Na podłodze
rozpoznała część jej zawartości: podróżną szczoteczkę do
zębów, składaną szczotkę do włosów, jednorazowe
szampony i mydełka.
- Kosmetyczka jest na miejscu. - Weszła do sypialni,
gdzie zrobiła co mogła, przeglądając rzeczy przyjaciółki. -
Nie wydaje mi się, żeby coś zabrała. Brakuje kostiumu. Jest
nowy, więc go zapamiętałam. Elegancki kostium z
błękitnego jedwabiu. Może ma go na sobie. Co do butów i
torebki, nie mam pojęcia. Kolekcjonuje je jak inni znaczki.
- Gdzie trzyma towar? Oburzona, uniosła
gwałtownie głowę.
- Bailey nie bierze narkotyków.
- Nie chodzi o narkotyki. - Bądź cierpliwy,
powiedział sobie i wzniósł oczy do sufitu. - Niezłą masz o
mnie opinię, kotku. Pieniądze, gotówka.
- Och. - Wyprostowała się. - Przepraszam. Tak,
trzyma w domu trochę gotówki. - Nie za bardzo jej się to
podobało, ale zaprowadziła go do kuchni. - O rany, ale
będzie wściekła, jak to zobaczy. Naprawdę lubi porządek.
102
Można powiedzieć, że ma obsesję na tym punkcie.
Szczególnie jeśli chodzi o kuchnię.
- Przesunęła nogą parę puszek, utytłanych w mące,
cukrze i kawie, które wysypano z pojemników. - Mówię ci,
nie znalazłbyś ani okruszka w jej tosterze.
- Powiedziałbym, że mamy większe problemy niż
gospodarstwo domowe.
- Tak. - Schyliła się, wyciągnęła puszkę zupy. - To
taka puszka na niby - wyjaśniła i odkręciła wieczko. - Nie
wzięła ze sobą pieniędzy na czarną godzinę - zauważyła z
widocznÄ… ulgÄ….
- Prawdopodobnie nie wróciła do mieszkania od...
Hej! - Wyrwała mu puszkę, ale on już zdążył wyjąć z niej
gotówkę. - W tej chwili odłóż to na miejsce.
- Posłuchaj, nie możemy zaryzykować używania
kart płatniczych, więc potrzebujemy pieniędzy. W
gotówce. - Wcisnął przyjemnie gruby zwitek do kieszeni. -
Oddasz jej później.
- Ja? To tyje wziÄ…Å‚eÅ›.
- Szczegóły - mruknął, biorąc ją za rękę. - Chodźmy
już. Niczego tu nie znajdziemy. Tylko wyzywamy los.
- Mogłabym zostawić jej kartkę na wypadek, gdyby
wróciła. Przestań mnie szarpać.
- Nie tylko ona może wrócić. - Pociągnął ją do
wyjścia i holował, póki nie znaleźli się na schodach.
- Muszę się dowiedzieć, co z Grace.
- Jedna przyjaciółka za jednym podejściem, MJ.
Chwilowo zajmiemy siÄ™ czymÅ› innym.
- Mogłabym do niej zadzwonić z mojego telefonu
albo z twojego komórkowego. Jack, jeśli Bailey i ja w tym
tkwimy, to Grace też.
- Wszystko robicie razem?
103
- I co z tego? - Pośpieszyła wraz z nim do bocznych
drzwi, popędzana nowym zmartwieniem. - Muszę się z nią
skontaktować. Grace mieszka nad Potomakiem. Nie sądzę,
że jest tam teraz. Pewnie zaszyła się w swoim domku na
wsi, ale...
- Bądź cicho. - Otworzył drzwi, obrzucił wzrokiem
spokojny parking, pogrążone we śnie otoczenie domu. Do
tej pory wszystko szło jak po maśle. Brak kłopotów zawsze
wzbudzała w nim niepokój. - Siedź cicho, dopóki się stąd
nie wyniesiemy dobrze? Boże, ale masz gadane.
Mamrotała coś pod nosem, kiedy pociągnął ją na
dwór i zaczął biec.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Ktokolwiek szukał
Bailey i brylantu, przyszedł i poszedł.
- Co nie znaczy, że nie wróci. - Zauważył odbicie
światła księżycowego od chromowanej karoserii
furgonetki, która właśnie podjeżdżała z piskiem opon pod
dom. - Czasami wolałbym nie mieć racji. Biegnij! -
rozkazał, popychając ją przed siebie.
Obrócił się wokół własnej osi, chcąc osłonić plecy
MJ, i pomodlił się w duchu, by ich nie zauważono. Uznał,
że najwidoczniej Bóg jest zajęty czymś innym, bo drzwi
furgonetki gwałtownie się otworzyły. Wystrzelił w jej
kierunku, po czym odwrócił się i pognał za MJ.
Miał nadzieję, że pojedynczy strzał da napastnikom
do myślenia.
- Powiedziałem, biegnij! - krzyknął, kiedy wpadł na
nią i omal nie przewrócił jej na ziemię.
- Usłyszałam strzał. Myślałam...
- Nie myśl. Biegnij! - Złapał ją za rękę, żeby mieć
pewność, że tak będzie. Jak to dobrze, że nie miała
problemu z dotrzymywaniem mu kroku.
104
Przedarli się między podwórkami. Tym razem pies
bardziej się nimi zainteresował. Głośne szczekanie niosło
się po okolicy. Księżyc wskazywał im drogę. Chociaż Jack
nie słyszał żadnych kroków dudniących w pościgu, nie
zwolnił biegu, gdy przemykali wzdłuż boku budynku i
skręcali za róg.
Uważnie przebiegł wzrokiem ulicę, po czym znów
zaczÄ…Å‚ biec.
- Do środka - rzucił i podbiegł do samochodu od
strony kierowcy.
Nie musiał się martwić o to, czy polecenie zostanie
wykonane. MJ błyskawicznym szarpnięciem otworzyła
drzwiczki i zanurkowała na siedzenie.
- Nie pobiegli za nami - dyszała. - To niedobrze.
Powinni za nami pobiec.
- Uważaj. - Przekręcił kluczyk w stacyjce, nacisnął
sprzęgło i oderwał się gwałtownie od krawężnika właśnie
gdy zza rogu wynurzyła się furgonetka. - Złap się czegoś.
Chociaż nie wierzyłaby, że to możliwe,
błyskawicznie wykonał tym dużym samochodem manewr
w kształcie litery U, wjeżdżając przy tym dwoma kołami na
przeciwległy krawężnik. Zderzakiem zaczepił lekko błotnik
sedana i już grzał dziewięćdziesiątką spokojną podmiejską
ulicÄ….
Kiedy wpadł w pierwszą przecznicę, furgonetka była
trzy długości za nimi.
- Umiesz strzelać?
MJ wzięła broń z siedzenia.
- Jasne.
- Miejmy nadzieję, że nie będziesz musiała. Zapnij
pas, jeśli zdołasz to zrobić - zasugerował, skręcając
gwałtownie w kolejną przecznicę. MJ uderzyła łokciem o
105
deskÄ™ rozdzielczÄ…. I nie kieruj tego w mojÄ… stronÄ™.
- Wiem, jak się obchodzić z bronią. - Zacisnęła
zęby, zebrała się w sobie i wyjrzała przez tylne okno. - Po
prostu jedź. On są coraz bliżej.
Jack zerknął w lusterko wsteczne, zmierzył
wzrokiem dystans dzielący ich od zbliżających się świateł
samochodu.
- Nie tym razem - zapewnił.
Prześlizgiwał się po ulicach jak waż, naciskając
hamulec doduszając gaz, manipulując kierownicą tak, że
opony aż piszczały. Ta próba sił, szybkość, szaleństwo
sprawiły, że radośni się uśmiechnął.
- Lubię robić to przy muzyce - powiedział i rozkręcił
radio na cały regulator.
|