W Warszawie, jako zastępcy Rządu Tymczasowego, zostali trzej ludzie: Stefan Bobrowski, Władysław Daniłowski i Witold Marczewski: pierwsi dwaj młodzi,...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
znaczeniu jako znak czegoś, signifiant odnoszący się do signifié, signifiant różne od swego signifié...
»
400 Jest to nazwa ograniczonej zakrzepicy ylnej zlokalizowanej pod skra wok odbytu, inaczej znanej jako zakrzepica ylakw zewntrznych odbytu; objawia si pod...
»
Serwer udzielił mu dostępu do swej pamięci jako Zygmuntowi Sygusiowi, ale w osobistym katalogu Zygmunta Sygusia Robert nie znalazł niczego ciekawego...
»
Tej to duszy przysuguje istnienie, a porednio dopiero ciau zorganizowanemu przez dusz,podczas gdy zwierztom i rolinom istnienie przysuguje jako jU...
»
return replaceStream;}// sprawdza, czy obiekt zapisu nie został już zainicjowanyif (replaceWriter != null) {throw new IOException("Obiekt zapisu...
»
System znany dziś jako Wiedza Tajemna istniał początkowo nic posiadając nazwy, przekazywany z pokolenia na pokolenie przez długie wieki...
»
W ostatnich latach pojawio si kilka inicjatyw odbudowy obiektu, bd z przywrceniem pierwotnych funkcji, bd jako schroniska turystycznego...
»
Chociaż wiele współczesnych kobiet traktuje tę tendencję jako przykrą przypadłość, ma ona tak szeroki zasięg, że trudno uznać ją za przypadek...
»
Agnes poczuła ulgę: Laura zapewne nie umiała wyobrazić sobie niczego konkretnego jako “czegoś”, lecz jej gest nie pozostawiał cienia wątpliwości: to...
»
Dlatego też unikano bombardowania, a nawet bezładnego używania ciężkiej broni w pobliżu terenów zabudowanych oraz - jako że samoloty były równie kosztowne,...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Bobrowski, który rozu-mem, wolą i energią trójcy tej przewodził, odprawiał tych pierwszych gońców na razie łagodnym, lecz stanowczym słowem, potem ze złością i wzruszeniem ramion. Pamiętał, że ci sami ludzie, którzy teraz niepokoili się i okazywali brak stanowczości, niedawno jeszcze argumentowali inaczej. Nie tylko zachęcali, lecz wprost wymagali, groźnie żądali wybuchu. Pamiętał, że wtedy w rozpaczy, rozgoryczony brakiem zaufania, a przeświadczony o niemożliwości żądań, zdobył się na propozycję, by gremialnie z całym składem Komitetu Centralnego oddać się w ręce wroga. A teraz ci sami, ludzie tłumu bez pamięci, nastrojow-cy, gdy wybiła godzina, ślą mu słowa mądrości, przezorności i... lęku. Wzruszył ramionami.
Lecz później przyszli gońce ze sprawami technicznymi, z zapytaniami, które czuć było prochem, w których dojrzeć było można organizację wojenną, manewr bitewny. Tu bezradnie opuszczały się ręce wodzów narodu; żaden z nich najmniejszego o tym nie miał
pojęcia; żaden nawet nie miał takiego odczucia luk w swym wykształceniu wojennym, jakie miał pan dziedzic z Horostyty.
26
Jeszcze gdy szło o pomoc materialną – parę groszy, kilka kożuchów, trochę prochu czy ołowiu – jeszcze w tych wypadkach energia i stosunki Rządu wystarczały. Lecz gdy miała być dana rada wojenna, wskazówka techniczna, gdy trzeba było uspokoić sumienia świeżych majorów i kapitanów, dodać im pewności siebie, gdy, słowem, szło o kierownictwo wojenne, o myśl przewodnią działań, brakło nie sił i energii, nie woli i serca, lecz głowy i zrozumienia rzeczy. W poczuciu więc własnej niemocy, w bezpłodnym wysiłku mózgów i nerwów malała wola, znikała stanowczość i decyzja. Impulsy z centrum życia rewolucyjnego były coraz słabsze i bledsze. Wkońcu w głównej kwaterze zwątpiono, czy w ogóle cokolwiek będzie, czy w ogóle rozkazy w jakikolwiek sposób będą wykonane i czy noc 22 stycznia, zamiast być Polski momentem dziejowym, nie będzie śmiesznością, przedmiotem dowcipów i drwin pokoleń następnych.
W posępnej trwodze oczekiwano wyniku, w trwodze tem większej, że tu na miejscu, w stolicy i sercu ruchu rewolucyjnego, wyglądało wszystko po dawnemu, bo w ogóle przygotowań nie poczyniono. Warszawa, promotor wojny, Warszawa, która dała do niej hasło, która wymusiła na Komitecie Centralnym ogłoszenie powstania, Warszawa wreszcie, najdotkliwszy, najbardziej cenny dla wroga punkt w całym kraju, – Warszawa zepchnęła cały ciężar wojny na drobne miasta, miasteczka, wsie nawet; sama niczem nie miała zadokumentować swej siły rewolucyjnej.
Tu, gdzie pracował mózg organizmu wojennego wroga, sztaby wojenne i kierownicy polityki nieprzyjaciela, gorący oddech walki bezpośredniej nie miał mu zamącić spokoju pracy, nie miał osłabić decyzji i woli. Błąd ten, błąd fatalny dla ogółu operacyj, nie był
jednak w ten właśnie sposób odczuwany przez młodych przedstawicieli Rządu. Gnębiła ich bardziej bezczynność wojenna, czuli się upokorzeni, że nie są w szeregach walczących, tam, w drobnych miastach i miasteczkach. Po głowach snuły im się plany równie ryzykowne, jak sama rewolucja.
Więc Bobrowski rzucał się, by porwać brata cesarskiego, wielkorządcę Polski, Konstantego. Kilkunastu śmiałków, upatrzywszy odpowiednią chwilę, rozpędzi konwojujących kozaków i wielkiego księcia szybko wywiezie do lasów okolicznych. Bobrowskiemu, roz-kochanemu w swym wodzu, wydawało się, że posiadanie w obozie tak cennego zakładnika od razu wyniesie Zygmunta Padlewskiego na czoło powstania, od razu uczyni go ogni-skiem, koło którego skupią się wypadki rewolucyjne.

Powered by MyScript