Na ten apel porwali się inni żołnierze. Pięćdziesiąt tysięcy zwitków słomy, zatkniętych na
bagnety, rzuciło łunę na mroźne, grudniowe niebo.
─ Rocznica koronacji! Niech żyje cesarz! Vive l'empereur! ─ nieśmiertelne.
Uderzono w bębny, muzyka zadęła w trąby. Na próżno wołał:
─ Cicho! Do jutra! Nie myślcie o niczym innym, tylko ostrzcie bagnety! ─ na bagnetach
błyszczały płomienie...
Wróg sądził, że obóz francuski zwija się i opuszcza miejsce, ucieka.
Tym więcej, że zuchwały adiutant cesarza Aleksandra, Dołgorukij, oświadczył swemu pa-
nu, iż armia francuska jest zdemoralizowana, Napoleon uważa się za zgubionego i że trzeba
się spieszyć z bitwą, bo się wymknie.
Ha! ha!
Gdy cesarz Aleksander, złudzony wysłaną doń, aby tym pewniej uderzyć, propozycją po-
koju, wynalazł dla Napoleona tytuł „szefa narodu francuskiego”, który położył na adresie
ultimatum z żądaniem opuszczenia Włoch, lewego brzegu Renu i Belgii: obaj cesarze i ich
świty śmiali się i cieszyli tym wynalazkiem tak niemal, jak pewnością zwycięstwa.
Wymykał się ─ otoczony światłami, jak Bóg gwiazdami, on, bóg wojny, pan zwycięstw i
klęsk zadawanych...
Co za obraz we wspomnieniu ─ pięćdziesiąt tysięcy płomieni dookoła siebie, w obozie, w
przeddzień walki, słońca pod Austerlitz!...
I wstało to słońce.
„Żołnierze! ─ rzucił w proklamacji. ─ Trzymać się będę z dala od ognia, jeżeli ze zwy-
kłym męstwem poniesiecie popłoch i strach w szeregi nieprzyjacielskie. Lecz jeśli zwycię-
stwo wahać się będzie choć chwilę jedną, ujrzycie waszego cesarza narażającego się na
pierwsze ciosy, gdyż zwycięstwo nie może się wahać...”
Lecz gdy żołnierze francuscy „uwieńczyli swe orły nieśmiertelną chwałą”, wówczas dum-
ny Franciszek II Habsburg-Lothringen pojechał szukać pokoju i tytułował go już „cesarską
mością”.
Spotkali się nie znając.
─ Pan jesteś cesarzem austriackim?
─ Trochę... Tylko nie wiem, czy chcesz pan o tym wiedzieć... Czy mam zaszczyt mówić z
cesarzem Napoleonem?
Wskazał Franciszkowi Drugiemu puste pola dokoła, między Austerlitz a Goeding, pośród
forpoczt. obustronnych.
─ Oto pałace ─ rzekł ─ w których wasza cesarska mość zmusza mnie mieszkać od trzech
miesięcy.
12
─ No, nieźle się tu powodzi waszej cesarskiej mości, nie trzeba mieć do mnie urazy ─ od-
powiedział cesarz Franciszek.
I wtedy dał Napoleon w rozmowie dobrą radę Franciszkowi.
─ Proszę mi ufać ─ powiedział ─ i nie łączyć spraw swoich ze sprawami cesarza Aleksan-
dra. Jedna tylko Rosja w Europie może prowadzić wojnę dla fantazji. Zwyciężona cofa się do
swoich pustyń, a wy płacicie swoimi prowincjami.
Pogrążył się w zamyśleniu ─ piękne dni, piękne lata chwały...
Aleksander Wielki, Hannibal, Juliusz Cezar, Karol Wielki ─ on...
Pan Europy...
A nie! Zawsze cesarz rosyjski był panem drugiej połowy kontynentu, jak król angielski był
panem oceanów.
Napoleon rzucił wzrokiem na mapę.
Co za przestrzeń ta Rosja!
Dokądże pójść? Gdzie się zatrzymać?
Szaleństwem byłaby myśl o podboju Rosji ─ zresztą po co, na co?
Ale zwyciężyć, pokonać!
I ten kolos niech zadrży!
Cesarz powstał, jakby jakimś nerwowym rzutem poderwany z fotela, i począł znów cho-
dzić po pokoju.
Na czele swojej armii jedzie, jedzie...
Paryż, Frankfurt, Drezno, Warszawa, Wilno, Smoleńsk, Witebsk, Moskwa, Petersburg...
On jeden tylko może się na coś podobnego ważyć, może czegoś podobnego dokonać.
Ba! Jemu jednemu tylko wolno coś podobnego pomyśleć.
Jak jemu jednemu wolno było pójść do Egiptu pomimo floty angielskiej i Nelsona, naka-
zać Europie system kontynentalny, zamknąć dla towarów angielskich porty całej Europy...
A gdyby pójść do Azji środkowej i południowej...
Jak Aleksander Wielki...
Wszakże już myślał o tym, gdy chciał z Morza Śródziemnego uczynić wewnętrzne jezioro
francuskie, gdy chciał przez Saint-Jean d'Acre przejść do Indii i zadać śmiertelny cios Angli-
kom, z Egiptu przenieść wojnę nad Ganges!
W tysiąc osiemsetnym roku omawiał z cesarzem Pawłem wyprawę rosyjsko-francuską nad
Dunaj, Morze Kaspijskie, do Azji zachodniej i do Indii angielskich...
Dziś także tam chce iść, na Wschód, lecz przeciw cesarzowi Rosji, gotów by przeciw nie-
mu zawrzeć przymierze nawet z Anglią.
Strzepnął palcami niecierpliwie.
„Godzina Anglii wybiła!” ─ pamiętają jego słowa, gdy się gotował do wyprawy angiel-
skiej ─ ale godzina Anglii nie wybiła wtedy i słowa jego były mylną wróżbą.
Czyżby się mylił i teraz?
Po prostu przepaść...
Stepy, pustynie, kraj bez granic...
Jeden tylko z cywilizowanych monarchów, Aleksander Wielki, przedsięwziął wyprawę
równie daleką, lecz on szedł do bogatego, przepysznego, urodzajnego państwa Dariusza, małą
swoją Macedonię i prowincje greckie szedł zamienić na olbrzymią monarchię perską i jej nie
kończące się posiadłości, w których rządzili satrapi.
Aleksander Wielki mógł pójść i mógł nie chcieć wrócić nawet ─ zdobywał świat, zdoby-
wał nieporównanie więcej niż zostawiał za sobą. Ale cóż zdobyć mógł w Rosji on, Napoleon,
cesarz Francuzów?
|