Skrzynkę z dokumentami wsunąłem pod łóżko, starannie zamknąłem okna i drzwi, i pomaszerowałem do małej restauracyjki, która mieściła się na...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
Poskromicielka dzikich zwyczajów plemienia, Która czyni człowieka człowiekowi bratem I koczownicze namioty zamienia W nieruchome, spokojne chaty...
»
Bez wątpienia energia ki zawarta jest również w pokarmie, który zjadamy, w powietrzu, którym oddychamy, w wodzie, którą pijemy...
»
Jeżeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, żezdolność do miłości jednostki, która żyje w określonej...
»
Nieco później magnetyzm zwierzęcy zastąpiła hipnoza, która została w pewnym stopniu zaakceptowana przez naukę dzięki wysiłkom szkockiego chirurga,...
»
Pan José istotnie wyzdrowiał, ale bardzo stracił na wadze, mimo strawy, którą regularnie przynosił mu pielęgniarz, wprawdzie tylko raz dziennie, za to w ilości...
»
Ibn Arabi, Objawienia mekkańskie„Chcę rzec, że Amor owładnął mą duszą, która niezwłocznie z nim się zaręczyła i objął nade mną taką władzę i...
»
szernej gotowej już studni z lanej stali, która miała za kilkanaście godzin wystrzelić na księ- życ pierwszy pocisk z zamkniętymi w nim pięcioma...
»
, ktra pierwsza podaa poprawn odpowied, jej druynaije punkt, a gracz wituje swj sukces, ktry jest dlai nagrod...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Pani Herbst i Monika jadły już śniadanie.
— Pojechał? — zainteresowała się Monika.
— Tak.
154
— Chwała Bogu. A myślałam, że jeszcze zostanie — stwierdziła jakby z pewnym rozczarowaniem.
Rozmawialiśmy po niemiecku, pani Herbst patrzyła na mnie pytająco, więc
jej wyjaśniłem przygodę z Jackiem.
— I pojechał? — zdziwiła się pani Herbst.
— Chwała Bogu — powtórzyła Monika.
— A jednak trochę jakby pani było żal, że pojechał — zauważyłem.
— To się panu tylko tak wydaje.
— No cóż, to bardzo przyjemnie móc imponować innym, jak to za nami bie-
gają mężczyźni — stwierdziła pani Herbst. — Ale on jednak wrócił do Warszawy.
— Zdradziłem mu, że Monika jest detektywem — powiedziałem. — Jakoś nie
bardzo odpowiadała mu myśl, aby mieć za żonę detektywa. Doszedł do wniosku,
że musi zastanowić się nad tą sprawą i mimo że go zapraszałem na śniadanie,
jednak pojechał.
— A to łajdak — mruknęła Monika. — Nie podoba mu się mój zawód. No,
już ja z nim pogadam w Warszawie. . .
W tonie głosu Moniki brzmiało coś złowróżbnego dla Kędziorka, i dobrze
chyba, że tego nie słyszał.
— Bo to rzeczywiście nie jest zawód dla kobiety — rzekła pani Herbst.
— A jednak pani jest detektywem — zauważyła Monika.
— Z musu. Po prostu prowadzę firmę po zmarłym mężu.
Dyskusja na ten temat mogłaby zdaje się trwać w nieskończoność, ale do sali
wszedł doręczyciel i wywołał moje nazwisko.
— Depesza z Warszawy — oświadczył.
Proszę natychmiast przyjeżdżać do Łodzi. Stop. Pokoje w Grand
Hotelu zarezerwowane. Stop. Rozmowy z Krostkiem są w toku. Stop.
Marczak.
Treść depeszy przetłumaczyłem na niemiecki, aby była zrozumiała dla pani
Herbst.
— Wynika z tego, że uprzedziliśmy Niewidzialnych — ucieszyła się.
— Przecież chyba nie znali jego adresu? — odezwała się Monika.
— Owszem — odpowiedziałem. — To znaczy wiedzieli, że przeniósł się do
Łodzi. A w biurze adresowym nietrudno uzyskać informacje o miejscu czyjegoś
zamieszkania.
I choć depesza brzmiała optymistycznie, zasępiłem się. Bo wprawdzie Niewi-
dzialni, których spotkałem u Makulskiego, nie wydawali się groźni, to jednak nie oni kierowali całą akcją. Rządził nimi ktoś bardzo sprytny i inteligentny. A poza tym pozostawał jeszcze Batura. U Makulskiego był sam, co znaczyło, że reszta
jego bandy jest na innym tropie. Być może właśnie szuka Krostka.
155
— Jedziemy natychmiast do Łodzi — oświadczyłem, wstając od stołu.
— Słusznie — przytaknęła pani Herbst.
Ale w Rucianem rozstaliśmy się z nią, bo ja musiałem jechać okrężną dro-
gą, aby pozostawić w Warszawie skrzynkę z częścią odzyskanych zbiorów, a pa-
ni Herbst mogła ruszyć przez Szczytno, Nidzicę, Mławę i Wyszogród, znacznie
skracając trasę.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
DYREKTOR MARCZAK W AKCJI • PI ĘKNA PANNA KROSTEK
• JAK ZATOPIONO W JEZIORZE ZBIORY DOKTORA GOT-
TLIEBA? • KTO USIŁUJE NAS OKŁAMA Ć? • CO ROBI PANI
HERBST? • GDZIE JEST MONIKA? • DWIE INFORMACJE OD
BATURY • W „CASANOVIE” • „FRAULEIN DOKTOR” • JAK
MONIKA PO ŚWIECIŁA WŁASNE SZCZ Ę ŚCIE?
Dyrektor Marczak podziękował mi za odnalezienie starych dokumentów
i książek oraz z uwagą wysłuchał mojego sprawozdania.
— Wynika z tego, że Niewidzialni już rozpoczęli akcję — stwierdził. — Jeśli
nie zlikwidujemy ich teraz i oni umocnią się u nas, może pan być pewien, że
zaczną się mnożyć kradzieże i przemyt dzieł sztuki. Zrobił pan słusznie odbierając im skrzynkę Makulskiego. Ale może jednak należało ich od razu schwytać i oddać w ręce milicji?
— To były nic nie znaczące pionki. Trzeba schwytać tego, kto wydaje rozkazy.
— Zapewne ma pan rację — bez wielkiego przekonania przytaknął Marczak.
Ta rozmowa odbyła się w łódzkim „Grand Hotelu”, dokąd przyjechałem póź-
nym wieczorem. Podróż — jak wspomniałem — nieco przedłużyła się, gdyż zde-
cydowałem się jechać przez Warszawę. W sejfie ministerstwa zabezpieczyłem do-
kumenty i książki odnalezione u Makulskiego. W Warszawie pozostawiłem także
Monikę, polecając jej, aby nazajutrz wstąpiła do ministerstwa i zorientowała się, czy były do mnie jakieś telefony, listy i tym podobne sprawy urzędowe. Sam tego nie mogłem zrobić, ponieważ do Warszawy przybyliśmy już po godzinach urzędowania. Poleciłem Monice, aby nazajutrz popołudniowym pociągiem przyjechała
do Łodzi i zgłosiła się w „Grand Hotelu”. Miałem cichą nadzieję, że Monika skorzysta z okazji i porozumie się z Kędziorkiem. Wyobrażałem sobie radość Mar-
czaka, gdyby panna Monika przybyła do Łodzi z wiadomością, że wychodzi za
mąż i porzuca pracę w Referacie do Zadań Specjalnych.
Były to jednak zdaje się płonne nadzieje, ponieważ przy pożegnaniu Monika
oświadczyła mi:
157
— Wiem, że nie jest pan zadowolony z mojej dotychczasowej działalności, szefie. Ale ja panu wkrótce udowodnię, że potrafię być dobrym detektywem.
Zabrzmiało to groźnie i zareagowałem natychmiast:
— Zabraniam pani działać na własną rękę. Surowo zabraniam.
— W porządku, szefie — zawołała wysiadając z wehikułu.
Ale od tej chwili zaczął mnie trawić niepokój, który narastał w miarę, jak
upływał czas.
Skoro oceniliśmy moją działalność, mój zwierzchnik nie okazałby się chyba
prawdziwym szefem z krwi i kości, gdyby nie usiłował udowodnić swemu pod-

Powered by MyScript