Każdej nocy miałem ten sam sen: idziemy na spotkanie z ojcem - co robiliśmy istotnie od czasu do czasu. Zachowujemy się bardzo ostrożnie, krążąc godzinami po opustoszałych ulicach, aby się upewnić, czy nie śledzą nas agenci gestapo. Przodem kroczy matka z dwójką moich braci, ja trzymam się w sporej odległości za nimi. Dochodzimy do wąskiej ślepej uliczki, w głębi której oparty o mur stoi ojciec. Mama i bracia rzucają się ku niemu, gdy nagle nadjeżdża wielka niemiecka ciężarówka... sunie prosto na nich, rozgniecie ich za chwilę, a ja nie mogę nawet krzyknąć. To mi się śni niemal co noc. Budzę się przerażony i przypominam sobie scenę, której byłem świadkiem na Gęsiej, ruchliwej żydowskiej ulicy, gdzie wszyscy nosiliśmy opaski. To już nie był sen, widziałem to na własne oczy: załadowana żołnierzami ciężarówka wjechała tam nie zwalniając, prawdopodobnie w drodze na Pawiak. Ludzie zaczęli krzyczeć, rzuciliśmy się do bram, a ciężarówka zamiotła zygzakiem jezdnię, wpadając na trotuary, i zniknęła za rogiem. Tylko jeden człowiek z podniesionymi jeszcze rękami trwał rozpłaszczony na murze. Powychodziliśmy l bram, wróciliśmy do życia, do swoich zajęć, sunąc jezdnią, lapełniając chodniki, jak kolumna mrówek. W niedzielę nie chodzę na Pragę. Zamykamy się w domu, palimy trochę w piecu, czasem odwiedza nas mój wuj i roz-Riawiamy, liczymy pozostałe rękawiczki, nasz cały majątek. Wuj dzieli się ze mną zasłyszanymi wiadomościami, z mamą rozmawia o kartkach żywnościowych, które otrzymujemy po zarejestrowaniu się w gminie żydowskiej. Widnieje na nich Ogromne „J", które - podobnie jak opaski z gwiazdą - wydaje nas na łup złodziei i morderców. Wprowadza się już przymus pracy, pozamykano żydowskie szkoły, na oblodzonych trotu-mrach spotyka się żebrzące, bose dzieci. Bandy uzbrojonych polskich młokosów rozbijają witryny żydowskich sklepów, wrzeszcząc: „Niech żyje Polska bez Żydów! Nie chcemy Żydów W Warszawie!" Czuję chęć mordu. Gotów jestem zabijać. Ten człowiek przyszedł w niedzielę. Wysoki, postawny, około trzydziestki. Nosił wysokie czarne buty, widywany rzadko W Warszawie szary mundur i opaskę ze swastyką: volksdeutsch. - Moje pieniądze! - powiedział i położył na stole plik papier rów. - Jestem komisarzem, występuję w imieniu właściciela fabryki łódzkiej. To są wasze długi. Płaćcie. Przyniósł stare, przedwojenne weksle za towar, który mój ojciec zakupił w Łodzi. - Nie mamy już nic - rzekła pokornie moja matka. Ale on wciąż powtarzał: - Płaćcie! Gdyby wykonał jakiś ruch, byłem gotów go zabić, ale ogra-liczył się do krzyku, gróźb, obelg i w końcu trzaśnięcia Irzwiami. Gdy wyszedł, matka usiadła i zawołała mnie. - Bałam się o ciebie, Marcinie - rzekła. - Oni są silniejsi. Yzeba przeżyć, więc musisz opanować gniew. Później, kochany, później. Jesteśmy jak mrówki. Poszedłem na spotkanie z ojcem, który odziany w swój „hitlerowski" skórzany płaszcz czekał przy kolumnadzie na placu Piłsudskiego. - Oni wrócą, Marcinie - powiedział. - Nie załatwiają niczego połowicznie, są wytrwali. Ale my też. Trzeba powynosić wszystko, przygotować się na najgorsze. Gdy rozstaliśmy się, słyszałem, że idzie za mną, jak obcy przechodzień; potem, zrównawszy się ze mną, rzucił, nie pa-; trząc w moją stronę: - Zemścimy się, Marcinie. W końcu my okażemy się silniejsi. Opróżniliśmy mieszkanie. Pomagali nam sąsiedzi. Na szczę-t ście nie wszyscy przedzierzgnęli się w dzikie zwierzęta. Zostawi-; liśmy tylko łóżka, kilka krzeseł, trochę naczyń. Nasz dom upo-f dobnił się teraz do obecnego życia, stał się zimny, pusty, odpy-; chający. Lubiłem nasz duży niebieski dywan i posążek z brązu, i wysokie srebrne świeczniki. Nic z tego nie zostało. Mieszkanie jest teraz jak ta ulica z ogołoconymi sklepami, żebrzącymi dziećmi, pełna kobiet i mężczyzn, którzy sprzedają wszystko, gdyż nie mają pracy, a ceny rosną z każdym dniem; nasz dom | przywołuje na myśl ich wychudzone twarze i osłupiałe oczy. I tutaj, jak na ulicy, panami są Oni. Przyszli ponownie gestapowcy w długich płaszczach i kilku volksdeutschów. - Gdzie twój mąż? Matka powtarzała, że nie ma pojęcia, że zniknął na samym początku wojny. - Powiedzcie mi wszystko - prosi. - Nawet jeśli został zabity. Chcę wiedzieć.
|