W wielkich oczach Dreena odbijają się łuny pożarów w dole...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Złoty pierścień miał kształt węża pożerającego własny ogon, Wielkiego Węża, który stanowił symbol Aes Sedai, ale nosiły go także Przyjęte...
»
pokrytych czerwonym aksamitem owinięte były spiralnie białe koronki: przez całą długość salonu biegły zwoje gipiur; na ladach piętrzyły się wielkie...
»
Jednak od czasu do czasu popełniają, jak sądzę, wielki błąd i myślę, że Pawełwłaśnie coś takiego zrobił...
»
Oby nam się dobrze działo! Bohu! wszystkie bohy w niebie - Jako w tęczę patrzą w ciebie! - 36 Szczodre na nas wielkie bogi, Dają co rok pokój...
»
I wtedy, przy wtórze dziwnej melodii, do pokoju na płynęły z głębin wszelkie sny i wspomnienia Wielkich, którzy zeszli na dno oceanów...
»
CaÅ‚y paryski wielki Å›wiat, a także półświatek, naj­pierw siÄ™ zdziwiÅ‚, potem nie uwierzyÅ‚, a wreszcie pogodziÅ‚ siÄ™ z tÄ… osobliwÄ… odmianÄ…...
»
Szanghaj finansow¹ stolic¹ Azji? Tutejsza gie³da doprowadzi³a do ruiny miliony ciu³aczy i jest miejscem o drugorzêdnym znaczeniu, a wielkie chiñskie przedsiêbiorstwa...
»
widowiskowe można budować na podstawie planów prostych i regularnych jak teatry włoskie, gdzie kobiety nie należące do wielkiego świata zajmują parter...
»
Nie podejrzewająca niczego Gunnlod otworzyła drzwi na szczycie wielkiego tunelu w skale, który prowadził do komnaty skarbca, gdzie się znajdowali...
»
Szmaragd radży Z wielkim trudem James Bond ponownie skoncentrował uwagę na małej żółtej książce, którą trzymał w ręku...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Widzę tylko jeszcze jedną Wojnę Zmiany. Nie ma w tym nic nowego. Węże odbudują miasto wedle swej nowej wizji - jeśli nie tu, to gdzieś indziej, na brzegu Wielkiej Rzeki. Coś takiego zdarzyło się już kiedyś - właśnie tutaj, mojemu własnemu ludowi. Przetrwaliśmy i węże także dadzą sobie radę. Natomiast to, co obiecują oni - oto prawdziwa wielkość! Porzucimy ten nieszczęsny świat i ruszymy z powrotem tam, gdzie wszystko się zaczęło, do samej ojczyzny Opiekunów. Spójrz tutaj! Oto dokąd zmierzamy!
Pan Naryan pozwala mu zaprowadzić się na drugą stronę ogromnej sali. Jest tak wielka, że z łatwością zmieściłaby się w niej powietrzna siedziba Dreena. Z okna rozciąga się widok na nieco nachyloną w stosunku do statku płaszczyznę Zlewiska - lśniącą wstęgę, strzałę, której koniec niknie w mroku. Dalej rozciągają się niezmienne, wieczne spirale Ojczystej Galaktyki, wielkie jaśniejące skupiska i łańcuchy gwiazd, dzieła Opiekunów, powstałe tuż przedtem, nim zniknęli na zawsze w otchłani czarnej dziury, stworzonej przez nich z zapadniętego w sobie Obłoku Magellana.
Pan Naryan zaczyna oddychać głęboko, podnosząc zawartość tlenu we krwi.
- Spójrz! - powtarza Dreen; jego pełna zachwytu twarz promienieje w srebrzystym blasku Zlewiska.
- Widzę jedynie koniec historii - odpowiada pan Naryan. - Powinieneś był uważniej studiować Purany, Dreen. Wśród dzieł Opiekunów nie znajdziecie przyszłości, jedynie martwą przeszłość. Nie będę już służył, Dreen. To koniec.
To rzekłszy, odwraca się i rusza ciężkim krokiem w stronę otworu włazu, ziejącego pośród fałszywych świateł i cieni. Dreen łapie go za rękę, lecz pan Naryan uwalnia się gwałtownie.
Zarządca, zaskoczony, pada na plecy, natychmiast jednak zrywa się z podłogi i zastępuje drogę Archiwiście.
- Głupcze! - krzyczy. - Oni mogą sprowadzić ją z powrotem!
- Nie ma takiej potrzeby - mówi pan Naryan i odpychając Dreena, skacze w sam środek włazu.
Spada w dół jak kometa. Strumień wody chłoszcze go, zdziera z niego ubranie. Nozdrza pana Naryana zaciskają się, błony osłaniają mu oczy, a on sam wciąż spada, coraz niżej i niżej, pośród niezliczonych bąbelków, aż w końcu huk w jego uszach nie jest już jedynie ogłuszającym pulsowaniem krwi, lecz łoskotem rzeki, przelewającej się niestrudzenie poza krawędź świata.
Potężny mulisty prąd coraz mocniej popycha go w stronę owej krawędzi. Pan Naryan odwraca się w wodzie i zaczyna płynąć naprzód, byle dalej od statku i płonącego miasta. Jego praca dobiegła końca: kiedy obywatele przejmą kontrolę nad swym losem, nie będą już potrzebowali Archiwisty.
Płynie z coraz większą łatwością. Wartka, zimna woda zmywa z niego lądowe nawyki, jej dotyk budzi z uśpienia potężne mięśnie ramion i grzbietu. I gdy tak płynie, przecinając czarną wodę, pod prąd Wielkiej Rzeki, przesłanie Anielicy rozpala się w jego umyśle coraz jaśniejszym płomieniem, przesłaniając inne opowieści. Z każdym pchnięciem ramion ogarnia go coraz większa radość. Jest posłańcem, apostołem Anielicy. Wyruszy w drogę, wyprzedzając krucjatę, która rozpocznie się, gdy wszyscy w Sensch ulegną przemianie. To długa, ciężka podróż, lecz pan Naryan nie wątpi, że u jej kresu czeka jego przeznaczenie - początek nowej przyszłości, stanowiącej dar Anielicy dla niego samego i całego Zlewiska.
 
Sonia Orin Lyris
 
GDY OBCY SIĘ SPOTYKAJĄ
 
(WHEN STRANGERS MEET)
 
Tłumaczył Piotr W. Cholewa
 
Sonia Orin Lyris jest absolwentkÄ… Clarion West - rocznik
1992, autorką licznych opowiadań. Obecnie pracuje
nad swoją pierwszą powieścią fantastyczną.
Mamy tu początki zupełnie nowej historii,
pełnej nieporozumień, ukrytych tragedii i ironii...
dla wszystkich zainteresowanych.
 
 
- Głosy z niebios odezwały się znowu, o Wielka - poinformowała Druga Pierwszą.
- Gdy obcy się spotykają - odparła Pierwsza - wszyscy korzystają.
- A czy są obcy? - spytała Druga, jasnozielona, która była starszą siostrą. - Ci nowi z nieba?
Pierwsza wyprostowała się na swym miękkim tronie, wyciągając w bok wszystkie górne kończyny w geście, który oznaczał, że może zaczekać do jutra, by martwić się o jutro.
Druga zawahała się, niepewna, czy oznacza to nakaz opuszczenia sali tronowej. Pierwsza zaśmiała się, a syczący dźwięk uspokoił Drugą. Oznaka zadowolenia Pierwszej była zawsze dobrą oznaką.
- Myślę, że ci nowi mogą być obcy - stwierdziła Pierwsza. Posłaliśmy im podręczniki naszego języka, a oni przysłali nam swoje. Pragną tu przybyć, spotkać się z nami. I zrozumieć nas.
- Jako obcy?
- Mówią, że są przyjaciółmi, ale najpierw muszą przestudiować nasz język, a potem dopiero zrozumieć. Nie wydaje mi się, żeby chcieli stać się znajomymi.
- Jestem pewna, że masz słuszność, o Wielka. Czy udzielimy im zezwolenia, by się do nas przyłączyli?
Pierwsza zastanowiła się.
- Przekaż im, żeby spytali znowu po święcie. Nowy rok przynosi jasność, a obcy przysparzają korzyści.
 
Dzisiaj Druga Wielkiej Pierwszej była młodsza i niemal różowej barwy, a jej delikatne przesuwanie się wokół komnaty uspokajało Pierwszą.
- Nie poznaję cię - zwróciła się Pierwsza do swej siostry.
Druga przycisnęła kończyny do brzucha, niepewna.
- Dzięki ci, o Wielka - szepnęła. - Mam jedynie nadzieję cię zadowolić.
- Zadowalasz. Twój zapach jest nieznajomy. Nie rozpraszasz.
To był dobry dzień, dziesiąty dzień przed świętem ochłodzenia. Pierwsza czuła się dobrze. Jej Druga krzątała się po komnacie, usuwając pyłki kurzu i brudu, wymieniając płachty pochłaniającej zapach tkaniny. Dotykała też dzwonków wydających głębokie dźwięki, tak że wirowały, a ich brzmienie jeszcze bardziej uspokajało Pierwszą.
Dzień był dobry także dlatego, że głosy z nieba znowu przemówiły. Powiedziały, że są szczęśliwe, będąc obcymi. Obcy zawsze przysparzają korzyści.
Pierwsza myślała sennie o nadchodzącym święcie. O pastelowo ubarwionych siostrach, które wkrótce osiągną dojrzałość, o smaku kwiatów, które siostry przyniosą, by kusić ją rozkoszą, i o wirującym tańcu jedwabistych. I jeszcze później, o dniach i nocach, które czekają ją w towarzystwie licznych samców, jacy dojrzeli od zeszłego roku.
Dryfowała sennie... Pierwsza... pełna spokoju sprowadzanego przez dzwonki, słysząca tylko nieprzewidywalne odgłosy Drugiej, która krzątała się po komnacie, sprzątała, poprawiała i przesuwała.
 
- Jedwabiste przyszły znowu, o Wielka - oznajmiła zielona Druga.

Powered by MyScript