teraz, ale nawet to było za mało na duże wybiegi...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
– Kłamie pan, kłamie pan dla dobra człowieka – tym razem w głosie Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Świata słychać było leniwy, choć...
»
traci! czas procesora na zbyt cz(ste testy; zbyt d!ugi czas u$pienia b(dzie oznacza!, "e w'tek b(dzie przebywa! w tym stanie nawet po zako&czeniu zadania, na...
»
a) relatywizm - dopuszczajcy prawdy czstkowe,b) pluralizm - dopuszczajcy wielo definicji prawdy,c) sceptycyzm - dopuszczajcy nawet klasyczne...
»
Psychologia fizjologiczna miala w zasadzie byc tylko jednym ze specjalnych dzialów psychologii, czy nawet tylko dyscyplina pomocnicza dla psychologii: ale ze wzgledu...
»
Rozdział wrześniowy We wrześniu Stara Dama wyznała samej sobie, że minione lato było dziwnie szczęśliwe, a niedziele i te sobotnie popołudnia...
»
Trudno było pojąć opowieść na wpół szalonego ślepca, lecz kiedy Guthwulf mówił, Simon wyobraził sobie, jak hrabia wędruje tunelami, kuszony przez coś, co...
»
Po wejciu Wooda do zespou, cho na razie tylko tymczasowym, zaczo si wyczuwa obecno elementu przyjani, o ktrej w przypadku Taylora trudno waciwie byo mwi...
»
sposb oznakowania urzdze, ktrym udzielono wiadectwa homologacji, majcna uwadze, aby oznakowanie byo jednoznaczne i czytelne dla nabywcyurzdzenia...
»
Prawdziwą winą Druidów było oczywiście to, że podburzali ludność, by nie akceptowała rzymskiego prawa i rzymskiego pokoju...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Na początku robiłam
tylko w dziecięcych ciuchach. Piersi urosły mi późno, bo... Kiedy tylko
dostałam biustu, agencja wypchnęła mnie prosto do juniorek i tam
zostałam. Tak poznałam Simona. Handlował ciuchami, sprzedawał
syntetyczne dzianiny dla producenta z miasta. Zorganizowano pokaz dla
kupujących. Ustawili wybieg w Scottish Rite, wszystko tam skrzypiało jak
w nawiedzonym domu.
– W Hancock Park – powiedziałem. – Niedaleko Ebella.
Zastanawiałem się, czy miejsce recitalu Kelvina Vandera wywoła
jakąś reakcję.
– Właśnie tam – odparła Kelly Vander. – Przeznaczenie. – Nalała sobie
freski. – Na pewno pan nie chce?
– Dziękuję. Co było przeznaczeniem?
– Spotkanie z Simonem. Stałyśmy wszystkie w szeregu, przydzielali
nam stroje losowo. Ja trafiłam na kostium jego firmy. Niebieski,
dwurzędowy. Metalowe guziki jak u marynarza. Miałam nawet
marynarską czapkę. – Dotknęła głowy, pozwoliła sobie na nierówny,
brązowy uśmiech. – Tandetny poliester, drapiący. Nie mogłam się
doczekać, żeby go zrzucić. Simon podszedł do mnie później. Dostał duże
zamówienie, bardzo mi dziękował. Był ode mnie trochę starszy. Robił
wrażenie obytego... – Wypuściła dym z płuc. Nikotynowe opary zakłębiły
się nad szklanką, gazowany napój przez chwilę wyglądał jak wywar
alchemika. – Jest pan psychologiem, tak? Dużo takich poznałam.
Lepszych i gorszych.
– Dobrze, że przynajmniej trafiło się kilku lepszych.
– Pracuje pan w policji?
– Jestem wolnym strzelcem.
– To na pewno interesujące.
– Bywa. Szeroki uśmiech.
– Jaka była pana najciekawsza sprawa? Odpowiedziałem uśmiechem.
– Nie mogę mieć do nich pretensji – powiedziała. – Do tych
psychologów, którzy próbowali mi pomóc. Ciężka sprawa. „Chroniczne
zaburzenia odżywiania, niechęć do zmiany”. Powiedzieli mi, że jeśli nie
przestanę się głodzić, umrę na atak serca. Wystraszyli mnie, ale nie dość.
Jakbym miała dwie połówki mózgu, część otwartą i część zablokowaną.
Jeden z lekarzy tłumaczył mi, że to kwestia wyrobienia sobie nowych
nawyków. Kazał robić ćwiczenia... to znaczy umysłowe. Żeby część
otwarta zaczęła dominować. Brzmi to dla pana jakoś sensownie?
– Tak.
– Teraz już ze mną wszystko w porządku. – Przesunęła dłońmi po
kościstym ciele. – Pewnie ciągle mogę się przekręcić po tym, co sobie
wtedy zrobiłam, ale jak dotąd, odpukać w niemalowane.
– Była pani wystarczająco zdrowa, żeby urodzić dziecko.
– Zna pan Simone? Jest do mnie bardzo podobna... powinnam sobie
zrobić zęby. To oczywiste, prawda? Są przegniłe od bulimii, wszyscy mi
mówią, że wyglądałabym o dziesięć lat młodziej, gdybym w końcu zrobiła
porządek z zębami, ale ja nie wiem, czy tego chcę.
– Wyglądać młodziej?
– Właśnie – odparła. – Za każdym razem, kiedy widzę swoje odbicie w
lustrze, przypominam sobie, jak do tego w ogóle doszło. Co pan o tym
sądzi? Jako fachowiec. Potrzebuję takiego przypomnienia?
– Nie znam pani wystarczająco dobrze.
– Ding. Dobra odpowiedź. – Odetchnęła, zerknęła na zegar na ścianie.
– Gdzie ten Larry... W końcu się otworzyłam i zaczęłam myśleć. Do trzech
odwyków sztuka.
– Poznała pani Larry’ego na odwyku? Pokręciła głową.
– Nie mówię za Larry’ego. Co moje, to moje, na jego emocjonalne
tereny nie wchodzę. O wilku mowa.
Zerknęła na drzwi.
Nasłuchiwałem kroków, ale nic nie usłyszałem. Chwilę później
pomarańczowe drzwi szeroko się otworzyły i do środka wpadło metr
sześćdziesiąt Larry’ego Brackle’a, w okularach przeciwsłonecznych i
hawajskiej koszuli wymachiwał zatłuszczoną białą torbą. Pod pachą miał
karton winstonów light.
– Kupiłem ci pączki, skarbie. Te chrupiące, z orzechami, syropem
klonowym i cynam... – Zdjął okulary. – Masz gościa, Kell?
– Ty masz, Larry. Ty jesteś najważniejszy, skarbeńku.
Larry Brackie strzepnął popiół do filiżanki po kawie.
– Chce mi pan wmówić, że Travis to jakiś zwariowany zabójca? Bez
urazy, proszę pana, ale to totalna bzdura.
– Dokładnie to samo powiedziałam, złotko – dorzuciła Kelly Vander.
Siedzieli tuż obok siebie, paląc unisono i wypijając powoli fireskę.
– Policja uważa go za głównego podejrzanego – wyjaśniłem.
– Policja też tak uważała za pierwszym razem – prychnął Brackie.
– Zna pan historię Travisa. Wahanie.

Powered by MyScript