W głębi siedziały dwie panie przed
221
jedwabną liliową podkładką, na której Deloche prezentował koronki chantilly: panie
przypatrywały im się w milczeniu, nie mogąc zdecydować się na wybór.
– Pan przecież mówiÅ‚, że pani de Boves jest cierpiÄ…ca – odezwaÅ‚ siÄ™ zdziwiony Vallagnosc
– a tymczasem widzÄ™ jÄ… wraz z pannÄ… BlankÄ… w trakcie robienia zakupów.
Hrabia nie umiał ukryć, że spotkanie żony i córki zaskoczyło go w sposób nieprzyjemny, i
rzucił w stronę pani Guibal ukradkowe spojrzenie.
– RzeczywiÅ›cie – powiedziaÅ‚ tylko.
W salonie było bardzo gorąco. Klientki dusiły się po prostu. Twarze miały blade, oczy ich
błyszczały. Można by powiedzieć, że wszystkie pokusy magazynu osiągnęły w dziale
koronek szczyt wyrafinowania: była to niby intymna alkowa, miejsce ostatecznego upadku i
zatracenia się, któremu ulegały nawet najsilniejsze kobiety. Ręce instynktownie nurzały się w
tym bogactwie i nawet oderwawszy się od nich drżały z upojenia.
– Zdaje mi siÄ™, że te panie gotujÄ… zamach na paÅ„skÄ… kieszeÅ„ – mówiÅ‚ dalej Vallagnosc,
którego bawiło to spotkanie.
Pan de Boves zrobił gest męża, który wierzy w rozsądek swojej żony, tym bardziej że nie
daje jej ani grosza. Rzeczywiście, pani de Boves zwiedziła już wraz z córką wszystkie działy
magazynu, ale nie kupiła nic i wylądowała w dziale koronek, pożerana nie zaspokojonym
pragnieniem. Upadając ze zmęczenia stała przed ladą, przewracała koronki bezwładnymi
rękami i czuła, jak pot spływa jej po plecach. W pewnej chwili spostrzegłszy, że jej córka
patrzy w inną stronę i że sprzedawca się oddalił, chciała wsunąć pod płaszcz sztuczkę koronki
alencon. Zadrżała jednak i odrzuciła koronkę słysząc głos pana Vallagnosc, który zagadnął ją
wesoło:
– ZÅ‚apaliÅ›my nareszcie paniÄ….
Przez kilka sekund stała oniemiała i pobladła. Potem zaczęła wyjaśniać. że czując się lepiej
chciała zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Na widok męża w towarzystwie pani Guibal
oprzytomniała zupełnie i popatrzyła wzrokiem tak pełnym godności, że tamta uważała za
słuszne powiedzieć:
– ByÅ‚am z paniÄ… Desforges i przypadkiem spotkaÅ‚am panów.
Właśnie nadchodziły tamte panie. Mouret towarzyszył im i zatrzymał się jeszcze na
chwilę, aby im pokazać inspektora Jouve śledzącego ciągle kobietę w poważnym stanie i jej
przyjaciółkę. Ciekawa rzecz: trudno uwierzyć, ile złodziejek zatrzymywano w dziale koronek.
Pani de Boves słuchając tego opowiadania widziała się już w otoczeniu dwu żandarmów,
mimo całego dostojeństwa czterdziestu pięciu lat, mimo zamożności i wysokiego stanowiska
męża; nie czuła jednak wyrzutów sumienia i myślała, że mogła była doskonale wsunąć kupon
222
do rękawa. W tej właśnie chwili inspektor Jouve zdecydował się na zatrzymanie ciężarnej
kobiety, rezygnując ze złapania jej na gorącym uczynku i podejrzewając, że napełniła sobie
kieszenie w sposób tak zręczny, iż uszło to jego uwagi. Gdy jednak odprowadził ją na bok i
zrewidował, zmieszał się ogromnie nie znajdując przy niej żadnych kradzionych rzeczy, ani
jednego krawata, ani jednego guzika. Przyjaciółka zrewidowanej zniknęła tymczasem. Nagle
zrozumiał wszystko: kobieta w poważnym stanie była tylko przynętą dla odwrócenia jego
uwagi, a właściwą złodziejką była jej przyjaciółka.
Historia ta ogromnie ubawiła panie. Nieco podrażniony Mouret powiedział tylko:
– Papa Jouve zostaÅ‚ tym razem wystrychniÄ™ty na dudka... Odbije to sobie kiedy indziej.
|