– Tak, widzę. Mieszka pani w Los Angeles? – W Oakland. Kiedy się dowiedziałam, nie była pewna, czy powinnam przyjechać... To było tak dawno temu. Jestem zapracowana, opiekuję się starszymi ludźmi podczas rehabilitacji. Ale pomyślałam, że jednak przyjadę. Eldon przysyłał mi pieniądze ze swojej emerytury. Teraz, po jego śmierci, powinnam się zorientować w sytuacji. Więc wsiadłam do autobusu, a kiedy przyjechałam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Co za straszne miejsce, wszystkie ulice rozkopane. Zgubiłam się. Nigdy wcześniej tutaj nie byłam. – W Los Angeles? – Nie, tutaj – odparła, wskazując grubym palcem dom, w którym mieszkał Mate. – Może to było jakimś znakiem. – Znakiem? – To, co stało się z Eldonem. Nie, nie jestem prorokiem. Ale kiedy dzieją się rzeczy niezgodne z naturą, czasem oznacza to, że trzeba działać. Pomyślałam, że powinnam sprawdzić. Na przykład, kto zajmie się pogrzebem. On był niewierzący, ale każdego trzeba pochować, bo przecież Eldon nie chciał, żeby go poddać kremacji. – Nic mi o tym nie wiadomo. – Więc może ja powinnam to zrobić. Kościół mi pomoże. – Kiedy ostatnio widziała pani doktora Mate’a? Kobieta dotknęła palcem górnej wargi. – Dwadzieścia pięć lat temu i... pięć miesięcy. Zaraz po tym, jak urodził się mój syn... jego syn. Eldon junior, nazywają go Donny. Eldon nie lubił Donny’ego, on w ogóle nie lubił dzieci. Powiedział to szczerze na samym początku, ale myślałam, że to tylko takie gadanie, że zmieni zdanie, jak będzie miał swoje dziecko. Więc zaszłam w ciążę. I co się stało? Eldon mnie zostawił. – Ale utrzymywał panią? – Niezupełnie. Trudno nazwać utrzymaniem pięćset dolarów miesięcznie. Zawsze pracowałam. Ale przysyłał pieniądze przekazem pocztowym, co miesiąc, w terminie, to trzeba przyznać. W tym miesiącu nie dostałam, więc pięć dni po upływie terminu postanowiłam porozmawiać z kimś w wojsku. To była renta wojskowa, teraz powinni wysłać pieniądze prosto do mnie. Nie wiedzą panowie przypadkiem, do kogo się zwrócić? – Może zdobędę dla pani numer telefonu – odparł Milo. – Jak często, w ciągu tych dwudziestu pięciu lat, widywała się pani z doktorem Mate’em? – W ogóle nie utrzymywaliśmy kontaktów. Eldon po prostu przysyłał pieniądze. Kiedyś myślałam, że czuje się winny. Dlatego, że mnie zostawił. Ale teraz myślę, że to nie było tak. Żeby czuć się winnym, trzeba w coś wierzyć, a Eldon w nic nie wierzył. Więc może robił to z przyzwyczajenia, nie mam pojęcia. Kiedy żyła jego matka, wysyłał jej pieniądze. Nie odwiedzał jej, tylko wysyłał pieniądze. Zawsze bardzo mocno trzymał się swoich nawyków, wszystko robił dokładnie tak samo, za każdym razem. Koszule w jednym kolorze, spodnie też. Mówił, że dzięki temu ma więcej czasu na myślenie o tym, co ważne. – Na przykład? Wzruszyła ramionami. Nagle zamrugała powiekami i zachwiała się, jakby miała upaść. Podtrzymaliśmy ją. – Nic mi nie jest – rzuciła gniewnie, uwalniając się. Wygładziła sukienkę, jakbyśmy ją pognietli. – Mam trochę za niski poziom cukru we krwi, nic wielkiego, muszę po prostu coś zjeść. Przywiozłam jedzenie z domu, ale ktoś ukradł mi torbę. Zerknęła na Milo. – Chcę coś zjeść. Podwieźliśmy ją do baru na Santa Monica koło La Brea. Matowo-złote przegródki, brudne szyby, woń smażonego bekonu, brzęk zastawy zbieranej do plastikowych pojemników przez młodych chłopców. Milo wybrał stolik w kącie, gdzie zwykle siadają policjanci, żeby mieć na oku cały lokal. Siedzący obok dwaj robotnicy drogowi pochłaniali swoją codzienną porcję steku z jajkiem, reklamowanego pod szyldem baru. Cena jak z lat pięćdziesiątych, za niska, żeby pokryć koszt uboju. Lokal musiał być deficytowy. Guillerma Mate zamówiła podwójnego cheeseburgera z frytkami i napój dietetyczny. – Szynka, sałatka z ziemniakami i kawa. Wystrój lokalu nie wzmagał apetytu, ale rano wypiłem tylko kawę. Zamówiłem więc rostbef z bułką, zastanawiając się, czy mięso pochodzi od budżetowej krowy. Na posiłek nie czekaliśmy długo. Moja wołowina okazała się letnia i miała konsystencję gumy, a sposób, w jaki Milo kroił swoją szynkę, dał mi do zrozumienia, że nie trafił lepiej. Guillerma Mate jadła chciwie, zachowując powściągliwość. Kroiła burgera na drobne kawałeczki i wsuwała je do ust z regularnością linii montażowej. Skończywszy kanapkę, zabrała się do frytek. Nie zostawiła ani jednej. Otarła usta i napiła się. – Już mi lepiej. Dziękuję. – Bardzo proszę. – Kto zabił Eldona? – spytała. – Sam chciałbym wiedzieć, proszę pani. Ta renta... – Miał dwie, ale ja dostawałam tylko jedną, te pięćset dolarów z wojska. Większą, ze służby zdrowia, w wysokości dwóch tysięcy, zatrzymywał dla siebie. Wątpię, czy mogłam wydobyć od niego więcej. Dawał mi pieniądze, mimo że nie byliśmy rozwiedzeni. – Pochyliła się w naszą stronę. – Zarabiał więcej? – Słucham? – No, za te wszystkie zabójstwa, których dokonał? – Co pani o nich myśli? – Co myślę? Obrzydlistwo, śmiertelny grzech. Dlatego nie używam jego nazwiska. We wszystkich dokumentach kazałam zamienić nazwisko na Salcido. Kiedy się pobieraliśmy, Eldon nie był lekarzem. Zapisał się na medycynę, kiedy mnie zostawił. Pojechał aż do Meksyku, bo nigdzie nie chcieli go przyjąć. Był za stary. Mam znajomych w Oakland, którzy wiedzą, że byliśmy małżeństwem. W moim kościele. Ale nie rozgłaszam tego, wstydzę się. Niektórzy radzili mi, żebym znalazła adwokata, Eldon jest bogaty, mogę dostać od niego więcej. Ale powiedziałam, że to byłyby pieniądze za grzech. Znajomi mówili, żebym wzięła je mimo to i oddała na kościół. Sama nie wiem... Czy Eldon zostawił testament? – Na razie nic o tym nie wiadomo. – A więc trzeba będzie... zatwierdzić prawo do spadku, czy jak to się nazywa. Milo nie odpowiedział.
|