- Spróbuję...

Linki

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Pracuj dalej. I...
- Wiem - powiedziała, kaszląc. - Dzięki.
- Przyniosę ci coś do jedzenia, kiedy będziesz pracować.
- W mojej kabinie w górnej szufladzie stolika przy łóżku są trzy małe buteleczki z tabletkami. Przynieś je i trochę wody zamiast jedzenia.
- Zgoda.
Odszedł. Po drodze zajrzał do swojej kabiny, by zabrać rewolwer, który trzymał w szafce z ubraniami - jedyną broń na pokładzie. Kilka razy przeszukał szuflady, ale nie mógł go znaleźć. Zaklął cicho i poszedł do kabiny Juny po jej lekarstwo.
Berserker utrzymywał dystans i czekając, snuł rozważania. Udzielił niechętnie pewnych informacji, by wyjaśnić proponowaną transakcję. Nadal jednak nie mógł wyrządzić szkód, które przypomniałyby kapitanowi Kelmanowi o powadze jego sytuacji. Mogłoby to nawet przyspieszyć jego decyzję. A zatem urządzenia hydrauliczne pomrukiwały, a osłony powierzchniowe były otwarte, żeby wystawić dodatkowe wieże. Działa zostały przesunięte tak, by je zajęły, i wycelowane w mały statek. Były w większości zbyt potężne, żeby zniszczyć statek, nie uszkadzając jego towarzysza. Samo ich ukazanie mogło jednak wystarczająco obniżyć morale.
Wadę obserwował Junę przy pracy. Klapę można było zabezpieczyć, ale w statku istniało kilka innych miejsc, z których dawało się ją zdalnie otworzyć. Wetknął więc za pas pręt do wyważania i miał oko na otwartą klapę. Wyglądało na to, że nie może zrobić nic więcej, by uniknąć konfrontacji, która mogłaby się skończyć różnie.
Od czasu do czasu przestawiał przełącznik rodzaju głosu i słuchał, jak to coś gada bez ładu i składu, raz po solariańsku, innym razem w dziwnym obcym języku, który brzmiał nieco znajomo. Zastanawiał się nad tym. Coś próbowało wyłonić się z zakamarków mózgu. Ona miała rację w tej sprawie, ale...
Zabrzęczał interkom. Dorphy.
- Nasza godzina upłynęła. Chce znowu z tobą mówić. Wadę, on kieruje na nas więcej broni - poinformował.
- Włącz go - odparł. Zrobił przerwę, a potem powiedział: - Halo?
- Kapitanie Kelman, godzina minęła. - Pojawił się już znajomy głos. - Przedstaw mi swoją decyzję.
- Jeszcze jej nie podjęliśmy - odpowiedział. - Nasze zdania w tej sprawie są podzielone. Potrzebujemy więcej czasu, żeby dokładniej to omówić.
- Ile?
- Nie wiem. Przynajmniej kilka godzin.
- Zgoda. Będę się z wami porozumiewał co godzinę przez następne trzy godziny. Jeśli w tym czasie nie podejmiecie decyzji, będę musiał ponownie rozważyć moją ofertę sklasyfikowania was jako dobrożycia.
- Spieszymy się - powiedział Wadę.
- Odezwę się do was za godzinę.
- Wadę - oznajmił Dorphy przy końcu transmisji - cała ta nowa broń jest skierowana prosto na nas. Myślę, że on przygotowuje się do wysadzenia nas w powietrze, jeżeli nie dasz mu tego, czego chce.
- Nie sądzę. Tak czy owak mamy teraz trochę czasu - powiedział Wadę.
- Na co? Kilka godzin niczego nie zmieni.
- Powiem ci za kilka godzin - stwierdził Wadę. - Jak tam MacFarland?
- W porządku.
- To dobrze. - Przerwał połączenie. - Do diabła! - rzucił wtedy. Pragnął się napić, ale nie chciał mącić swoich myśli. Był blisko czegoś. Wrócił do Juny i pulpitu. - Jak idzie? - spytał.
- Wszystko jest na swoim miejscu i teraz to uruchamiam - odrzekła.
- Kiedy będziesz wiedziała, czy to działa?
- Trudno powiedzieć.
Włączył znowu przełącznik rodzaju głosu.
- Kwibbian-kwibbian-kel - rozległo się w głośniku. - Kwibbian-kwibbian-kel, maks kwibbian. Kwibbian-kwibbian-kel.
- Ciekaw jestem, co to może znaczyć - powiedział.
- To powracająca fraza, słowo albo całe zdanie. Po przeprowadzeniu przed chwilą analizy wzorów wypowiedzi zaczęłam myśleć, że może to być jego imię, że tak siebie nazywa.
- Jest w tym pewien rytm. - Zaczął nucić, a potem gwizdać i stukać palcami w bok pulpitu dla akompaniamentu. - To jest to! - ogłosił nagle. - To było właściwe miejsce, ale i niewłaściwe miejsce.
- Co takiego? - zapytała.
- Muszę to sprawdzić, żeby się upewnić. Utrzymaj fort. Wrócę - powiedział. Odszedł w pośpiechu.
- Właściwe miejsce, ale i niewłaściwe miejsce - słowa wydobywały się z głośnika. - Jak to możliwe? To sprzeczność.
- Znów zaczynasz się zlepiać w całość! - rzuciła.
- Ja... odzyskuję - przyszła po pewnym czasie odpowiedź.

Powered by MyScript