Zaczynam czuć się jak kobieta i któregoś dnia, może bardzo niedługo, podzielę się tym z kimś wyjątkowym. Dobranoc! Dobranoc! Dobranoc! Laura P.S. Mam głęboką nadzieję, że nie robię czegoś złego dotykając się. Mam nadzieję, że robią to wszystkie dziewczęta i nie będę ukarana za to później. Do osoby naruszającej moją prywatność: 15 września 1984 r. Moje zaufanie do rodziny i przyjaciół zostało poderwane w sposób niewiarygodny. Mam pewność, że ktoś (może nawet parę osób) brał i czytał mój pamiętnik. Nie będę kontynuować pisania przez długi czas, jeśli w ogóle. Zniszczyliście moje zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Nienawidzę was za to, kimkolwiek jesteście. Piszę na tych kartkach rzeczy czasem zbyt przerażające albo zbyt krępujące do ponownego czytania nawet przeze mnie... Mam nadzieję, że strony te będą odwracane tylko przeze mnie, tylko wtedy kiedy zapragnę. Wiele spraw mnie rani i przyprawia o zamęt. Potrzebuję prywatnych kartek, żeby przyjrzeć się swemu umysłowi z zewnątrz, zdystansować się. Proszę nie zbliżać się do tego pamiętnika. Serio. LauraKochany pamiętniku! 3 października 1985 r. Po ponad rocznej przerwie postanowiłam odezwać się do ciebie. Znalazłam kryjówkę, o której nie będę mówić, na wypadek gdyby znaleziono cię na zewnątrz i ktoś wścibski zainteresowałby się, gdzie ona jest. Wiem, że to nie twoja wina, że ktoś cię znalazł i postanowił wtrynić nosa, ale potrzebowałam dużo czasu, żeby poczuć się na tyle bezpiecznie, zęby móc znowu pisać na twoich stronach. Bardzo, bardzo wiele rzeczy wydarzyło się od czasu, kiedy po raz ostatni miałeś ode mnie wiadomości. Wiele z tych spraw dowiodło, że moje refleksje o tym, jaki ten świat jest właściwie okrutny i smutny, są prawdziwe i zostały jako takie potwierdzone. Nie ufam nikomu, a sobie rzadko. Szamoczę się większość ranków, popołudni i wieczorów z tym, co jest dobre a co złe. Nie rozumiem, czy spotyka mnie kara za coś złego, co uczyniłam, coś czego nie pamiętam, czy też zdarza się to każdemu, a ja jestem po prostu za głupia, żeby to zrozumieć. Przede wszystkim odkryłam, że to nie tata podarował mi Tro-ya, ale Beniamin Horne. Mniejsza o szczegóły. Powiedzmy, że usłyszałam, jak Audrey kłóciła się o to z ojcem, kiedy byłam z wizytą u Johnny'ego w Great Northern. Johnny to brat Audrey, drugie dziecko Beniamina. Jest spowolniały. Jest starszy ode mnie, ale umysł ma małego dziecka. Tak przynajmniej mówią lekarze. Myślę czasem, że on po prostu postanowił być cicho, bo czasem jest znacznie ciekawiej tylko słuchać ludzi zamiast do nich mówić. On nigdy nie mówi, z wyjątkiem słów „tak” i „Indianin”. Uwielbia Indian. Ciągle nosi pióropusz, z takich pięknych kolorowych piór i malowanych skórzanych pasków. Z jego punktu widzenia świat jest dziwną mieszanką szczęścia i bólu. Myślę, że rozumiem bardziej jego niż wielu innych ludzi. Może znajdę jakiś sposób, żeby więcej z nim przebywać. Tak często pozostawiają go samego. Cieszę się, że Troy jest moim kucykiem. Uwielbiam na nim jeździć, chodzić z nim lub po prostu patrzeć jak skubie trawę. Teraz jednak czuję się nieswojo wobec taty. Jak gdyby był mniej uczciwy, skoro powiedział, że Troy to był prezent od niego. Może zresztą Beniamin chciał, żeby tak było, nie wiem. Jak by nie było, jestem chyba teraz nim bardziej zaintrygowana i czuję, jak gdybym zawdzięczała mu więcej niż tacie. Czasem myślę, że lepiej by było, żebym w ogóle nie dostawała własnego kucyka, bo nie traciłabym wtedy szacunku dla taty, a Beniamin pozostałby po prostu Beniaminem. Co gorsza, nie ma teraz prawdopodobnie mowy o porozumieniu między mną a Audrey. Czuję się trochę przybita, że stało się to z mojego powodu. Ale też daje mi to poczucie siły. Dlaczego te rzeczy przytrafiają się mnie? Wiesz, myślę, że spośród wszystkich mężczyzn, jakich znam na świecie, doktor Hayward jest przeze mnie najbardziej kochany. Nie jest egoistą, jest uprzejmy i zawsze ma dla mnie delikatny uśmiech, który inspiruje, przebacza, czy w ogóle jakoś doskonale wypełnia wyrwę, którą czuję w sobie. Trzynaście lat temu sprowadził mnie na ten świat i przez chwilkę przyciskał mocno moje małe ciało. W swoich marzeniach wyobrażam sobie ten moment jako jeden z najcieplejszych w moim życiu. Kocham go za to, że mnie, to małe wystraszone dziecko dopiero co zetknięte z powietrzem ł światłem, przyciskał i pozwolił uwierzyć, bez wypowiedzenia słowa, że znowu przyciśnie mnie, jeśli kiedykolwiek będę go potrzebować. Przypomina mi kogoś, kogo chętnie widziałabym całe życie, dzień w dzień. Łagodność dziadka i pomocna ojcowska dłoń. Wrócę po kolacji. Jest jeszcze masa innych wieści Całuję, Laura. Kochany pamiętniku! 3 października 1985 r., później
|