- To ci Fremeni? - zapytał...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
- A więc twierdzi pani, że to pani walizka? - zapytał...
»
– Udało się? – zapytał, szczerząc się w uśmiechu...
»
– Pozwolisz mu żyć? – zapytał w końcu z trwogą Kevin...
»
— Nasza podróż w nieznane? — zapytał Peters poważnie tym razem...
»
— Jak powodzi się Jankowi w przedszkolu? — zapytała jednak Andrzeja matka...
»
Stryj spostrzegł dziecko i zapytał szorstkim tonem: - Czego chcesz? Dziecko odpowiedziało niepewnie: - Mamusia mnie przysłała, żeby pan dał mi...
»
Jego wyjaśnienie nie pocieszyło mnie zbytnio i odważyłem się zapytać, czy rzeczywiście przypuszcza, że trafimy z powrotem do brzegu, szybko bowiem robiło się...
»
Dwie godziny później zatrzymał się ponownie, tym razem w mieście Mountain View, żeby zjeść sandwicza i zapytać o drogę...
»
Garun dołączył do nich i zapytał:"Dlaczego miałbyś się wspinać na mur, Duncanie Idaho?"Siona odpowiedziała za niego, uśmiechając się do...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Tak - odrzekł Moneo, skupiwszy uwagę na Bogu Imperatorze, który opuścił swój kadłub z powrotem na Wóz.
Muzealni Fremeni ustawili się na drodze, zrzucili wierzchnie szaty, by ukazać pod spodem czerwone i purpurowe stroje. Moneo wes­tchnął. Fremeni mieli na sobie szaty przypominające te, które nosili pielgrzymi. Ci, którzy stali na przedzie, wymachiwali zwojami papie­ru, podczas gdy cała grupa zaczęła tańczyć i śpiewać, zbliżając się ku monarszej świcie.
- Petycja, Panie! - krzyczeli ich przywódcy. - Wysłuchaj naszej petycji!
- Duncan! - wykrzyknął Leto. - Oczyść z nich drogę!
Mówiące-do-Ryb rzuciły się naprzód pomiędzy dworzan dokład­nie w chwili, gdy Leto krzyknął. Idaho machnął ku nim ręką, dając znak: naprzód! i zaczął biec ku zbliżającej się grupie. Strażniczki utworzyły klin, na którego szpicy znalazł się Idaho.
Leto zatrzasnął ochronną kopułę swego Wozu, przyspieszył i za­wołał głosem przypominającym ryk:
- Z drogi! Z drogi!
Muzealni Fremeni, widząc biegnące naprzód strażniczki, Wóz na­bierający szybkości i krzyczącego Leto, zaczęli przemieszczać się tak, jak gdyby zamierzali otworzyć przejście środkiem drogi. Moneo, zmuszony do biegu, by dotrzymać tempa Wozowi, z uwagą skupioną przez chwilę na odgłosach kroków dworzan biegnących za jego ple­cami, ujrzał pierwszą nieoczekiwaną zmianę programu ustalonego przez Fremenów. Jak jeden mąż śpiewający tłum zerwał pielgrzymie szaty, by ukazać czarne mundury, takie same jak ten, który nosił Ida­ho.
"Cóż oni robią?" - zastanawiał się Moneo.
Już zadając sobie to pytanie, zobaczył, jak rysy twarzy zbliżają­cych postaci przetapiają się w mimikrze Tancerzy Oblicza i każda z nich nabiera podobieństwa do Duncana Idaho.
- Tancerze Oblicza! - wrzasnął ktoś.
Leto również był zdezorientowany gwałtownością zdarzeń, odgło­sami tłumu biegnących ludzi, rzucanymi przez Mówiące-do-Ryb roz­kazami. Przyspieszył jeszcze, likwidując dystans między sobą a straż­niczkami. Zaczął dzwonić ostrzegawczym dzwonkiem i naciskać na przeraźliwie wyjący klakson. Potężny hałas zdezorientował nawet niektóre z uwarunkowanych przecież na taką okoliczność Mówiących-do-Ryb.
W tej samej chwili, gdy petenci zrzucili pielgrzymie płaszcze i za­częli proces transformacji oblicz, łudząc podobieństwem swych twa­rzy do Duncana Idaho, Leto usłyszał wrzask: "Tancerze Oblicza!"
Zidentyfikował ten głos - małżonki jednego z urzędników Księgo­wości Królewskiej. Z początku zareagował rozbawieniem.
Strażniczki i Tancerze Oblicza zderzyli się. Miejsce zawodzących śpiewów zajęły krzyki i wrzaski. Leto rozpoznał bojowe komendy Tleilaxan. Ciasny węzeł Mówiących-do-Ryb zacisnął się dookoła ubranej na czarno postaci Duncana. Strażniczki były posłuszne często powtarzanej instrukcji Leto, by chronić swojego dowódcę, gholę.
Ale jak odróżnić go od innych?
Leto prawie zatrzymał Wóz. Po lewej mógł dojrzeć Mówiace-do-Ryb potrząsające swymi pałkogłuszakami. Światło słońca błyskało na ostrzach ich noży. Rozległo się charakterystyczne bzyczenie rusznic laserowych, dźwięk, który kiedyś babka Leto określiła jako "najpo­tworniejszy we wszechświecie". Z przodu rozległo się jeszcze więcej chrapliwych okrzyków i wrzasków.
Leto zareagował natychmiast, gdy tylko usłyszał odgłos rusznic laserowych. Skręcił Wozem Królewskim w prawo, przeszedł z kół na napęd dryfowy i skierował pojazd jak taran w grupę Tancerzy Obli­cza, starających się przedrzeć przez lukę w ochronie po prawej. Skrę­cając ciasnym łukiem, natarł raz jeszcze z drugiej strony. Poczuł ude­rzenia ciał miażdżonych o plastal i zobaczył strugę czerwonej krwi. Opuścił się poniżej drogi, w wydrążony przez erozję żleb. Obok niego migały brunatne ściany wąwozu. Skręcił w górę i wyprysnął nad do­linę rzeki, ku wysokiemu pierścieniowi skał, tworzącemu punkt ob­serwacyjny z boku Traktu Królewskiego. Zawisnął nad nim, daleko poza zasięgiem ręcznych rusznic laserowych, i wykonał zwrot Wo­zem.
"Co za niespodzianka!"
Śmiech wstrząsnął jego ciałem drżącymi konwulsjami. Rozbawie­nie ustępowało bardzo powoli.
Ze swojego punktu obserwacyjnego Leto widział most i miejsce walki. Wzdłuż całego pola potyczki bezładnie poniewierały się sple­cione ciała. Leżały również w żlebach po bokach. Rozpoznawał od­świętne szaty dworzan, mundury Mówiących-do-Ryb, zakrwawioną czerń przebrań Tancerzy Oblicza. Ocalali dworzanie zbili się w stad­ko w tle, podczas gdy Mówiące-do-Ryb przemykały między leżącymi i upewniały się, że atakujący są martwi, wbijając nóż w każde ciało odziane w czarny mundur.
Leto przebiegł spojrzeniem całą scenę, szukając czarnego unifor­mu Duncana. Nie widział nikogo w takim stroju, kto trzymałby się na własnych nogach. Nikogo! Leto stłumił przypływ smutku. Nagle zo­baczył garstkę Mówiących-do-Ryb pośród dworzan i... nagą postać.
Nagą!
To był jego Duncan. Nagi! Oczywiście! Duncan Idaho bez mun­duru nie mógł być Tancerzem Oblicza.
Znów wstrząsnął nim śmiech. Niespodzianki z obu stron. Jaki to musiał być szok dla atakujących! Było oczywiste, że nie byli przygo­towani na taką odpowiedź.
Leto opuścił swój Wóz na drogę, wysunął koła i potoczył się ku mostowi. Przebył go z uczuciem déjá vu, świadomy niezliczonych mostów we wspomnieniach, pokonywanych po to, by spojrzeć na krajobrazy po bitwach. Gdy zjeżdżał z mostu, Idaho wyrwał się z pierścienia strażniczek i podbiegł ku niemu, przeskakując i wymija­jąc ciała. Leto wyhamował swój Wóz i zapatrzył się w nagiego męż­czyznę. Duncan wyglądał jak grecki wojownik-posłaniec zdążający do swego dowódcy, by donieść o wyniku bitwy.
Idaho przystanął obok Wozu Królewskiego. Leto otworzył pokry­wę kopuły.
- Wszyscy co do jednego to przeklęci Tancerze Oblicza! - wydyszał Idaho.
Nie próbując nawet ukryć rozbawienia, Leto zapytał:
- Czyj to był pomysł, abyś zrzucił mundur?
- Mój, ale one i tak nie chciały mi dać walczyć!
Moneo podbiegł do nich z grupą strażniczek. Jedna z Mówiących-do-Ryb rzuciła Idaho niebieski strażniczy płaszcz, wołając:
- Próbujemy skompletować nie uszkodzony mundur z tych ciał.

Powered by MyScript