stała się teraz niewidoczna...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
wyspianski stanislaw, wesele JASIEK (jest teraz kontent a dziwuje się) Tyle par, tyle par! CHOCHOŁ Tańcuj, tańczy cała szopka, a...
»
– I to właśnie ten plik jest teraz w TRANSLATORZE? – spytała Susan...
»
jan iii sobieski, listy do marysienki kontentem bardzo z niego i teraz, ale nie zawsze jest czas o tym pisać, ile w takim, jako my są, razie...
»
– Ja to robiê dla panów dobra, no bo teraz to oni siê wstydz¹ piæ herbatê, ich gryzie sumienie, ¿e to na moim gazie, a jak ka¿dy zap³aci gaz, to on bêdzie...
»
Jeśli masz zegarek tradycyjny, nie patrz na niego teraz i odpowiedz na pytanie: czy cyfra sześć na cyferblacie jest arabska, czy rzymska? 6 czy VI? Zastanów się...
»
Winicjusz chciał z niej mieć kochankę, lecz gdy okazała się cnotliwą jak Lukrecja, rozkochał się w jej cnocie i teraz pragnie ją poślubić...
»
Rzuciła się teraz do tego bigosu, ratując go przed najmniejszym cieniem przypalenia i nagle łyżka omal nie wypadła jej z ręki...
»
Teraz trzeba było tylko dojść po rampie do miejsca, gdzie droga dojazdowa łączyła się z autostradą, wystawić kciuk...
»
- A teraz niespodzianka - podjął Max tak tajemniczo, że Atros, Ted i Anna spojrzeli po sobie z lekkim niepokojem...
»
A potem zrobiłem coś, co wy, czytający teraz moją relację, z pewnością uznacie za głupotę...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ruch był nieduży. Tylko pojedyncze światła po przeciwnej
stronie mrugały spomiędzy drzew oddzielających pasy. Raz świeciły mocniej, to znowu
słabły, kiedy pasy się rozdzielały. Po swojej stronie od czasu do czasu doganiał czerwone
światła kogoś przed nim, a w lusterku z rzadka pojawiały się przednie reflektory samo-
chodu czy ciężarówki. Przez długie chwile po jego stronie drogi nie było nikogo. Nie
było też świateł w całej okolicy. Nie mógł tego dokładnie dostrzec, ale wyobrażał sobie
tylko las dookoła. Cieszył się, że od tej dziczy oddziela go jego auto. Mruczał, z myślą
o kawie za godzinę, jakąś melodię, bawiąc się swym dobrym samopoczuciem, całkowi-
tym brakiem znużenia, spokojny w ciemności kabiny pilotów samolotu z pogrążonymi
we śnie pasażerami na pokładzie. Cieszył się z zostawienia autostopowicza, z miłości
żony i dobrego humoru córki.
Był dumnym kierowcą, lekko może tylko zadufanym w sobie. Starał się nie przekra-
czać sześćdziesięciu mil na godzinę. Na długim podjeździe dogonił dwie pary tylnych
świateł, które trzymając się obok siebie blokowały mu oba pasy. Jeden samochód usiło-
wał minąć drugi, ale nie mógł się wysforować do przodu, więc Tony musiał zredukować
prędkość. Wjechał na lewy pas, tuż za wóz próbujący mijać. „No, dalej, jedź” — mruczał,
10
11
jak każdy niecierpliwy kierowca, którym i jemu zdarzało się być. Wkrótce przyszło mu
na myśl, że samochód z lewej wcale nie ma ochoty mijać, za to konwersuje sobie z tym
drugim. I rzeczywiście, oba samochody wciąż stopniowo zwalniały. Jedną z jego dum-
nych zasad było nigdy nie używać klaksonu, ale tym razem nacisnął go jednym szyb-
kim ruchem. Auto przed nim wyrwało do przodu. On pociągnął za nim, minął to drugie
i wśliznął się z powrotem na prawy pas, czując jakby lekkie zmieszanie. Wolno jadący
samochód został z tyłu, zaś ten przed nim, co ustąpił mu miejsca, znów zaczął zmniej-
szać prędkość. Odgadł, że kierowca wyczekiwał tamtego, by dokończyć zabawę, więc
zjechał na zewnętrzną, by go minąć, ale samochód przed nim odbił w lewo i zabloko-
wał mu drogę. Tony musiał wcisnąć hamulec. Był lekko wstrząśnięty, kiedy zdał sobie
sprawę, że kierowca tego samochodu ma ochotę pobawić się teraz z nim. Auto zwolniło
jeszcze bardziej. Zauważył w lusterku, gdzieś w dali za sobą, światła trzeciego samo-
chodu. Nie chciał używać klaksonu. Jechali trzydzieści mil na godzinę. Zdecydował się
mijać po prawym pasie, ale tamten samochód znów wsunął się przed niego.
— No co jest... — rzucił do siebie.
Laura poruszyła się.
— Jakiś wariat przed nami — wyjaśnił.
Teraz wóz przed nimi jechał trochę szybciej, ale wciąż zbyt wolno. Ten trzeci pozo-
stawał daleko w tyle. Tony nacisnął klakson.
— Nie rób tego — zaoponowała Laura. — On właśnie tego chce.
Uderzył w kierownicę. Pomyślał chwilę i wziął głęboki oddech.
— Trzymajcie się — powiedział, przycisnął pedał gazu i przeskoczył na lewo. Tym
razem się udało. Tamten wóz zatrąbił, a on przyspieszył.
— Dzieciaki — stwierdziła Laura.
Z tylnego siedzenia odezwała się Helen: — Banda głupków.
Nie wiedział, że już się przebudziła.
— Chyba się ich pozbyliśmy? — rzucił Tony. Tamten samochód był za nimi, więc
poczuł pewną ulgę.
— Helen! — krzyknęła Laura. — Nie!
— Co? — zapytał Tony.
— Pokazała im palec.
Ten drugi wóz to był buick, z lewym błotnikiem lekko wgniecionym, ciemny, gra-
natowy lub czarny. Tony nie skupiał się, by dojrzeć, kto jest w środku. Już do niego do-
bijali. Przyspieszył do osiemdziesiątki, ale te światła pozostawały wciąż blisko, niemal
go dotykały.
— Tony — szepnęła Laura.
— O, kurczę — rzuciła Helen.
Wciąż próbował jechać szybciej.
10
11
— Tony — powtórzyła Laura.
Tamci wciąż trzymali się blisko.
— Po prostu jedź normalnie.
Trzeci samochód był daleko. Jego światła niknęły na zakrętach i pojawiały się po
długiej przerwie na prostych.
— W końcu im się znudzi.
Zmniejszył prędkość do sześćdziesięciu pięciu, a kiedy tamto auto zbliżyło się jesz-

Powered by MyScript