- Wyglądasz na zmartwionego - zauważyła Conena, która przycinała mu włosy...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
wszystkim, daÅ‚ mu przeto takÄ… kurÄ™, na którÄ…, kiedy zawoÅ‚ać: – Kurko, kurko! znieÅ› mi zÅ‚ote jajko! – w istocie zÅ‚ote znosiÅ‚a jajko...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
Dziêki W³adys³awowi Chojnackiemu powsta³a dokumentacja, która sta³a siê podstaw¹ przygotowanej do druku przez Wojciecha Chojnackiego i Marka Jastrzêbskiego...
»
Poskromicielka dzikich zwyczajów plemienia, Która czyni człowieka człowiekowi bratem I koczownicze namioty zamienia W nieruchome, spokojne chaty...
»
Bez wątpienia energia ki zawarta jest również w pokarmie, który zjadamy, w powietrzu, którym oddychamy, w wodzie, którą pijemy...
»
Jeżeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, żezdolność do miłości jednostki, która żyje w określonej...
»
Nieco później magnetyzm zwierzęcy zastąpiła hipnoza, która została w pewnym stopniu zaakceptowana przez naukę dzięki wysiłkom szkockiego chirurga,...
»
A pani i pan przy świetle małej lampki patrzyli z ogromnym współczuciem na tę bohaterską matkę, która dla ratowania rodziny umiera oto o sześć tysięcy mil od...
»
Pan José istotnie wyzdrowiał, ale bardzo stracił na wadze, mimo strawy, którą regularnie przynosił mu pielęgniarz, wprawdzie tylko raz dziennie, za to w ilości...
»
Ibn Arabi, Objawienia mekkańskie„Chcę rzec, że Amor owładnął mą duszą, która niezwłocznie z nim się zaręczyła i objął nade mną taką władzę i...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Rincewind starał się jak najbardziej zmniejszyć własną głowę. Tuż przy skórze błyskały ostrza.
- To dlatego, że jestem.
- A co to właściwie jest Apokralipsa? Mag zawahał się.
- Jakby to... - mruknął. - Coś w rodzaju końca świata.
- Coś w rodzaju? Coś w rodzaju końca świata? To znaczy, że| nie będziemy pewni? Rozejrzymy się i powiemy „Przepraszam bardzo, czy ktoś coś słyszał?"
- Rzecz w tym, że żadnych dwóch jasnowidzów nie doszło jeszcze do zgody w tej kwestii. Istnieje mnóstwo mglistych przepowiedni. Dlatego nazwano to Apokralipsa. - Zakłopotany, wzruszył ramionami. -Tak jakby Apokryficzną Apokalipsą. Taki żart słowny.
- Niezbyt dobry.
- Nie. Chyba nie.
Nożyczki Coneny dźwięczały pracowicie.
- Kapitan chyba się ucieszył, że wchodzimy na pokład -wiedziała.
- Bo wydaje im się, że mag na pokładzie to szczęśliwy traf-wyjaśnił Rincewind. - Mylą się, oczywiście.
- Chyba wielu ludzi w to wierzy.
- Och, dla nich to jest szczęśliwy traf. Ale nie dla mnie. Nie umiem pływać.
- Co? Nie przepłyniesz ani kawałka?
Rincewind zawahaÅ‚ siÄ™ i delikatnie poprawiÅ‚ gwiazdÄ™ na kape­luszu.
- Powiedz, jak gÅ‚Ä™bokie jest tutaj morze? Tak w przybliże­niu.
- Sądzę, że jakieś dwanaście sążni - odparła Conena.
- W takim razie umiałbym chyba przepłynąć około dwunastu sążni, czymkolwiek one są.
- PrzestaÅ„ siÄ™ tak trząść - burknęła Conena. - Niewiele brako­waÅ‚o, a obcięłabym ci ucho. - SpojrzaÅ‚a gniewnie na przechodzÄ…­cego marynarza i zamachaÅ‚a nożyczkami. - O co chodzi? Nigdy nie widziaÅ‚eÅ›, jak ktoÅ› siÄ™ strzyże?
KtoÅ› na rei rzuciÅ‚ uwagÄ™, która wywoÅ‚aÅ‚a falÄ™ rubasznego Å›mie­chu miÄ™dzy bramslami... chyba że byÅ‚y to kubryki.
- Będę udawać, że tego nie słyszałam - oznajmiła Conena i mocno szarpnęła grzebieniem, porywając liczne spokojne małe stworzonka.
-Au!
- Mówiłam, żebyś się nie ruszał.
- Trudno siedzieć spokojnie wiedzÄ…c, kto wywija mi koÅ‚o gÅ‚o­wy parÄ… stalowych ostrzy!
I tak minÄ…Å‚ poranek, wÅ›ród pluskajÄ…cych fal, trzeszczenia lin i wystrzygania dość skomplikowanej, cieniowanej fryzury. OglÄ…da­jÄ…c siÄ™ w odprysku lustra, Rincewind musiaÅ‚ przyznać, że nastÄ…piÅ‚a znaczna poprawa.
Kapitan poinformował, że kierują się do miasta Al Khali, na osiowym wybrzeżu Klatchu.
-Jak Ankh, tylko z piaskiem zamiast bÅ‚ota - stwierdziÅ‚ Rince­wind, opierajÄ…c siÄ™ o reling. - Ale też ze sÅ‚ynnym targiem niewolni­ków.
- Niewolnictwo jest niemoralne - oÅ›wiadczyÅ‚a stanowczo Co­nena.
- NaprawdÄ™? CoÅ› podobnego.
- Może przystrzygę ci brodę? - zaproponowała z nadzieją w głosie.
I znieruchomiała ze wzniesionymi nożyczkami, wpatrzona w morze.
- Jacy to żeglarze mogÄ… pÅ‚ywać w pirogach z jakimÅ› dodatko­wym kawaÅ‚kiem z boku, z czymÅ› w rodzaju czerwonego oka wyma­lowanym z przodu i maÅ‚ym żaglem? — spytaÅ‚a.
- SÅ‚yszaÅ‚em o klatchiaÅ„skich piratach, Å‚owcach niewolników — odpowiedziaÅ‚ Rincewind. - Ale to duży statek. Å»adna piracka łódź nie odważyÅ‚aby siÄ™ nas zaatakować.
-Jedna nie — zgodziÅ‚a siÄ™ Conena, wciąż zapatrzona w mglisty region, gdzie morze staje siÄ™ niebem. - Ale tych pięć może.
Rincewind spojrzaÅ‚ w dalekÄ… mgieÅ‚kÄ™, potem zerknÄ…Å‚ na mary­narza w bocianim gnieździe. Tamten pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ….
- Daj spokój - parsknął z wesołością godną zatkanej rynny. -Przecież nic tam nie widzisz. Prawda?
- Dziesięciu ludzi w każdej łodzi - oznajmiła posępnie Conena.
- Jeśli to ma być żart...
- Z długimi, zakrzywionymi mieczami.
- W każdym razie ja nic...
- .. .a ich długie i niezbyt czyste włosy powiewają na wietrze...
- I pewnie koÅ„ce im siÄ™ rozszczepiajÄ… - mruknÄ…Å‚ kwaÅ›no Rin­cewind.
- Drwisz sobie ze mnie.
- Ja?
- A ja stojÄ™ tu caÅ‚kiem bezbronna - westchnęła Conena i ro­zejrzaÅ‚a siÄ™ po pokÅ‚adzie. - ZaÅ‚ożę siÄ™, że na tym statku nie znajdzie siÄ™ ani jeden przyzwoity miecz.
- Nie przejmuj siÄ™. Może chcÄ… tylko umyć gÅ‚owy. Kiedy Conena przeszukiwaÅ‚a gorÄ…czkowo swoje rzeczy, Rince­wind przysunÄ…Å‚ siÄ™ do pudÅ‚a z kapeluszem nadrektora i ostrożnie uniósÅ‚ wieko.
- Tam nic nie ma, prawda? - zapytał.
A skąd mogę wiedzieć? Włóż mnie.
-Jak? Na głowę?
O bogowie!
- Ale przecież nie jestem nadrektorem! Wiem, że trzeba zachować chłodny umysł, ale...
Muszę skorzystać z twoich oczu. Włóż mnie. Na głowę.
-Hm...
Zaufaj mi.
Rincewind nie mógł nie posłuchać. Delikatnie zdjął swój pognieciony stary kapelusz, spojrzał tęsknie na wytartą gwiazdę, po czym wyjął z pudła kapelusz nadrektora. Okazał się cięższy, niż można by przypuszczać. Oktaryny nad rondem jaśniały lekko.
Opuścił delikatnie nakrycie głowy na swoją nową fryzurę, mocno ściskając rondo na wypadek, gdyby poczuł pierwsze lodowate dotknięcie chłodu.
Tymczasem poczuÅ‚ siÄ™ niezwykle lekko. PojawiÅ‚o siÄ™ też poczucie ogromnej wiedzy i mocy, nie do koÅ„ca obecnych, ale – mówiÄ…c w przenoÅ›ni - bÄ™dÄ…cych na czubku metaforycznego jÄ™zyka.
Przez myśli przemknęły mu jakieś strzępy wspomnień, a nie pamiętał, by wcześniej je pamiętał. Musnął je lekko, jak się dotyka językiem bolącego zęba, i znalazł...
Dwustu martwych nadrektorów, niknących jeden za drugim w szarej, zimnej przeszłości, spoglądało na niego pustymi, szarymi oczami. To dlatego jest taki zimny, pomyślał. Ciepło wsiąka w krainę umarłych. Och, nie...
Gdy kapelusz przemówił, Rincewind zobaczył, jak porusza się dwieście par bladych warg.
Kim jesteÅ›?

Powered by MyScript