- Tak - odrzekł Moneo, skupiwszy uwagę na Bogu Imperatorze, który opuścił swój kadłub z powrotem na Wóz. Muzealni Fremeni ustawili się na drodze, zrzucili wierzchnie szaty, by ukazać pod spodem czerwone i purpurowe stroje. Moneo westchnął. Fremeni mieli na sobie szaty przypominające te, które nosili pielgrzymi. Ci, którzy stali na przedzie, wymachiwali zwojami papieru, podczas gdy cała grupa zaczęła tańczyć i śpiewać, zbliżając się ku monarszej świcie. - Petycja, Panie! - krzyczeli ich przywódcy. - Wysłuchaj naszej petycji! - Duncan! - wykrzyknął Leto. - Oczyść z nich drogę! Mówiące-do-Ryb rzuciły się naprzód pomiędzy dworzan dokładnie w chwili, gdy Leto krzyknął. Idaho machnął ku nim ręką, dając znak: naprzód! i zaczął biec ku zbliżającej się grupie. Strażniczki utworzyły klin, na którego szpicy znalazł się Idaho. Leto zatrzasnął ochronną kopułę swego Wozu, przyspieszył i zawołał głosem przypominającym ryk: - Z drogi! Z drogi! Muzealni Fremeni, widząc biegnące naprzód strażniczki, Wóz nabierający szybkości i krzyczącego Leto, zaczęli przemieszczać się tak, jak gdyby zamierzali otworzyć przejście środkiem drogi. Moneo, zmuszony do biegu, by dotrzymać tempa Wozowi, z uwagą skupioną przez chwilę na odgłosach kroków dworzan biegnących za jego plecami, ujrzał pierwszą nieoczekiwaną zmianę programu ustalonego przez Fremenów. Jak jeden mąż śpiewający tłum zerwał pielgrzymie szaty, by ukazać czarne mundury, takie same jak ten, który nosił Idaho. "Cóż oni robią?" - zastanawiał się Moneo. Już zadając sobie to pytanie, zobaczył, jak rysy twarzy zbliżających postaci przetapiają się w mimikrze Tancerzy Oblicza i każda z nich nabiera podobieństwa do Duncana Idaho. - Tancerze Oblicza! - wrzasnął ktoś. Leto również był zdezorientowany gwałtownością zdarzeń, odgłosami tłumu biegnących ludzi, rzucanymi przez Mówiące-do-Ryb rozkazami. Przyspieszył jeszcze, likwidując dystans między sobą a strażniczkami. Zaczął dzwonić ostrzegawczym dzwonkiem i naciskać na przeraźliwie wyjący klakson. Potężny hałas zdezorientował nawet niektóre z uwarunkowanych przecież na taką okoliczność Mówiących-do-Ryb. W tej samej chwili, gdy petenci zrzucili pielgrzymie płaszcze i zaczęli proces transformacji oblicz, łudząc podobieństwem swych twarzy do Duncana Idaho, Leto usłyszał wrzask: "Tancerze Oblicza!" Zidentyfikował ten głos - małżonki jednego z urzędników Księgowości Królewskiej. Z początku zareagował rozbawieniem. Strażniczki i Tancerze Oblicza zderzyli się. Miejsce zawodzących śpiewów zajęły krzyki i wrzaski. Leto rozpoznał bojowe komendy Tleilaxan. Ciasny węzeł Mówiących-do-Ryb zacisnął się dookoła ubranej na czarno postaci Duncana. Strażniczki były posłuszne często powtarzanej instrukcji Leto, by chronić swojego dowódcę, gholę. Ale jak odróżnić go od innych? Leto prawie zatrzymał Wóz. Po lewej mógł dojrzeć Mówiace-do-Ryb potrząsające swymi pałkogłuszakami. Światło słońca błyskało na ostrzach ich noży. Rozległo się charakterystyczne bzyczenie rusznic laserowych, dźwięk, który kiedyś babka Leto określiła jako "najpotworniejszy we wszechświecie". Z przodu rozległo się jeszcze więcej chrapliwych okrzyków i wrzasków. Leto zareagował natychmiast, gdy tylko usłyszał odgłos rusznic laserowych. Skręcił Wozem Królewskim w prawo, przeszedł z kół na napęd dryfowy i skierował pojazd jak taran w grupę Tancerzy Oblicza, starających się przedrzeć przez lukę w ochronie po prawej. Skręcając ciasnym łukiem, natarł raz jeszcze z drugiej strony. Poczuł uderzenia ciał miażdżonych o plastal i zobaczył strugę czerwonej krwi. Opuścił się poniżej drogi, w wydrążony przez erozję żleb. Obok niego migały brunatne ściany wąwozu. Skręcił w górę i wyprysnął nad dolinę rzeki, ku wysokiemu pierścieniowi skał, tworzącemu punkt obserwacyjny z boku Traktu Królewskiego. Zawisnął nad nim, daleko poza zasięgiem ręcznych rusznic laserowych, i wykonał zwrot Wozem. "Co za niespodzianka!" Śmiech wstrząsnął jego ciałem drżącymi konwulsjami. Rozbawienie ustępowało bardzo powoli. Ze swojego punktu obserwacyjnego Leto widział most i miejsce walki. Wzdłuż całego pola potyczki bezładnie poniewierały się splecione ciała. Leżały również w żlebach po bokach. Rozpoznawał odświętne szaty dworzan, mundury Mówiących-do-Ryb, zakrwawioną czerń przebrań Tancerzy Oblicza. Ocalali dworzanie zbili się w stadko w tle, podczas gdy Mówiące-do-Ryb przemykały między leżącymi i upewniały się, że atakujący są martwi, wbijając nóż w każde ciało odziane w czarny mundur. Leto przebiegł spojrzeniem całą scenę, szukając czarnego uniformu Duncana. Nie widział nikogo w takim stroju, kto trzymałby się na własnych nogach. Nikogo! Leto stłumił przypływ smutku. Nagle zobaczył garstkę Mówiących-do-Ryb pośród dworzan i... nagą postać. Nagą! To był jego Duncan. Nagi! Oczywiście! Duncan Idaho bez munduru nie mógł być Tancerzem Oblicza. Znów wstrząsnął nim śmiech. Niespodzianki z obu stron. Jaki to musiał być szok dla atakujących! Było oczywiste, że nie byli przygotowani na taką odpowiedź. Leto opuścił swój Wóz na drogę, wysunął koła i potoczył się ku mostowi. Przebył go z uczuciem déjá vu, świadomy niezliczonych mostów we wspomnieniach, pokonywanych po to, by spojrzeć na krajobrazy po bitwach. Gdy zjeżdżał z mostu, Idaho wyrwał się z pierścienia strażniczek i podbiegł ku niemu, przeskakując i wymijając ciała. Leto wyhamował swój Wóz i zapatrzył się w nagiego mężczyznę. Duncan wyglądał jak grecki wojownik-posłaniec zdążający do swego dowódcy, by donieść o wyniku bitwy. Idaho przystanął obok Wozu Królewskiego. Leto otworzył pokrywę kopuły. - Wszyscy co do jednego to przeklęci Tancerze Oblicza! - wydyszał Idaho. Nie próbując nawet ukryć rozbawienia, Leto zapytał: - Czyj to był pomysł, abyś zrzucił mundur? - Mój, ale one i tak nie chciały mi dać walczyć! Moneo podbiegł do nich z grupą strażniczek. Jedna z Mówiących-do-Ryb rzuciła Idaho niebieski strażniczy płaszcz, wołając: - Próbujemy skompletować nie uszkodzony mundur z tych ciał.
|