Kiwnąłem potakująco głową.
- No to nie jęcz jak baba i za parę minut przyjdź pod Trzy Miotły!
Przytaknąłem i ruszyłem szybkim krokiem do dormitorium. Postanowiłem wykorzystać Mapę
Huncwotów. Jeszcze tego brakowało, Ŝeby mnie odkryto, jak wymykam się z zamku… Po chwili
namysłu schowałem do wewnętrznej kieszeni kurtki zwiniętą pelerynę niewidkę. Nigdy nie
wiadomo, czy się czasem nie przyda.
***
W Hogesmeade zjawiłem się po kwadransie, wymykając się z zaplecza Miodowego Królestwa.
Pomimo mrocznych czasów, w sklepie panował przyjemny zgiełk (jakby ludzie chcieli słodyczami
umilić sobie trwanie w strachu), dzięki czemu mogłem wyjść do miasteczka praktycznie
niezauwaŜony. Pod Trzy Miotły przybiegłem po pięciu minutach.
- No to co? – Spojrzałem na Ślizgona, który stał pod pubem nerwowo stąpając z lewej nogi na
prawą. - Gdzie teraz? Właściwie... gdzie jest ten tunel, o którym wspominałeś?
- Spokojnie – powiedział Śizgon uspokajająco. - Musimy się tylko deportować...
- Gdzie? – Spojrzałem na Snakesa lekko poirytowany. - A poza tym...nie mogliśmy zrobić tego
wcześniej?
Po cholerę ciągnął mnie taki kawał, gdy wystarczyło się jedynie deportować by znaleźć w miejscu
przeznaczenia?
- Dla twojej informacji, ciołku, w Hogwarcie nie moŜna się teleportować – Ślizgon spojrzał na mnie z ironicznym uśmiechem. No tak…
- Wiesz, gdzie mieszkają Broxtonki? - zapytał.
Ma na myśli siostry bliźniaczki z kanadyjskiej szkoły? Alex i jej siostrę?
- Nie – powiedziałem chłodno.
- W takim razie musimy uŜyć teleportacji łącznej – rzucił Snakes niechętnie.
- Nie ma innego sposobu? – Spojrzałem na gościa niepewnie. Nie miałem ochoty trzymać go za
ręce.
- Nie, nie ma, chyba Ŝe wiesz, gdzie mieszkają Broxtonki – rzucił ten ze złością.
Mierzyłem go wzrokiem zastanawiając się jak inteligentnie rozwiązać tę sytuację.
- Nie bój się, gejem nie jestem – rzucił Snakes, podając mi ręce.
- Nie boję się – syknąłem, łapiąc go za nie.
- NiewaŜne - rzucił. - Gotowy? Raz, dwa...trzy!
***
Padłem na zimną ziemię. Jeszcze kręciło mi się w głowie po tym wirowaniu w powietrzu.
Uniosłem się na chwiejnych nogach i rozejrzałem. Niedaleko nas zamajaczył okazały dom. CzyŜby
sióstr Broxton?
- Chodź – powiedział pewnie Snakes i ruszył w stronę lasu.
PodąŜyłem za nim. Szedłem szybko, starając się dotrzymać Ślizgonowi kroku. W pewnym
momencie chłopak zwolnił.
- Widzisz tę dziurę w pniu? – Pokazał mi pozostałość po pewnie okazałym kiedyś drzewie. -
Wydaje się mała, ale moŜna przez nią przeleźć.
Kiwnąłem głową ze zrozumieniem.
- Wchodzę pierwszy – rzucił Ślizgon, podchodząc do pnia.
Niepewnie podszedłem do niego, przyglądając się jak wpierw połowa chłopaka znika w ciemnej
dziurze, by potem dołączyła do niej reszta ciała. Kiedy Snakes zniknął w przepastnej dziurze,
spojrzałem niepewnie w jej głąb. Nie wiem czy nawet uŜycie zaklęcia Lumos oświetliłoby jej czarną
głębię. Usiadłem na pniu i pozwoliłem, by moje nogi powoli znikały w dziurze. Gdy trzymałem się
juŜ tyko rękami, odetchnąłem głęboko i puściłem się.
Nie spadałem długo.
Upadłem na miękką, jakby pokrytą mokrym igliwiem (a zatem amortyzującym upadek) ziemię.
Wstałem i otrzepałem się.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytałem, przystosowując wzrok do widzenia w półmroku. Przede mną
rozpościerał się ogromny, wysoki tunel.
- W tunelu mnichów – powiedział Snakes. - Chodź...
I ruszyliśmy.
72
Nasza wędrówka trwała juŜ dobry kwadrans. Ciekaw byłem co czeka nas na jej końcu…
- MoŜesz opowiedzieć mi więcej o tych planach mnichów? – zacząłem dla zabicia nudy i milczenia.
- Bo wspominałeś o jakieś pochodni i o Voldemorcie...
- Milczący mnisi są podlegli Voldemortowi. Wykonują wszystkie jego rozkazy. Parę lat temu odkrył,
|