- Wuj Edmund wie o nim? GaoLing sapnęła ze wzburzeniem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
 Ona gotuje wodę w wyścigu szalonym z dziecka swego głodem, para rozwiewa jej włosy szarpie poły szlafroka, nie wie, że on już w drogich perfum glorii z domu...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
- Wiem, wiem! Starych znajomych…- Skąd ciocia wie?- Też przez plotki...
»
Poprzedniego, tak niezmiernie rozrywkowego, wie­czoru miała tylko jedno pragnienie: zadzwonić do swojego informatora i poznać szczegóły cudownycli...
»
czy aby się ukryć, czy aby dotrzeć do morza, tego i on sam nie wie...
»
– Wie pani doskonale, co mam na myśli...
»
Claudia nie potrafiła się powstrzymać i sapnęła, a oddech ugrzązł jej w gardle...
»
Kiedy o zmierzchu Richard Parker wrócił do łodzi nieco wcześniej niż poprzedniego dnia, byłem na to przygotowany...
»
traci! czas procesora na zbyt cz(ste testy; zbyt d!ugi czas u$pienia b(dzie oznacza!, "e w'tek b(dzie przebywa! w tym stanie nawet po zako&czeniu zadania, na...
»
Okulary doktora, utkwione we mnie jak dwa reflektory, zdawały się badać rzetelność mego postanowienia...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Jak mogłam mu powiedzieć, że jestem mężatką? Wówczas twój wuj mógłby zacząć wątpić, czy naprawdę je­steśmy małżeństwem, czy nie jestem bigamistką, czy na­sze dzieci nie są... hm, takie jak twoja matka. Potem zapo­mniałam mu powiedzieć, a kiedy się dowiedziałam, że mój pierwszy mąż prawdopodobnie nie żyje, było już za późno na tłumaczenie rzeczy, o których i tak należało zapomnieć. Rozumiesz.
- Tak samo jak z twoim prawdziwym wiekiem.
- Tak jest. Natomiast stary Chang... cóż, w 1950 roku komuniści rozprawili się ze wszystkimi posiadaczami. Wsadzili Changa do więzienia, gdzie po torturach przyznał się, że jest właścicielem wielu firm, ma na sumieniu oszustwa i handel opium. Orzekli, że jest winny, i rozstrzelali go w publicznej egzekucji.
Ruth wyobraziła to sobie. Choć z zasady była przeciw­niczką kary śmierci, poczuła satysfakcję, że człowieka, który przysporzył jej babce i matce tylu cierpień, spotkał zasłużony koniec.
- Lud skonfiskował też jego dom, zmusił żonę do za­miatania ulic, a wszystkich synów wysłano do pracy na po­wietrzu w Wuhanie, gdzie jest tak gorąco, że ludzie woleli­by wykąpać się w kadzi wrzącego oleju niż tam jechać. Mój ojciec i matka cieszyli się, że już są biedni i ominęła ich taka kara.
- A Siostra Yu, Nauczyciel Pan? Miałaś od nich jakieś wiadomości?
- Mój brat miał - wiesz, Jiu Jiu w Pekinie. Pisał, że Sio­stra Yu wiele razy awansowała, osiągając w końcu bardzo wysokie stanowisko w partii komunistycznej. Nie wiem, jaki miała tytuł, coś z właściwą postawą i reformami. Ale podczas rewolucji kulturalnej wszystko przewróciło się do góry nogami i Siostrę Yu okrzyknęli przykładem złej po­stawy, bo w przeszłości pracowała u misjonarek. Rewolu­cjoniści wsadzili ją do więzienia i trzymali tam długo, traktując ją bardzo źle. Jednak kiedy wyszła, nadal cieszy­ła się, że jest komunistką. Potem chyba umarła ze sta­rości.
- A Nauczyciel Pan?
- Jiu Jiu pisał, że któregoś roku w kraju urządzono wielką uroczystość na cześć Chińczyków, którzy pracowali przy odkryciu Człowieka z Pekinu. W artykule z gazety, który mi przysłał, pisano, że Pan Kai Jing - pierwszy mąż twojej matki - zginął jako bohater, nie chcąc zdradzić kry­jówki partii komunistycznej, a jego ojciec, Nauczyciel Pan, przybył na uroczystość, żeby odebrać honorową na­grodę. Nie wiem, co się z nim potem stało. Teraz na pewno już nie żyje. To takie smutne. Kiedyś byliśmy jak jedna ro­dzina. Poświęcaliśmy się dla siebie nawzajem. Siostra Yu mogła pojechać do Ameryki, ale dała tę szansę mnie i two­jej mamie. Dlatego mama dała ci po niej imię.
- Myślałam, że po Ruth Grutoff.
- Po niej również. Ale twoje chińskie imię jest po Siostrze Yu. Yu Luyi. Luyi znaczy “wszystko, czego sobie ży­czysz".
Ruth zdziwiła się i zrobiło się jej bardzo miło, że matka włożyła tyle serca w nadanie jej imienia. Przez większą część dzieciństwa nie cierpiała obu swoich imion, amery­kańskiego i chińskiego. “Ruth" brzmiało staroświecko i matka nie potrafiła go nawet wymówić, a “Luyi" bar­dziej pasowało do chłopca, boksera albo zbira.
- Wiedziałaś, że twoja mama zrezygnowała z wyjazdu do Ameryki, żebym ja mogła jechać pierwsza?
- Mniej więcej. - Bała się dnia, w którym GaoLing przeczyta we wspomnieniach matki dokładny opis, jakim sposobem uzyskała zgodę na swój wyjazd do Stanów.
- Dziękowałam jej wiele razy i zawsze mówiła: “Nie, nie wspominaj o tym, bo będę na ciebie zła". Nieraz pró­bowałam jej się odwdzięczyć, ale zawsze odmawiała. Co roku zapraszamy ją, żeby pojechała z nami na Hawaje. I co roku mówi mi, że nie ma pieniędzy.
Ruth kiwała głową. Ile to razy musiała wysłuchiwać utyskiwań matki na ten temat.
- Za każdym razem mówię jej: “Zapraszam cię, po co pieniądze?". A ona na to, że nie pozwoli mi płacić za nią. Nie ma mowy! No więc mówię: “Weź pieniądze z konta Charlesa Schwaba". Nie, ona nie chce tych pieniędzy. Jeszcze nie będzie ich wydawać.
- Co to za konto Charlesa Schwaba?
- O tym ci nie powiedziała? Jej połowa pieniędzy two­ich dziadków, które dostała po ich śmierci.
- Myślałam, że zostawili jej tylko trochę.

Powered by MyScript