Dań i Edward zdobyli imponujący zestaw szperaczy sonarowych. Podobnego sprzętu użyto, żeby odnaleźć “Mary Rosę”. Był tam skaner boczny, umieszczony w kotwicy dryfującej o kształcie torpedy, który mógł przeszukiwać dno morza na odległość pięciuset stóp jednocześnie po prawej i lewej stronie, oraz potężna, bardzo precyzyjna echosonda, która pokazywała nie tylko obraz morskiego dna, ale również warstwy skał osadowych położone głębiej. Ta kombinacja skanerów pracowała niezwykle efektywnie, pod warunkiem, że wiadomo było z grubsza, gdzie należy szukać. W 1967 roku imiennik Dana, doktor George Bass, znalazł w ciągu dwóch poranków pewien rzymski wrak, którego nikt nie zdołał wcześniej zlokalizować, nawet po całomiesięcz-nych poszukiwaniach z użyciem podwodnych kamer telewizyjnych. Kiedy zaś Alexander McKee i jego towarzysze szukali “Mary Rosę” w mulistych wodach Solent, zlokalizowanie wraku zabrało im tylko cztery dni. Edward podszedł i stanął obok mnie, kiedy spuszczano dryfkotwę za burtę. - Jak ci poszło z teściem? - zapytał. - Nie rozmawiałem z nim od weekendu. ~ Będziemy pilnie potrzebowali pieniędzy, jak tylko zlokalizujemy ten wrak. - Czy nie możemy wydobyć samej miedzianej skrzyni? - zapytałem. - Na pewno nie będzie to dużo kosztowało. - Miedziana skrzynia to nie wszystko - - odparł Edward. - Zdajesz sobie sprawę, co tam jest na dnie? Okręt z końca siedemnastego wieku, prawie nietknięty, jak można 266 sądzić po przykładzie “Mary Rosę”. Interesuje nas nie tylko miedziana skrzynia, ale cały statek, łącznie z otoczeniem. Tam na dnie mogą być rozmaite przedmioty, które powiedzą nam, w jaki sposób ci ludzie zamierzali pozbyć się demona, kto był w załodze i dlaczego demon nie zdołał wyrwać się z zamknięcia. Jeżeli wydobędziemy tylko miedzianą skrzynię i nic więcej, poznamy zaledwie fragment historii; poza tym obawiam się, że kiedy położenie wraku stanie się ogólnie znane, istnieje duże ryzyko, że łowcy pamiątek doszczętnie go splądrują. Ale wyciągniemy Mictantecutli z morza najszybciej, jak to będzie możliwe. Miał oczywiście rację co do łowców pamiątek. Chociaż na razie nie robiliśmy nic szczególnego, tylko pływaliśmy grzecznie tam i z powrotem, dwie czy trzy łodzie zbliżyły się do nas i chciały wiedzieć, czego szukamy. “Są tam jakieś skarby?” -krzyknął jeden z załogi i wcale nie żartował. Nurkowie amatorzy gotowi są zaryzykować życie, żeby wyłowić kawałek rzeźby z zatopionego szkunera, zardzewiałą strzelbę czy kilka prymitywnie wybitych monet. Dań Bass wyjaśnił, że szukamy motorówki naszego przyjaciela, która przez przypadek nabrała wody i zatonęła. Łodzie przez jakiś czas kręciły się w pobliżu, wkrótce jednak właściciele doszli do wniosku, że nie zobaczą nic ciekawego, i odpłynęli z rykiem silników. Zjedliśmy lunch na świeżym powietrzu, siedząc na pokładzie: kurczęta na ostro i rybne naleśniki, popite kilkoma butelkami kalifornijskiego wina. Potem na nowo podjęliśmy poszukiwania. Krążyliśmy zakosami na odcinku stu stóp, do linii wyznaczonej przez boję i z powrotem. Wiatr lekko przybrał na sile i “Diogenes” zaczął podskakiwać na fali, a lunch w moim żołądku również podskakiwał niespokojnie. Gilly powiedziała: - To może potrwać całe dnie. Dno jest tutaj płaskie jak naleśnik. - Opieramy się na informacjach sprzed dwustu dziewięćdziesięciu lat, dostarczonych przez na wpół utopionego marynarza - wtrącił Forrest. - Może coś mu się pomyliło, może wcale nie widział latarni morskich, tylko światła domów na brzegu albo ogniska. Zaczynam myśleć, że tego cholernego wraku wcale tam nie ma. - Czekaj no - odezwał się Jimmy, który siedział przed wydrukami. Wskazał na rozmazaną linię z bocznego skanera, 267 która wybrzuszyła się nagle. - Tam coś jest, jakieś zakłócenia w naturalnym układzie fal. - Spojrzał na wydruk z echosondy i oczywiście, tam też widać było wyraźną nieregularność w warstwach geologicznych pod morskim dnem. - Panowie, chyba coś mamy - oznajmił Jimmy. Zaczekał, aż taśma przesunie się jeszcze o parę cali, potem oddarł wydruk z maszyny i położył na stole z mapami. - Widzicie? Tam stanowczo coś jest pod mułem. I popatrzcie na wydruk z bocznego skanera. - Jeśli to nie jest ślad po zatopionym statku, to jestem Chińczykiem - oświadczył Edward. - Całkiem możliwe, skoro zjadasz tyle chińskich potraw -docięła mu Gilly. - Gilly, to może być największe odkrycie współczesnej archeologii morskiej - pouczył ją Edward. - Rozumiesz, co to znaczy? Ta nieregularność pod morskim dnem to może być tylko statek zagrzebany w mule, i to całkiem spory statek. Jak myślisz, Dań? Ze sto ton wyporności? - Trudno powiedzieć - odparł Dań Bass. - Nie powiem, że to jest statek, dopóki nie zobaczę go na własne oczy.
|