wrócił do kraju, a on się uparł, nie i nie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
niejedno serce biło trwogą i że nie tylko w mieście, nie tylko w tym kącie kraju, ale i w całej Rzeczypospolitej patrzono na ten samotny okop, otoczony powodzią...
»
 On przezwycięży nieprzyjaciół swoich – zachowana zostanie resztka Izraela: I stanie się w całym kraju – mówi PAN: Dwie...
»
sie Piotr wraca do kraju, odwiedza stryja Michała, rozkopuje mogiłę ojca, uczestniczy w bójce w restauracji, a następnie kilka tygodni przebywa w szpitalu,...
»
się Bogu do ziemi, a potem wrócił do Jerozolimy i, złożywszy wielkie ofiary przed Przybytkiem, podejmował wszystkich Judejczyków biesiadą...
»
Pokój zewnętrzny był Michałowi III niezbędny dla odbudowy gospodarczej kraju, spustoszonego w okresie smuty, i dla umocnienia centralnej władzy carskiej...
»
Kiedy o zmierzchu Richard Parker wrócił do łodzi nieco wcześniej niż poprzedniego dnia, byłem na to przygotowany...
»
Zostawiłam milicjanta pełniącego obowiązki służbowe i wróciłam do domu zastawiać przejście za oborą...
»
 * * * Kiedy Billy wrócił z urlopu, czekał już na niego rozkaz wyjazdu...
»
Kiedy wróciłam do domu, tata był pijany i strasznie rozrabiał...
»
motto: "Kto chce zrozumieæ poetê, musi siêgn¹æ do jego kraju...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Żeby mnie był posłuchał, nie spotkałbym
go teraz w Londynie i nie zrzuciłby mnie z Kleopatry!
— Mogłoby być jeszcze gorzej, gdyby wrócił. Częściej spotykalibyście się
panowie na Służewcu i częściej by pan przez niego przegrywał.
Pan Piecyk popatrzył na mnie chwilę i rzekł:
— A może i racja. . . Może to takie moje garbate szczęście. To nic, typujem
dalej, może się odbijem głową o ścianę.
I rzeczywiście, mimo starannego unikania Zięciakiewicza, w następnych go-
nitwach również otrzymaliśmy przyzwoicie po kuchni.
Ja przegrałem dwanaście szylingów, pan Piecyk coś koło tego. Ale mimo tej
klęski pan Teoś głośno marzył w autobusie, że warto by jednakowoż wprowadzić
te psie wyścigi w Warszawie.
— Chociaż to by się chyba nie przyjęło. Chuligani kotów na tor by rzucali. . .
A i psy warszawskie za wypchanym królikiem nie chcieliby ganiać — za cwane.
Nawet i te angielskie już się chyba pokapowali, że to lipa. Zwróciłeś pan uwa-
gie — jak miną metę, z miejsca zwalniają i zająca mają w. . . mniejsza o to, gdzie.
Latać latają, bo wiedzą, że tu o forsę się rozchodzi. Tak, tak, pies jest najlepszem
przyjacielem człowieka. Ale tenże nie ma prawa się słuchać Zięciakiewicza.
Świ ˛
ateczny pudding Spotkałem go na Earłs Court Road, w samym sercu tak zwanego londyńskie-
go polskiego korytarza. Jest to taka dzielnica Londynu, gdzie usłyszenie polskiej
mowy należy do rzeczy zupełnie zwyczajnych.
Nie to też mnie uderzyło, że zwrócił się do mnie po polsku, ale że zrobił
to w formie specjalnie mi bliskiej, że w akcencie jego zabrzmiała miękka nuta
warszawskiej wymowy. Nawet więcej powiem, wymowy dzielnicy przeze mnie
wyróżnianej, a mianowicie Targówka.
Zaczęło się od tego, że przez chwilę przyglądał mi się bacznie, a potem nagle
wyciągnął obie ręce i zawołał:
— Niech ja skonam, niech ja skonam w dziecinnem wieku, o wiele nie znam
pana z Warszawy.
— To bardzo być może — odrzekłem ciepło. — Mieszkam w Warszawie od
urodzenia.
— Ja także samo. Tylko nie mogie sobie detalicznie przypomnieć, gdzie pana
szanownego stale widuje.
— Może. . .
— Zaraz, czekaj pan, już wiem. Budkie pan masz na Bazarze Różyckiego,
w głównej alei koło Komisu. . . Trekstylia i dodatki krawieckie, Fijałkowski pań-
ska godność. Pan pozwoli się zapoznać — Szparaga się nazywam. Taką okazję
trzeba oblać, jest tu niedaleko nieduży barek. Co prawda nie w naszem guście.
Bimber i sodowa woda na zakąskie, ale mówi się: trudno. Jak warszawiak z war-
szawiakiem się spotka, muszą po jednem uskutecznić w najgorszych nawet wa-
ronkach.
Usiłowałem panu Szparadze wyjaśnić, że bierze mnie za kogoś innego, że
niestety chciałbym mieć budkę, ale nie mam. Nie słuchał mnie nawet i nazywając
stale panem Fijałkowskiem, ujął pod ramię i prowadził do baru.
— Ja tu, uważasz pan, familijnie przyjechałem do brata, któren w samochodo-
wej branży pracuje i garaż na siebie posiada. Nie mogie narzekać, brat owszem,
chłopak równy, ale bratowa Szkotka, oszczędnościowa do obrzydliwości, na krok
go nie puszcza i nie mam przed kiem serca roztworzyć. Na święta mam się u nich
144
pozostać. A Boże Narodzenie w Londynie specjalnie uroczyście się obchodzi. Wi-
działeś pan na Piccadilly te żywą drekoracje na tutejszem Cedecie? Święty Miko-
łaj na karuzeli zasuwa, którą dwanaście karzełków popycha, wszystko ruchome
i w naturalnych kolorach. Widziałeś pan na Oxford Street te balony na drutach,
pareset sztuk naturalnej prawie wielkości? Każden z nich pareset fonciaków po-
dobnież kosztuje — bogate miasto. A sklepy aż pękają od towaru. Drób, ryby,
homary, mięso w stu gatonkach. Kupcy się proszą o to, żeby kupować. A, tu patrz

Powered by MyScript