— A nie mówiłem! — Torrit pokiwał głową z zadowoleniem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Chętnie sam bym się do was przyłączył – zachichotał Wittgenbacher, kiwając głową w sposób jeszcze bardziej mechaniczny...
»
Dziewczyna stała przez długą chwilę pod kamiennym blokiem, z głową uniesioną wysoko, nie tylko obserwując budowlę, ale też wchłaniając jej zapachy...
»
To był doprawdy zupełnie niezwykły widok, gdy ten wielki, gruby mężczyzna o apoplektycznej twarzy wisiał głową na dół i próbował dostać się z sufitu na...
»
nierzy do swego namiotu, potknął się na korzeniu obalonego drzewa, a najbliższy grenadier pochwycił garść słomy, zapalił i nad głową wzniósł, aby mu...
»
Thom leciutko pokręcił głową, Juilin skrzywił się, ale Ny­naeve patrzyła tylko na Birgitte i Elayne...
»
Towarzysz Duvala miał krótkie, czarne dredy, które sprawiały, że jego głowa wyglądała jak kaktus...
»
Potrząsnął z rezygnacją głową, najwyraźniej nie mogąc znaleźć odpowiednich słów...
»
Eda zatopiony w myślach, tylko kręcił głową...
»
Roland skinął głową i spojrzał na Susannah...
»
- Brzuch ją boli?- Tym razem głowa...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Są tubylczymi.
Sprytni, ale tylko tubylczy. Wszystko to tylko cała masa tubylstwa. . . tubylczości.
— Czy my jesteśmy tubylczymi? — spytał Masklin.
— „Wykonanie głównego zadania przerwane. Nie mówi się tubylczymi, tylko tu-
bylcami. Nie jesteście. Główne zadanie podjęte.”
— Naturalnie, że nie jesteśmy — obruszył się Torrit. — Mamy swoją dumę.
Masklin otworzył usta, by spytać, co właściwie znaczy „tubylczymi” czy „tubylca-
mi”, bo zdawał sobie sprawę, że nie wie, a pewien był, że Torrit też nie ma pojęcia, 80
ale nie zapytał. Chciał zadać całą masę pytań, lecz zrozumiał, że musi się zastanowić, jak je zadać i jakich słów użyć. Największym bowiem problemem była nieznajomość
potrzebnych słów — nie można myśleć o wielu sprawach, gdy się nie wie, jak myśleć,
i nie ma sensu pytać, jeśli się nie rozumie odpowiedzi.
Zanim na dobre zajął się przemyśleniem tego problemu, zza pleców dobiegło go
pytanie:
— Dziwne, no nie? I strasznie ostatnio zajęci. Zastanawia mnie, co w nich wstąpiło.
Zadał je starszy, muskularny nom. Jego ubranie było błotnistobrązowe, co jak na
mieszkańca Sklepu było niezwykłe. Zewnętrzną częścią garderoby był fartuch z dużą
liczbą powypychanych czymś kieszeni.
— Szpiegujesz nas? — upewniła się Babka Morkie.
Obcy wzruszył wymownie ramionami.
— Zazwyczaj przychodzę tu obserwować ludzi. To dobre miejsce i przeważnie nikt
mi nie przeszkadza. Z jakiego działu jesteście?
— Z żadnego — poinformował go Masklin.
— Po prostu jesteśmy — dodała Babka.
81
— I nie jesteśmy tubylczy, to jest tubylcami — poprawił się pospiesznie Torrit.
Obcy uśmiechnął się i wstał z drewnianego wspornika, na którym przysiadł.
— Aha — ucieszył się. — To wy jesteście ci nowi z zewnątrz? Słyszałem o was. —
Wyciągnął prawą rękę.
Masklin przyjrzał się jej ostrożnie i spytał na wszelki wypadek uprzejmie:
— Tak?
Obcy westchnął.
— Powinieneś ją uścisnąć — wyjaśnił.
— A dlaczego?
— Taka tradycja. Nazywam się Dorcas del Ikates. — Uśmiechnął się lekko. —
Znacie swoje nazwiska?
Masklin zignorował rękę i zaczepkę.
— Co to znaczy, że obserwujesz ludzi? — spytał w zamian.
— No, przyglądam się, studiuję. Wiesz, można się sporo nauczyć o przyszłości,
obserwując ludzi.
— Tak jak z pogodą, o to ci chodzi?
82
— Pogodą? Ach, naturalnie, z pogodą! — Dorcas uśmiechnął się szeroko. — Wy przecież wiecie wszystko o pogodzie! Mocna rzecz, pogoda, nie?
— Słyszałeś o niej? — zdziwił się Masklin.
— Tylko stare opowieści. Hm. — Dorcas przyjrzał mu się krytycznie. — Z tego,
co słyszałem, powinniście mieć inny kształt. Życie na zewnątrz nie jest takie jak tu.
Chodźcie ze mną, to pokażę wam, o co mi chodzi.
Masklin powoli rozejrzał się po pokrytej kurzem okolicy. Stracił cierpliwość: nie
dosyć, że było tu za ciepło i za sucho, to każdy traktował go jak durnia, a teraz jeszcze na dodatek okazało się, że ma niewłaściwy kształt.
— Wiesz. . . — zaczął, gdy nagle rozległ się cichy, ale wyraźny głos spod jego wła-
snej pachy.
— „Potrzebujemy go” — oznajmiła Rzecz.
— Też tak myślę — poparł ją Dorcas. — Ale mają radio, no nie. Cały czas wszystko
zmniejszają, ciekawe po co.
83
*
*
*
Dorcas doprowadził ich do zwykłej dziury — dużej, prostokątnej, głębokiej i ciem-
nej. Wisiało w niej kilka kabli grubszych od noma, których końce niknęły gdzieś w dole.
— Żyjesz tam, na dole? — zainteresowała się Grimma.
Dorcas najpierw pomacał w ciemnościach, aż coś kliknęło. Daleko w górze coś
załomotało metalicznie i rozległ się odległy ryk.
— Hm?. . . Co? A, nie — odparł, przytomniejąc. — Długo trwało, zanim się w tym
wszystkim połapałem. To się nazywa winda i jest taką klatką na linach, która porusza się w górę i w dół. Z ludźmi w środku. Więc tak sobie pomyślałem, że skoro nie robię się młodszy, to po co mam się męczyć, chodząc po schodach, i zainteresowałem się
tą klatką bliżej. Zasada działania jest prosta, zresztą musi być, bo inaczej ludzie nie wiedzieliby, jak jej używać. Proszę się nieco odsunąć.
Z góry opadło coś ogromnego i czarnego, i zatrzymało się o kilkanaście centyme-
trów nad ich głowami. Nieco wyżej rozległy się łomoty i znajome już odgłosy ludzkich kroków i rozmów. Pod podłogą windy był podwieszony na sznurku druciany kosz.
84

Powered by MyScript