Wiedziałem, że dotrę tam, jeśli oddam się we władanie tej mocy...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
26|167|Oni powiedzieli: "Jesli nie zaprzestaniesz, o Locie, to niechybnie zostaniesz wypedzony!"26|168|On powiedzial: "Nienawidze tego, co wy czynicie...
»
kamieniem na palcu i niezwykłym instrumentem w ręku, pomyślał, że jeśli ten starzec nie jest dziwny, to znaczy, że dziwnych starców nie ma...
»
- Jeśli to są Drogi, Rand - wolno powiedział Loial - to czy każdy błędnie postawiony krok również tutaj mo­że nas zabić? Czy są tu rzeczy, jak dotąd...
»
poziom życia się obniża, to ogólna sytuacja jest w sumie gorsza, a nie lepsza,nawet jeśli równocześnie udział sektora prywatnego, zakres liberalizacji...
»
Jeśli więc wczytać się w opakowanie zwykłych pończoszek-pijawek z Chmielnej, znajdzie się na nim wypisane marzenia pragnienia i potrzeby Europejek końca XX...
»
" !Może się wydawać, że wszystko zostało już zrobione, ale jeśli spróbujemy skompilo-wać komponent i dodać go do formularza, uzyskamy błąd ochrony...
»
Jeśli masz zegarek tradycyjny, nie patrz na niego teraz i odpowiedz na pytanie: czy cyfra sześć na cyferblacie jest arabska, czy rzymska? 6 czy VI? Zastanów się...
»
— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda...
»
Jeśli ta niewinna panna uprze się, że tylko ślub uratuje ją przed upadkiem, to wówczas on będzie miał coś do powiedzenia...
»
okoliczności: Obce jest coś tylko wtedy, jeśli w jakimkolwiek względzie jest relewantne dla systemu, dla istnienia i stabilności danej manifestacji...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Nadludzki wysiłek, na który próbowałem się zdobyć, żeby nie odpaść od ściany, był bezcelowy: za chwilę wszystko mogło stać się wytchnieniem i spokojem.
Lecz moje nogi i ręce oparły się zabójczej pokusie. A głowa zaczęła się powoli wynurzać spod tafli wody tak samo, jak się w niej zanurzyła. Ogarnęła mnie głęboka miłość do własnego ciała, które pomagało mi w tym szaleńczym przedsięwzięciu, w przygodzie człowieka, który w poszukiwaniu miecza pokonuje wodospad.
I wówczas zwróciłem oczy ku słońcu nad głową i odetchnąłem pełną piersią. Ta odrobina świeżego powietrza przywróciła mi siły i zapał. Rozejrzałem się wokół i o parę centymetrów od siebie zobaczyłem wyżynę, którą przemierzaliśmy i która wytyczała kres podróży. Doznałem silnej pokusy, żeby po niej biegać, żeby chwycić się tej ziemi, ale nie mogłem znaleźć żadnej podpory, która pomogłaby mi się wydostać spod lustra sunącej w dół wody. Uczucia, jakie owładnęły mną u szczytu ściany, były gwałtowne, ale moment triumfu jeszcze nie nadszedł, musiałem zachować kontrolę nad sobą, nad każdym ruchem. To był przecież krytyczny moment wspinaczki: woda uderzała w mój tułów, napór był tak silny, że w każdej chwili mogłem runąć ku ziemi, od której ośmieliłem się oderwać, ulegając marzeniom.
83
Nie była to odpowiednia chwila, żeby myśleć o Mistrzach, o przyjaciołach. Nie mogłem spoglądać w bok, żeby się przekonać, czy Petrus byłby w stanie pospieszyć mi z pomocą, gdybym się poślizgnął. Pewnie odbył tę wspinaczkę setki razy -
pomyślałem - i doskonale wie, że rozpaczliwie potrzebuję wsparcia. Ale mnie zostawił. A może wcale nie zostawił, może stoi tuż za mną, tylko ja nie mogę odwrócić głowy, bo straciłbym równowagę. Muszę sam zdobyć ten szczyt!
Mocno stojąc na skałach i podtrzymując się jedną ręką, oswobodziłem drugą, aby mogła osiągnąć harmonię z wodą. A woda nie powinna już stawiać oporu, ponieważ wykorzystywałem pełnię swych sił. I oto ręka stała się rybą, mogła swobodnie wybierać drogi, którymi podąży, doskonale jednak wiedziała, dokąd chce dotrzeć.
Przypomniałem sobie film, który oglądałem jako mały chłopiec, i pokazane w nim łososie, skaczące do wodospadów, aby dotrzeć do celu.
Moja ręka unosiła się wolno, czerpiąc siłę z wody. Oswobodziła się i niczym łosoś, bohater filmu zapamiętanego z dzieciństwa, zanurkowała w poszukiwaniu punktu, od którego mogłaby się odbić, aby wykonać ten ostatni skok. Dokonująca się przez stulecia erozja wygładziła kamienie. Na pewno była tu jakaś szczelina lub występ.
Skoro udało się Petrusowi, mnie także musi się udać. Zaledwie krok dzielił mnie od osiągnięcia celu i była to ta chwila, kiedy człowiek opada z sił i traci wiarę w siebie.
Wcześniej zdarzało mi się już przegrywać w ostatniej chwili: przepłynąłem wpław ocean i o mały włos nie utonąłem przy silnej fali nieopodal brzegu. Ale teraz wędrowałem Camino de Santiago, a historia nie mogła powtarzać się bez końca -
tym razem musiałem zwyciężyć.
Wolna ręka wędrowała po gładkiej skale, napór wody był coraz silniejszy. Czułem, że słabną mi nogi i druga ręka, w każdej chwili mógł mnie złapać skurcz. Woda mocno uderzała także w genitalia, ból stawał się dotkliwy. Nagle wolna ręka znalazła oparcie
- było nieco poza linią wspinaczki, mogło jednak później posłużyć drugiej ręce.
Zapisałem w pamięci jego położenie, a wtedy dłoń, która szukała dla mnie ocalenia, natrafiła na drugi wyłom w skale, oddalony od pierwszego o zaledwie kilka centymetrów.
To było miejsce, w którym przez wieki pielgrzymi zmierzający do Santiago de Compostela znajdowali oparcie. Z całych sił chwyciłem się tej szczeliny, uwalniając drugą rękę. Siła wodospadu w pierwszej chwili odrzuciła ją w tył, zaraz jednak dłoń natrafiła na otwór w skale. A wtedy ciało podążyło drogą utorowaną przez ręce.
Wdrapałem się na płaskowyż.
Zdołałem wykonać ten ostatni krok. Wyrwałem się z wartkich nurtów, które nagle z nieokiełznanych zmieniły się w niemal leniwe. Wdrapałem się na brzeg i pozwoliłem odpocząć zmęczonemu ciału. Słońce rozgrzewało mnie i myślałem tylko o tym, że mi się powiodło, że jestem żywy jak przed chwilą na dole. Mimo hałasu, który czyniła woda, usłyszałem odgłos kroków zbliżającego się Petrusa.
84
Chciałem się podnieść, okazać radość, ale strudzone mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
- Leż spokojnie, odpocznij. Staraj się zwolnić oddech.
Tak właśnie zrobiłem i niemal natychmiast zapadłem w głęboki sen bez marzeń.
Kiedy się obudziłem, słońce stało tuż nad horyzontem, a Petrus, już ubrany, podał mi moją odzież i powiedział, że czas ruszać w dalszą drogę.
- Jestem bardzo zmęczony - odparłem.
- Nie martw się. Nauczę cię, jak czerpać siły ze wszystkiego, co cię otacza.
I Petrus nauczył mnie TCHNIENIA RAM.
Wykonywałem to ćwiczenie przez pięć minut i poczułem się znacznie lepiej.
Wstałem, ubrałem się i sięgnąłem po plecak.
- Podejdź tu - powiedział Petrus. Zbliżyłem się do skraju płaskowyżu. Niemal spod moich nóg tryskało źródło.
- Stąd podejście wydaje się znacznie łatwiejsze niż z dołu - zauważyłem.
- To prawda. I gdybym wcześniej pokazał ci tę panoramę, w pewnym sensie bym cię zdradził. Źle oceniłbyś własne siły.
Wciąż czułem się słaby, powtórzyłem więc ćwiczenie. Wkrótce między mną a wszechświatem zapanowała harmonia, która przeniknęła serce. Zapytałem Petrusa, dlaczego wcześniej nie nauczył mnie Tchnienia RAM, skoro na Camino de Santiago często bywałem zmęczony i rozleniwiony.
- Ponieważ nigdy tego nie okazywałeś - odparł, śmiejąc się, i zapytał, czy mam jeszcze pyszne maślane herbatniki kupione w Astordze.
TCHNIENIE RAM
Opróżnij płuca z powietrza, wydychając go możliwie najwięcej. Potem, unosząc ręce, powoli wdychaj powietrze. Wykonując wdech, skoncentruj się, aby twe serce wypełniło się miłością, spokojem i poczuciem harmonii ze wszechświatem.

Powered by MyScript