-- Tak powiedziała...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Nie sprawdzałam. Potem poszła z powrotem do łóżka.
Sloan zapytał: - Kiedy to było?
- Zdaje się, tuż przed dziesiątą. To było wtedy, kiedy Quentin rozmawiał przez telefon.
- Z moją narzeczoną - wyjaśnił Quentin tonem posiadacza.
- Oczywiście - ciągnęła dalej Annabel - pani March-mont mogła przyjść wcześniej pod dom i nikt jej nie otworzył... - Zawahała się. - Ja się wyniknęłam na kilka minut około ósmej. Helen w swojej sypialni na pewno nie słyszałaby dzwonka.
- I nie zareagowałaby, gdyby usłyszała - dodał z rozdrażnieniem Quentin.
- Ale pan Fent byłby jednak słyszał - zaznaczył Sloan.
Annabel potrząsnęła głową. - Mogła przyjść wtedy, kiedy wyszedł.
- A więc pan także wychodził? - spytał Sloan jak najsłodziej.
 
Quentin był wyraźnie nadąsany. - Jeśli pan nazywa wyjściem spacer po włas... po parku.
- Czy widział pan kogoś podczas tego spaceru?
- Co to ma...
- Ta sama osoba - mówił grzecznie dalej Sloan - mogła widzieć panią Marchmont.
- Rzeczywiście, widziałem Petera Millera - powiedział z irytacją. - Spotkaliśmy się przypadkiem przy bramie. To nasz sąsiad, farmer.
- Ach, i on też był w parku - Sloan zauważył kątem oka, że Crosby to notuje.
- Wpadł tylko na pogawędkę, inspektorze. - Quentin Fent był już znów spokojny. - Zdaje się, że to sensowny chłop. Chciał się naturalnie dowiedzieć, jakie mam zamiary. On ma też ziemię nadającą się na rozbudowę. Uważa, że jeślibym ja coś postawił w pobliżu miasteczka, to on się też postara o zezwolenie na część swoich gruntów, które znajdują się obok. Nie są lepsze pod uprawę niż Strontfield.
- I żaden z was nie widział nikogo innego w parku?
Quentin zaprzeczył ruchem głowy, ale Annabel powiedziała: - Ja widziałam. Tylko z daleka, ale myślę, że poznałam jego psa.
- Kogo?
- Richarda Renville. Wyprowadzał Spota na spacer. To ten dalmatyńczyk.
- Czy to jest dozwolone? To uganianie psów po parku?
- Nie mogę tego zabronić - wtrącił szybko Quentin.
- Istnieje takie stare prawo przejścia - wyjaśniła Annabel.
- Istnieje od niepamiętnych czasów - przyznał Quentin. - Nie możemy zamknąć przejścia.
Sloan zauważył ten pluralis maiestatis i zapytał niewinnie: - A co będzie, jeśli się zrealizuje ta rozbudowa?
- Możemy wystąpić o zniesienie tego prawa. Zdaje mi się jednak, że plan Renville'a przewiduje drogę między domami.
- Rozumiem. - Jedno było pewne. Quentin nie tracił chwili czasu od śmierci swego kuzyna, Billa. Sloan wstał. -Gdybyśmy mogli teraz zamienić kilka słów z panią Fent...
- Przykro mi, inspektorze. - Annabel potrząsnęła smutno głową. - Nie będzie chciała o tym słyszeć.
Nie był nigdy zwolennikiem bezpośrednich starć, nawet jako młody policjant. Teraz, kiedy został inspektorem, szukał zawsze okrężnej drogi. Była szybsza. - A zatem dziękuję państwu za rozmowę. Teraz musimy dalej szukać pani Marchmont.
W drodze rozmawiał z Crosbym w dalszym ciągu na ten temat. - Przydałaby się nam jakaś pomoc. Przeszukiwanie tego miejsca i terenu zajęłoby nam cały dzień, a musimy jeszcze zobaczyć się z Peterem Millerem Fentem.
 
Konstabl wyjrzał przez okno samochodu. -1 nie wiemy, czy rzeczywiście doszła tutaj, prawda, szefie?
- Tylko tyle, że jak twierdzi pan Renville, mówiła, że pójdzie - powiedział zwięźle Sloan. - To wszystko, co wiemy. I że musimy ją znaleźć. I to szybko.
Okazało się, że wyprzedził ich w tym mały terier zwany Rags.
Było to późnym popołudniem i Sloan po powrocie na komisariat planował poszukiwania na dużą skalę.
Sobota po południu, z natury rzeczy,, nie była najodpowiedniejszą do tego porą. Prawda, że można było znaleźć ochotników do pracy - z wyjątkiem tych, którzy grali w piłkę na boisku krykietowym - ale zawodowcy byli zajęci regulowaniem ruchu w centrum handlowym Bere-bury, pilnowaniem boiska krykietowego w Calleford i umożliwianiem chętnym pójścia na wystawę rolniczą hrabstwa. Była to duża, doroczna impreza, odbywająca się na terenach Ornum House. Poszedł tam Peter Miller. Tak przynajmniej poinformowano Sloana na farmie “Ugór”. Polecono więc policjantom, którzy dyżurowali na wystawie, aby mieli na niego oko. Nie należało to do łatwych zadań. Sobota była trzecim i ostatnim dniem, kiedy wystawę otwarto dla publiczności, która przyszła en masse.
Najważniejsza sprawa, ocena, odbyła się w czwartek, a kłótnie z powodu decyzji sędziów zakończyły się po większej części w piątek. W sobotę namiętności i gniewy nieco przygasły - aż do następnej wystawy - nawet w pawilonie świń.

Powered by MyScript