- Więc co to jest? - spytałem, wysłuchawszy go cierpliwie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Chyba nie — odparÅ‚ — ale przecież wszyscy jesteÅ›cie nomami, nie? A miejsca tu starczy dla każdego, wiÄ™c spÄ™dzanie czasu na kłótniach o...
»
Mazouje gentis sua persuasione princeps existebat et signiier, a zatem dopiero po jegoœmierci istnia³ czyli funkcjonowa³ (existebat) z w³asnego przekonania, a wiêc...
»
Spojrzawszy na plan, jaki miałem przy sobie, zdecydowałem się wracać inną drogą, wybrałem więc Marsh Street zamiast State Street...
»
teorii grodowej i dworskiej ró¿ni¹ siê w pogl¹dach na cele, jakie zawiadowcy gospo-darki monarszej mieli na widoku, a wiêc i na to, jakie rozwi¹zania by³y z ich...
»
Kiedy więc King robiąc któregoś wieczoru rundkę po restauracjach i klubach trafił na * MacIntosh, jego córkę, psa i dwoje innych ludzi, spożywających późną...
»
Chciałeś zbiec, bo ich hymen wróżył ci katusze; Ale hymen zerwany, więc cóż mąci duszę? Toż miłość cię zaprasza do siebie najsłodziej...
»
- A więc twierdzi pani, że to pani walizka? - zapytał...
»
Dalszymi czêsto wymienianymi, egoistycznymi motywami by³y, wed³ug prowadz¹cych TW: udzielanie pomocy formalnej i nieformalnej, a wiêc lepsza pozycja w tocz¹cym siê...
»
— WiÄ™c nie zdziwiliÅ›cie siÄ™ wczoraj, kiedy wam powiedziaÅ‚, że już nie musicie przychodzić?— Nie, proszÄ™ pana...
»
Jeśli więc wczytać się w opakowanie zwykłych pończoszek-pijawek z Chmielnej, znajdzie się na nim wypisane marzenia pragnienia i potrzeby Europejek końca XX...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- To, czegośmy chcieli: kontakt z inną cywilizacją. Mamy go, ten kontakt! Wyolbrzymiona jak pod mikroskopem nasza własna, monstrualna brzydota, nasze błazeństwo i wstyd!!!
W jego głosie drżała wściekłość.
- Uważasz zatem, że to... ocean? Że to on? Ale po co? Mniejsza już w tej chwili o mechanizm, ale na miłość boską, po co?! Czy myślisz serio, że chce się z nami bawić? Albo karać nas?! To jest dopiero prymitywna demonologia! Planeta opanowana przez bardzo wielkiego diabła, który dla zaspokojenia swojej żyłki szatańskiego humoru podsuwa członkom naukowej ekspedycji
succuby! Sam chyba nie wierzysz w tak skończony idiotyzm?!
- Ten diabeł wcale nie jest taki głupi - mruknął przez zęby. Spojrzałem na niego zaskoczony.
Przyszło mi do głowy, że w końcu mógł się załamać nerwowo, nawet jeśli tego, co działo się na Stacji, nie tłumaczyło szaleństwo. Psychoza reaktywna...? - przemknęło mi jeszcze, kiedy nie wydając prawie głosu zaczął się cichutko śmiać.
- Stawiasz mi diagnozę? Poczekaj jeszcze. W gruncie rzeczy doświadczyłeś tego w tak łagodnej formie, że dalej nic nie wiesz!
- Aha. Diabeł ulitował się nade mną - rzuciłem. Rozmowa zaczynała mnie nużyć,
- Czego właściwie chcesz? Żebym ci powiedział, jakie plany knuje przeciw nam x bilionów metamorficznej plazmy? Być może żadnych.
- Jak to żadnych? - spytałem osłupiały. Snaut wciąż się uśmiechał.
- Powinieneś wiedzieć, że nauka zajmuje się tylko tym, jak się coś dzieje, a nie dlaczego się coś dzieje. Jak? No, zaczęło się to w osiem czy dziewięć dni po tym rentgenowskim eksperymencie.
Może ocean odpowiedział na promieniowanie jakimś innym promieniowaniem, może
wysondował nim nasze mózgi i wydobył z nich pewne psychiczne otorbienia.
- Otorbienia?
To zaczęło mnie interesować.
- No tak, procesy oderwane od. reszty, zamknięte w sobie, stłumione, zamurowane, jakies zapalne ogniska pamięci. Potraktował je jako receptę, jako plan konstrukcyjny... przecież wiesz, jak bardzo są do siebie podobne asymetryczne kryształy chromozomów i tych nukleinowych
połączeń cerebrozydów, które stanowią substrat procesów zapamiętywania... Plazma dziedziczna jest przecież plazmą „zapamiętującą". Więc wyjął to z nas, wynotował, a potem, wiesz, co było potem. Ale dlaczego to zostało zrobione? Bal W każdym razie nie po to, żeby nas zniszczyć. To przy-szłoby mu dużo łatwiej. W ogóle - przy takiej swobodzie technologicznej - mógł właściwie wszystko, na przykład popodstawiać nam sobowtórów.
- A! - zawołałem - to dlatego tak się przestraszyłeś pierwszego wieczoru, kiedy przyszedłem!
- Tak. Zresztą - dodał - może to i zrobił. Skąd wiesz, czy jestem naprawdę tym poczciwym starym Szczurem, który przyleciał tu przed dwoma laty...
Zaczął się cicho śmiać, jakby moje osłupienie dawało mu Bóg raczy wiedzieć jaką satysfakcję, ale zaraz przestał.
- Nie, nie - mruknął - i bez tego to jest dosyć... Może różnic jest więcej, ale znam tylko jedną: mnie z tobą można zabić.
- A ich nie?
- Nie radzę ci próbować. Straszne widowisko!
- Niczym?
- Nie wiem. W każdym razie nie trucizną, nożem, strykiem...
- Miotaczem atomowym?
- Spróbowałbyś?
- Nie wiem. Jeśli się wie, że to nie są ludzie.
- Kiedy są w pewnym sensie. Subiektywnie są ludźmi. Nie zdają sobie wcale sprawy ze swego...
pochodzenia. Zauważyłeś to chyba?
- Tak. Więc... jak to jest?
- Regenerują w niesłychanym tempie. W niemożliwym tempie, na oczach, mówię ci, i od nowa zaczynają się zachowywać jak... jak...
- Jak co?
- Jak nasze wyobrażenia o nich, te pamięciowe zapisy, według których...
- Tak. To prawda - przytwierdziłem. Nie zważałem na to, że maść spływa mi z poparzonych policzków i kapie mi na ręce.
- Czy Gibarian wiedział...? - spytałem nagle. Popatrzył na mnie uważnie.
- Czy wiedział to, co my?
- Tak.
- Prawie na pewno.
- Skąd wiesz, mówił ci?
- Nie. Ale znalazłem u niego pewną książkę...
- „Mały Apokryf"?! - zawołałem, podrywając się z miejsca.
- Tak. A skąd ty o tym możesz wiedzieć? - zapytał z nagłym niepokojem, zagłębiając źrenice w mojej twarzy. Wykonałem przeczący ruch głową.
- Spokojnie - powiedziałem. - Widzisz przecież, że jestem oparzony i wcale nie regeneruję. W
kabinie był list do mnie.
- Co ty mówisz?! List? Co w nim było?

Powered by MyScript