wyciągnął. Widziała go wyraźnie, z doskonałą
wypukłością kształtów i dokładnością linii. Milczał, ale ona do niego mówiła. Co i jak mówiła,
nigdy tego przypomnieć sobie nie mogła, wiedziała tylko, że była to dla niej chwila
nieziemskiego zachwycenia, z której obudziła się smutniejsza, ale zarazem silniejsza niż kiedy, i
której powtórzenia się nigdy pragnąć nie przestała. Ale nie powtórzyła się ona nigdy, tak jak nie
powtórzył się wypadek, który ją poprzedził. Umysł miała zbyt oświecony, aby nie rozumieć, że
wizja, której doświadczyła, była złudzeniem zmysłów, przez wyjątkowy w chwili owej stan jej
ciała i ducha sprowadzonym, niemniej pozostawiła w niej ona ślad niestarty i z upływem czasu
pogłębiać się mający.
Na swój sposób i niezupełnie prawowiernie matka Zygmunta religijną jednak była głęboko i
żarliwie. Zewnętrzne praktyki dopełniała rzadko; drobiażdżki noszące imię świętości: obrazki,
posążki, poświęcane paciorki itp. wydawały się jej oznakami czci błahymi, nieestetycznymi,
niegodnymi idei bóstwa. W zamian idea ta była jej nieskończenie drogą i świętą; wiara w ideał
doskonały i niedościgniony, w potęgę i dobroć najwyższą i opiekuńczą stanowiła niezbędną
potrzebę jej duszy i nie tylko nie zachwiała się w niej nigdy, lecz w życiu pełnym samotnych
rozmyślań i cierpień dościgła niezwykłej mocy. Wierzyła także w istnienie zagrobowe, bo
niepodobnym jej się wydawało, aby duchy ludzkie jak zdmuchnięte świece gasnąć mogły i na
zawsze; bo myślała, że Twórca nie mógł daremnie dać stworzeniu swemu przeczucia i
pragnienia nieskończoności, z którego powstały wszystkie jego wielkie dążenia i dzieła.
Wierzyła więc niezłomnie w zaświatowe istnienie Andrzeja i zrazu nieśmiało, potem z coraz
żywszą nadzieją myślała, że kto wie, czy miłość jej trwałością i siłą swoją nie okupiła sobie
prawa wniknięcia w krainę nieznaną i dosięgnięcia tego, ku któremu od tak dawna wzbijała się
bezustannym płomieniem ofiary. Jak martwy przedmiot poruszać się zdaje przez oczami tego,
kto się weń długo wpatruje, tak cel niedościgły, ale długo i wyłącznie myśli i uczucia człowieka
na sobie skupiający, zdaje się ku niemu zstępować i przybliżać. Przez długie godziny klęcząc
przed krzyżem, symbolem męczeństwa za ideę poniesionego, które w jej osobistym życiu tak
|