- Teraz! - krzyknął Taraką...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
wyspianski stanislaw, wesele JASIEK (jest teraz kontent a dziwuje się) Tyle par, tyle par! CHOCHOŁ Tańcuj, tańczy cała szopka, a...
»
– I to właśnie ten plik jest teraz w TRANSLATORZE? – spytała Susan...
»
jan iii sobieski, listy do marysienki kontentem bardzo z niego i teraz, ale nie zawsze jest czas o tym pisać, ile w takim, jako my są, razie...
»
– Ja to robiê dla panów dobra, no bo teraz to oni siê wstydz¹ piæ herbatê, ich gryzie sumienie, ¿e to na moim gazie, a jak ka¿dy zap³aci gaz, to on bêdzie...
»
Jeśli masz zegarek tradycyjny, nie patrz na niego teraz i odpowiedz na pytanie: czy cyfra sześć na cyferblacie jest arabska, czy rzymska? 6 czy VI? Zastanów się...
»
Winicjusz chciał z niej mieć kochankę, lecz gdy okazała się cnotliwą jak Lukrecja, rozkochał się w jej cnocie i teraz pragnie ją poślubić...
»
Rzuciła się teraz do tego bigosu, ratując go przed najmniejszym cieniem przypalenia i nagle łyżka omal nie wypadła jej z ręki...
»
Teraz trzeba było tylko dojść po rampie do miejsca, gdzie droga dojazdowa łączyła się z autostradą, wystawić kciuk...
»
- A teraz niespodzianka - podjął Max tak tajemniczo, że Atros, Ted i Anna spojrzeli po sobie z lekkim niepokojem...
»
A potem zrobiłem coś, co wy, czytający teraz moją relację, z pewnością uznacie za głupotę...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Jazda!
Wystrzelili w powietrze, zdążając szybkim i pionowym lotem wprost kuwyjściu. Siła ataku Rakaszów widocznie się wzmogła, lecz odpowiedzią byłorównie gwałtowne kontruderzenie. Sam zasłonił oczy dłonią, lecz niewiele to
130
pomogło na przykre uczucie, że w źrenice wbijają mu się setki ostrych igiełek,kłujących za każdym razem, ilekroć bogini zwróciła berło w jego stronę.Właśnie ogromna skała rozpadła się i znikła, ale choć znajdował się od tegomiejsca na wyciągnięcie ręki, szczęśliwie nie poniósł szwanku.
- Nie zauważyli nas - westchnął z ulgą Taraką.
- Na razie - dodał Sam. - Bóg Ognia, niech imię jego będzie przeklęte,potrafi dostrzec ziarnko piasku w morzu atramentu. Mam nadzieję, że będzieszrnógt jakoś się wymknąć, gdy spojrzy w naszą stronę...
- Jak to się stało? - spytał zdziwiony Taraka, gdy oto nagle znaleźli się niewiedzieć jak dobre czterdzieści stóp wyżej i jakby nieco dalej od lewej krawędziStudni.
Ciągle pędzili w górę, ścigani strumieniem skalnych odłamków. Lawinę gruzuprzecięły dopiero ogromne głazy, strącone przez demony na partię bogów przyakompaniamencie ryku potężnych prądów powietrza i trzasku ognia.
Wreszcie dotarli do krawędzi otchłani, wyhamowali i szybko odskoczyliw bok. tak by jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem walki.
- Musimy objeść Studnię... - Taraka mówił z trudem, głosem rwącym sięodzadyszki. - Trzeba dojść do korytarza, dopiero wtedy będziemy mogli uciec.
W tej samej chwili jeden z Rakaszy wynurzył się z głębiny. Kula światłaspoczęła przy boku Sama.
- Bogowie w odwrocie! - krzyknął. - Bogini upadla. Pan w Purpurzepomaga jej w ucieczce!
- Bzdury! - rzucił Taraka. - Nie uciekają, lecz ruszyli za nami w pogoń!Zagrodzić im drogę! Zniszczyć szlak! Szybko!Rakasza niczym meteor rzucił się z powrotem w głębiny Studni.
- Panie Siddhartho... -westchnął demon. - Jestem u kresu sił. Nie wiem,czy będę w stanie znieść nas spod wrót do doliny.
- Czy możemy przejść część drogi pieszo?
- Tak.
-- W porządku!
Rzucili się biegiem, najpierw musieli wszakże zatoczyć łuk wokół otchłani.Wtedy to pojawił się drugi Rakasza.
- Pilny meldunek! - krzyknął, zrównując krok z Samem. - Dwukrotnieburzyliśmy skalny przesmyk, lecz za każdym razem Pan Ognia wypalał nowy.
- Więcej już się nie da zrobić! - wydyszał Taraka. - Nie odchodź! Zostańprzy nas, Przydasz się do innych zadań.
Kula purpurowego światła wyprzedziła Sama, znacząc drogę szkarłatnymblaskiem.
Zatoczyli koło i wpadli w tunel. Gdy dotarli do końca, pchnęli ciężkie wierzeje- przed nimi była wąska skalna półka. Rakasza, który puścił ich przodem,zatrzasnął wrota i szepnął: - Pogoń nadciąga!
Sam rzucił się w przepaść. Zaledwie odbił się od skalnego podłoża, wrotapoczerwieniały, rozżarzyły się, zbielały... i pociekły roztopionym metalem.
Z pomocą drugiego Rakaszy dotarli do podnóża Czenny. Teraz musieliprzejść krótką drogę nieco pod górę i wziąć zakręt. Solidne skały zdawały siędawać dobrą osłonę przed zemstą bogów, lecz przecież wystarczyła chwila, by
131
spłynęły strumieniem ogniopłynnego bazaltu. Przed wzrokiem Pana Agni nicnie mogło się ukryć.
Rakasza - ten, który towarzyszył im w drodze - wzbił się w powietrze.
Biegli ścieżką prowadzącą w dolinę, gdzie stał rydwan. Właśnie w chwili, gdydotarli do obrzeża kotliny, powrócił zwiadowca.
- Kał i, Jama i Agni schodzą w dół - zameldował. -Siwa zamyka pochód,osłaniając tyty. Agni prowadzi. Pan w Purpurze pomaga iść bogini, którawidocznie utyka na jedną nogę.
Przed sobą mieli rydwan. Powalany błotem, bez ozdób, koloru brązu, któryjednak nie był brązem, stał na rozległej łące. Wyglądał jak powalona baszta,albo gigantycznych rozmiarów klucz czy cześć niebiańskiego instrumentumuzycznego, który oderwał się od gwiezdnej konstelacji i utkwił w ziemi.Sprawiał wrażenie czegoś niekompletnego, choć gołym okiem nie sposób bytodoszukać się żadnej usterki w jego kształtach. Posiadał owo szczególne pięknowłaściwe najdoskonalszym rodzajom broni, które dopiero funkcjonalnościądopełniają zewnętrznego wyglądu.
Sam zbliżył się z boku, znalazł luk, wszedł do środka.
- Umiesz powozić tym pojazdem? - spytał Taraka, - Umiesz wpro-wadzić go na niebiosa, umiesz prowadzić go nad ziemią, siejąc zagładęi chaos?
- Jestem pewny, że Jama zadbał o prostotę - odparł Sam. - Zawsze dbao to, by wszystko, co wychodzi spod jego rąk. było tyleż prosie w obsłudze, cofunkcjonalne. Dawno temu używałem takich pojazdów i przypuszczam, iż tenniewiele się od nich różni.

Powered by MyScript