- Ty...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
No przeciw temu powiem – rozważ, czy słusznie; bo pewnego obrazu będę i ja, zdaje się, potrzebował, tak jak i Simiasz...
»
regułom dotyczącym świadczeń odszkodowawczych...
»
W tym czasie Johnson był już przekonany, że jakaś siła gna go nie wiadomo dokąd i nie wiadomo w jakim celu...
»
88III
»
1462Widdałaś mia, moja maty, ta za stareńkoho1, kazałaś my szinuwaty, jak mołodeńkoho...
»
zwycięstwo
»
 Wychyliliśmy po kieliszku i ruszyliśmy do sanatorium...
»
Sygnały apele...
»
Urządzenia państwowe mogą polegać w całości na monizmie prawa prywatnego lub publicznego, lecz w cywilizacji łacińskiej polegają od początku na dualizmie...
»
W zaproponowanych w Planie działania na końcu rozdziału ćwicze­niach przedstawię ci kilka praktycznych, ciekawych sposobów utrwale­nia nowych technik...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Wskazał na pierwszego mężczyznę w szeregu. - Chcę, żebyś dotarł do listy żołdów wojskowych, znalazł oddzia­ły, którym zalega się z wypłatą i dowiedział się, kto jest za to odpowiedzialny. - Wskazał dwóch kolejnych. - Ty i ty - prześledzicie akta oddziałów wysłanych do Hardornu. Porównaj­cie prośby o dostawy i posiłki z tym, co rzeczywiście im wysłano. Chcę również otrzymać dane dotyczące wszelkich odrzuconych próśb oraz wiedzieć, kto je odrzucił. - Przeszedł do dwóch ostatnich. - Wy dostańcie się do prywatnych papierów cesarza Charlissa, przynajmniej tych przechowywanych w archiwach. Chcę otrzymać całą korespondencję między cesarzem a Tremane'em od czasu, kiedy książę wyjechał do Hardornu. Idźcie!
Pięciu ludzi wybiegło w pośpiechu, jak kuropatwy na widok myśliwego. Melles nie zamierzał instruować ich, jak mają się dostać do potrzebnych mu dokumentów; jednym z powodów, dla którego ci mężczyźni nie pracowali już w administracji, była ich Przedsiębiorczość. Inicjatywa i kreatywność nie były nagradzane w imperialnej administracji, a ludzie obdarzeni jednym i drugim wpadali we frustrację i szukali innych pracodawców.
Po chwili Melles wezwał swego skarbnika.
- Idź do ministra skarbu. Chcę wiedzieć, jaką część budżetu wojska możemy mieć w gotówce, a jaką w towarach. Powiedz mu, że podejrzewam niedociągnięcia w wypłatach żołdu, które trzeba będzie szybko naprawić, jeśli nie chcemy kłopotów. - Myślał przez chwilę, w końcu przypomniał sobie coś ważnego. - Jeśli nie będzie chciał ci powiedzieć, wspomnij o pieniądzach na drogi; nieważne, co powiesz, tylko wpleć to w rozmowę.
Mężczyzna z uśmiechem kiwnął głową; każdy imperialny minister skarbu zagarniał pewne sumy dla siebie; wiedziano o tym, ale wszystko było w porządku, jeśli nie dał się na tym złapać. Jeśli jednak przyłapano go na gorącym uczynku, kary były surowe. Melles dokładnie wiedział, skąd aktualny minister skarbu podbierał pieniądze i z grubsza znał nawet kwoty, znajo­mość takich faktów wykorzystywał przy planowaniu przyszło­ści. Lepszy moment mógł się nie trafić. Dobra karta nie różni się od złej, jeśli nigdy się nią nie gra.
Skarbnik wyszedł, a Melles wezwał ostatniego pomocnika w swej kampanii podboju - jednego z bardziej osobliwych podwładnych. Ten elegancki mężczyzna był oficjalnie protego­wanym Mellesa, dramatopisarzem; w niewielkim stopniu był twórczy, a jego geniusz polegał na absolutnym talencie propa­gandowym. Melles nieczęsto korzystał z jego usług, ale człowiek ten był nieocenionym narzędziem w pewnego typu operacjach. Melles dodatkowo korzystał z tego, że lubił on pisać teksty propagandowe na równi z tworzeniem poezji. Pewnego razu powiedział swemu pracodawcy, że kiedy zajmował się propa­gandą, czuł się tak, jakby pisał inny rodzaj sztuki, w której słowa manipulowały aktorami, a nie na odwrót. Lubił widzieć swoje sztuki odgrywane na szerszej scenie w realnym świecie.
W nagrodę Melles systematycznie finansował odczytywanie jego poezji w odpowiednich kręgach, dbając o to, by właściwi krytycy zostali zjednani pochlebstwami, nakarmieni i napojeni tak mocnymi i egzotycznymi napojami, by nawet największą grafomanię uznać za natchniony tekst.
- Mam nadzieję, że nie nawiedziła cię właśnie muza - zaczął ostrożnie Melles, wiedząc, że tego człowieka nie może do niczego zmusić jedynie przekonać. Jego lojalność wobec baro­na opierała się na interesie własnym, więc można mu było cał­kowicie zaufać. Raz kupiony, pozostawał wierny - a nikt oprócz samego Mellesa nie zdawał sobie sprawy, że jest to coś więcej niż osobliwe upodobanie. Od człowieka rangi barona oczekiwa­no mecenatu artystycznego, a poeta był najtańszym i najmniej natrętnym artystą. - Przygotowałem dla ciebie dość praco­chłonne zajęcie - ciągnął. - Mam nadzieję, że nie jesteś zajęty. Mężczyzna uśmiechnął się z wyrafinowaniem i ze świadomą elegancją założył nogę na nogę. Był dandysem i uważał, że ma powodzenie u kobiet. Pensja, jaką otrzymywał, umożliwiała mu kreowanie się na eleganta nie tylko pomiędzy równymi mu, ale także wśród wyższych rangą.
- Do czego potrzebny ci mój talent? Do naprawienia nad­szarpniętej reputacji? Odkąd rozeszły się plotki, zacząłem się zastanawiać, co mogę dla ciebie zrobić. - Potrząsnął głową i uniósł dłoń w udawanym geście ostrzeżenia. - Mój drogi panie, postąpiłeś bardzo nierozważnie. Ta sprawa może cię zruj­nować, o ile ktoś umiejętnie się nią nie zajmie.
Melles nie odpowiedział, choć ciętą replikę miał już na końcu języka. Mężczyzna wart był tyle złota, ile ważył, a był na tyle arogancki, że zdawał sobie z tego sprawę. Zamiast tego baron powiedział wprost.
- Nie martwię się o dwór; i tak mi nie zaszkodzą, a jak owce pójdą za każdym, kto ma na szyi odpowiedni dzwonek. To armia sprawia mi kłopoty. - Pochylił się nad biurkiem, chcąc podkreś­lić powagę sytuacji. - Zdecydowali, że nie poprą kogoś o mojej etyce jako kandydata do Żelaznego Tronu.
Poeta zacisnął usta.
- To może być kłopot. Nie bardzo wiem, jak postępować z żołnierzami - chyba że już wiesz, co chcesz im przekazać?

Powered by MyScript