Susan spojrzała ponownie na mezuzę i zmarszczyła brwi...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Spojrzawszy na plan, jaki miałem przy sobie, zdecydowałem się wracać inną drogą, wybrałem więc Marsh Street zamiast State Street...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
dotknąć Boga? Jak pod spojrzeniem słońca śnieg osuwa się z gór i z lodowca, który groził niebu, czyni potok w dolinie, tak w moje serce spływało...
»
ZEGAR BOŻYCH PROROCTW ZACZYNA PONOWNIE ODMIERZAĆ CZAS:ODLICZANIE T MINUS 7Dokładnie w momencie podpisania przymierza, zegar Bożych proroctw zostanie...
»
- A teraz niespodzianka - podjął Max tak tajemniczo, że Atros, Ted i Anna spojrzeli po sobie z lekkim niepokojem...
»
Po upływie trzech czy czterech godzin zbudził się, spojrzał w dółi przeliczył oczyma zgraję napastników...
»
- Chcesz, qrde, pokonać Voldemorta, czy nie? – Snakes spojrzał na mnie ze złością i zniecierpliwieniem...
»
Mary Margaret spojrzała w jego stronę i z okrzykiem radości podbiegła, by rzucić mu się na szyję...
»
– Czy możesz przysiąc, że to nie twoja sprawka, Morgiano?Spojrzałam jej prosto w oczy...
»
ła usta serwetką i spojrzała groźnie na wcielenie niewinności spoglądające na nią rado- śnie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Zdaje się, że powróciłam do punktu wyjścia, pomyślała, czyli do teorii sobowtórów.
Ale ta wersja też nie zadowalała Susan. Przede wszystkim dlatego, że nie wyjaśniała, dla-
czego wszyscy czterej młodociani bandyci pojawili się, by dręczyć ją i prawdopodobnie
na koniec zabić, właśnie tu, w szpitalu okręgowym w Willawauk. Nie, stwierdziła. Teoria
sobowtórów nie ma sensu.
Także teoria spisku nie tłumaczyła, w jaki sposób Harch wyparował wczoraj z ła-
zienki pozbawionej okna ani też jakim cudem tak szybko stanął na nogi po ponie-
działkowej operacji usunięcia torbieli. Teoria spisku nie wyjaśniała, jak zwłoki Jerry’ego
Steina mogły zmienić się w żywą panią Seiffert ani dzięki czemu trzynaście lat nie zmie-
niło ich w wyschnięty szkielet.
Duchy?
Dysfunkcja mózgu?
Wrogi spisek?
Żadna z hipotez nie odpowiadała na wszystkie pytania, żadna z nich nie odpowia-
dała nawet na większość z nich. Każda nowa koncepcja rodziła kolejne wątpliwości.
166
167
Susan poczuła się kompletnie skołowana.
Zacisnęła dłoń na pozłacanym kawałku metalu, jak by pragnęła wycisnąć z niego
prawdę.
Do sali weszła pielęgniarka. Była to Millie, krąglutka blondynka o lisiej twarzy, ta
sama, która próbowała dać Susan zastrzyk we wtorek rano, wtedy gdy sanitariusze
Bradley i O’Hara — dokładne kopie Jellicoe i Parkera — pojawili się z zamiarem prze-
transportowania pacjentki na parter.
— Jadą już ze śniadaniem — powiedziała Millie, przechodząc koło łóżka i kierując
się do łazienki. — Zaraz powinni tu być — dodała i zanim Susan zdążyła odpowiedzieć,
zniknęła za drzwiami.
Jednak nie zamknęła ich do końca i Susan mogła dostrzec, że siostra klęka na pod-
łodze i zagląda za sedes, a potem obmacuje posadzkę tam, gdzie nie sięga już światło
lampy.
Następnie odwróciła się plecami do sedesu i zaczęła lustrować resztę podłogi, zerka-
jąc na wszystkie strony i posuwając się metodycznie w stronę umywalki. Gdy i pod nią
nic nie znalazła, zajrzała za drzwi.
Susan mimowolnie zerknęła na zaciśniętą dłoń. Mezuza zaczynała ją palić, jakby była
z rozgrzanego metalu.
Spomiędzy palców wyślizgnął się kawałek złotego łańcuszka. Nie wiedząc dokładnie
dlaczego, działając raczej pod wpływem odruchu, Susan rozwarła lekko palce i staran-
nie schowała mezuzę w dłoni. Potem przykryła pięść drugą, wolną dłonią i oparła się
wygodnie o poduszki. Chciała sprawiać wrażenie odprężonej. Podciągnęła do góry ko-
lana, rozwierając lekko uda i wyciągnięte ręce złożyła na łonie. Ziewnęła, udając znu-
dzenie, i zaczęła rozglądać się wokół siebie, jakby nigdy nic.
Siostra Millie wyszła z łazienki i podeszła do łóżka. Przez chwilę stała, jakby wahając
się, co ma zrobić, wreszcie spytała:
— Czy nie znalazła tam pani jakiejś biżuterii?
— Biżuterii?
— Tak.
— Tam? — Susan udawała głupią. Ziewnęła i spytała: — To znaczy w łazience?
— Tak.
— To znaczy jakiegoś sznura pereł albo diamentowej broszki — kpiła, udając, że
sądzi, iż pielęgniarka żartuje.
— Ależ skąd! To tylko taki mały drobiazg. Gdzieś go wczoraj zgubiłam i nie mogę
znaleźć.
— Co to za drobiazg?
Pielęgniarka zawahała się przez chwilę, a potem powiedziała:
— Mezuza. Na złotym łańcuszku.
168
169
W czujnych oczach siostry Mil ie Susan widziała przebiegłość, podstęp i determinację.
To nie twoje, pomyślała. To nie ty ją zgubiłaś. Kłamiesz i tyle!
A więc mezuzę zostawiono tu przez nieuwagę. Najprawdopodobniej spadła z mar-
twej szyi Jerry’ego. Teraz starali się odnaleźć zgubę, zatuszować wpadkę i grać dalej.
— Przykro mi — powiedziała. — Nic nie znalazłam.
Pielęgniarka spojrzała na nią.

Powered by MyScript