Yalkar drgn¹³...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Ten uśmiech nie budził zaufania...
»
może go warunkowo zwolnić po odbyciu dwóch trzecich kary, jednak niewcześniej niż po 6 miesiącach...
»
bił śmierć za swoje trudy — odrzekł Lodziarz...
»
Drugi element, który będzie miał wpływ na polską politykę celną, to system preferencji handlowych, udzielanych przez Unię Europejską krajom Afryki, Karaibów i Pacyfiku...
»
Następny ranek, 10 sierpnia, wstał gorący i parny...
»
Inspektorzy stwierdzają, że żadna z tych dwu planet nie dorosła do przyjęcia do Federacji...
»
— Musimy przyspieszyć — poinformował Wilk, gdy skończyli posiłek złożony z chleba, bekonu i sera...
»
całkowicie bezpieczna...
»
Tak się złożyło, że znaleźli zaczarowaną taksówkę, która jakby czekała na nich pod sklepieniem zamkowej bramy...
»
Was pamięciowych sztuczek...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Tak, to móg³ byæ w³aœciwy trop.
 
— I pokonamy go we dwoje? — spyta³ z pow¹tpiewaniem. Czarownica, uwolniona jakby z nag³a od trosk, rozeœmia³a siê w g³os.
— Wspomog¹ nas demony. Demony czarne jak noc, choæ o wiele jaœniej­sze od upiorów Albarecha. Towarzyszyæ nam bêdzie czternastu ludzi — moi domownicy jeszcze z Harrane.
— Powiedz mi o pani, sk¹d wiesz o mnie tyle? — spyta³ zabieraj¹c siê do przerwanego œniadania.
— Czy¿ nie jestem T¥, KTÓRA WIE? A poza tym — uœmiechnê³a siê figla­rnie — napar prawdy potrafi zmusiæ do opowiedzenia przez sen najg³êbszych nawet tajemnic...
S³oñce sta³o ju¿ wysoko, promienie pada³y niemal pionowo na ziemiê. Daw­no ju¿ zdj¹³ kurtê, mimo to sp³ywa³ potem. Po³udniowy skwar dawa³ siê we zna­ki wszystkiemu co ¿ywe — ptaki przesta³y œpiewaæ obezw³adnione upa³em, zwierz leœny skry³ siê w gêstwinie, a martwy upa³ ci¹gle rós³. Wreszcie m³odzie­niec zaszy³ siê w krzaki czuj¹c, i¿ nie wytrzyma ani chwili d³u¿ej na s³oñcu. Tak, tu by³o przyjemnie, tyle tylko, ¿e le¿¹c nie móg³ obserwowaæ tej jedynej drogi wiod¹cej z po³udnia na polanê. Unosi³ siê wiêc co chwila na ³okciu, coraz rza­dziej i bardziej ospale. Wreszcie zrezygnowa³ z tego nas³uchuj¹c tylko têtentu konia. Owady brzêcza³y usypiaj¹co, zmêczone upa³em powieki opada³y coraz ni¿ej. Jeszcze chwila i g³êboki oddech uniós³ pierœ czekaj¹cego. Spa³.
Vaikar wsta³ z pos³ania i wyszed³ przed chatê. Przed zabudowaniami sta³a Eliana. Rêce mia³a roz³o¿one szeroko, tak jakby chcia³a nimi obj¹æ wschodz¹­ce s³oñce. Usta jej porusza³y siê bezdŸwiêcznie. Potrz¹sn¹³ g³ow¹, wydawa³o mu siê przez chwilê, ¿e z jej palców trysnê³y kolorowe promienie. Czarownica odwróci³a siê nagle i zobaczy³a m³odzieñca.
— Valkarze — powiedzia³a — szykuj siê do drogi. Ju¿ wkrótce wyruszamy. Pani S³oñca Etina u¿yczy³a mi ³askawie swoich si³. Nie powinieneœ by³ tego ogl¹daæ.
— Eliano, ka¿dy ma swoje tajemnice. Ja twoich nie jestem ciekaw — od­par³ Yaikar.
Weszli z powrotem do izby. Eliana poda³a m³odzieñcowi miecz.
— Jest twój. Tak, to ten sam. Twój koñ tak¿e ocala³.
Na polanie us³yszeli jakieœ podniesione g³osy. Valkar uj¹³ orê¿ w d³oñ.
— Spokojnie — rzek³a kobieta przytrzymuj¹c go za ramiê. — To moi lu­dzie. IdŸ ju¿ Yalkarze, zaraz wyruszymy.
Przsd chat¹ sta³o kilkanaœcie koni i tylu¿ mê¿czyzn. Pozna³ po ich zacho­waniu, ¿e rzemios³o wojenne nie jest im obce. Dumne spojrzenia i szlachetne rysy twarzy nie pasowaiy do ich wieœniaczych strojów. Byli to nieodrodni syno­wie kraju Palenk, wysocy, potê¿nie zbudowani a jednoczeœnie szybcy i zwinni. Najwy¿szy z nich podszed³ do Valkara.
— Witaj — pozdrowi³ go. — Jestem Torwid, dowódca dru¿yny Eliany. S³y­sza³em, ¿e pokona³eœ Goblara. Chwa³a ci za to.
WypowiedŸ jego przerwa³ ruch przed obejœciem. Wszyscy mê¿czyŸni klêknêli na jedno kolano dotykaj¹c ku³akiem lewej piersi. W drzwiach ukaza³a siê Eliana, pod postaci¹ piêknej dziewczyny o d³ugich czarnych warkoczach. „Na­prawdê cudowna" — przemknê³o Valkarowi.
— Witaj Eliano — zakrzyknêli gromko wojowie.
— Witajcie, Hakka Eti! — zawo³a³a.
— Hakka Eti! — odkrzyknêli mê¿czyŸni.
„Zaprawdê" — myœla³ Valkar przygl¹daj¹c siê piêknej dziewczynie rzucaj¹­cej skry z oczu— „jak¿e silna musi byæ jej w³adza".
Eliana ubrana w strój mêski uœmiecha³a siê radoœnie — nadchodzi³a jej go­dzina.
— Na koñ! — krzyknê³a.
Mê¿czyŸni wskoczyli na siod³a. Ju¿ po chwili pêdzili co koñ wyskoczy. Val-kar jecha³ tu¿ ko³o Eliany, widzia³ jej zaró¿owione od wiatru policzki, rozchylone wiœniowe usta i warkocze lœni¹ce czerni¹. Czu³, ¿e ogarnia go dziwne uczucie, którego nigdy przedtem nie zazna³...
Jechali dosyæ d³ugo, a¿ w koñcu nawet wytrzyma³y Valkar poczu³ zmêcze­nie. Zatrzymali siê wreszcie na popas. Rozkulbaczyli konie, jeden z wojowni­ków zosta³ przy nich, reszta stanê³a na czatach. Eliana podesz³a do Valkara.
— Dziwisz siê pewnie dlaczego siê spieszymy? M³odzieniec zaprzeczy³ ruchem g³owy i odpar³:

Powered by MyScript