Tak, to móg³ byæ w³aœciwy trop. — I pokonamy go we dwoje? — spyta³ z pow¹tpiewaniem. Czarownica, uwolniona jakby z nag³a od trosk, rozeœmia³a siê w g³os. — Wspomog¹ nas demony. Demony czarne jak noc, choæ o wiele jaœniejsze od upiorów Albarecha. Towarzyszyæ nam bêdzie czternastu ludzi — moi domownicy jeszcze z Harrane. — Powiedz mi o pani, sk¹d wiesz o mnie tyle? — spyta³ zabieraj¹c siê do przerwanego œniadania. — Czy¿ nie jestem T¥, KTÓRA WIE? A poza tym — uœmiechnê³a siê figlarnie — napar prawdy potrafi zmusiæ do opowiedzenia przez sen najg³êbszych nawet tajemnic... S³oñce sta³o ju¿ wysoko, promienie pada³y niemal pionowo na ziemiê. Dawno ju¿ zdj¹³ kurtê, mimo to sp³ywa³ potem. Po³udniowy skwar dawa³ siê we znaki wszystkiemu co ¿ywe — ptaki przesta³y œpiewaæ obezw³adnione upa³em, zwierz leœny skry³ siê w gêstwinie, a martwy upa³ ci¹gle rós³. Wreszcie m³odzieniec zaszy³ siê w krzaki czuj¹c, i¿ nie wytrzyma ani chwili d³u¿ej na s³oñcu. Tak, tu by³o przyjemnie, tyle tylko, ¿e le¿¹c nie móg³ obserwowaæ tej jedynej drogi wiod¹cej z po³udnia na polanê. Unosi³ siê wiêc co chwila na ³okciu, coraz rzadziej i bardziej ospale. Wreszcie zrezygnowa³ z tego nas³uchuj¹c tylko têtentu konia. Owady brzêcza³y usypiaj¹co, zmêczone upa³em powieki opada³y coraz ni¿ej. Jeszcze chwila i g³êboki oddech uniós³ pierœ czekaj¹cego. Spa³. Vaikar wsta³ z pos³ania i wyszed³ przed chatê. Przed zabudowaniami sta³a Eliana. Rêce mia³a roz³o¿one szeroko, tak jakby chcia³a nimi obj¹æ wschodz¹ce s³oñce. Usta jej porusza³y siê bezdŸwiêcznie. Potrz¹sn¹³ g³ow¹, wydawa³o mu siê przez chwilê, ¿e z jej palców trysnê³y kolorowe promienie. Czarownica odwróci³a siê nagle i zobaczy³a m³odzieñca. — Valkarze — powiedzia³a — szykuj siê do drogi. Ju¿ wkrótce wyruszamy. Pani S³oñca Etina u¿yczy³a mi ³askawie swoich si³. Nie powinieneœ by³ tego ogl¹daæ. — Eliano, ka¿dy ma swoje tajemnice. Ja twoich nie jestem ciekaw — odpar³ Yaikar. Weszli z powrotem do izby. Eliana poda³a m³odzieñcowi miecz. — Jest twój. Tak, to ten sam. Twój koñ tak¿e ocala³. Na polanie us³yszeli jakieœ podniesione g³osy. Valkar uj¹³ orê¿ w d³oñ. — Spokojnie — rzek³a kobieta przytrzymuj¹c go za ramiê. — To moi ludzie. IdŸ ju¿ Yalkarze, zaraz wyruszymy. Przsd chat¹ sta³o kilkanaœcie koni i tylu¿ mê¿czyzn. Pozna³ po ich zachowaniu, ¿e rzemios³o wojenne nie jest im obce. Dumne spojrzenia i szlachetne rysy twarzy nie pasowaiy do ich wieœniaczych strojów. Byli to nieodrodni synowie kraju Palenk, wysocy, potê¿nie zbudowani a jednoczeœnie szybcy i zwinni. Najwy¿szy z nich podszed³ do Valkara. — Witaj — pozdrowi³ go. — Jestem Torwid, dowódca dru¿yny Eliany. S³ysza³em, ¿e pokona³eœ Goblara. Chwa³a ci za to. WypowiedŸ jego przerwa³ ruch przed obejœciem. Wszyscy mê¿czyŸni klêknêli na jedno kolano dotykaj¹c ku³akiem lewej piersi. W drzwiach ukaza³a siê Eliana, pod postaci¹ piêknej dziewczyny o d³ugich czarnych warkoczach. „Naprawdê cudowna" — przemknê³o Valkarowi. — Witaj Eliano — zakrzyknêli gromko wojowie. — Witajcie, Hakka Eti! — zawo³a³a. — Hakka Eti! — odkrzyknêli mê¿czyŸni. „Zaprawdê" — myœla³ Valkar przygl¹daj¹c siê piêknej dziewczynie rzucaj¹cej skry z oczu— „jak¿e silna musi byæ jej w³adza". Eliana ubrana w strój mêski uœmiecha³a siê radoœnie — nadchodzi³a jej godzina. — Na koñ! — krzyknê³a. Mê¿czyŸni wskoczyli na siod³a. Ju¿ po chwili pêdzili co koñ wyskoczy. Val-kar jecha³ tu¿ ko³o Eliany, widzia³ jej zaró¿owione od wiatru policzki, rozchylone wiœniowe usta i warkocze lœni¹ce czerni¹. Czu³, ¿e ogarnia go dziwne uczucie, którego nigdy przedtem nie zazna³... Jechali dosyæ d³ugo, a¿ w koñcu nawet wytrzyma³y Valkar poczu³ zmêczenie. Zatrzymali siê wreszcie na popas. Rozkulbaczyli konie, jeden z wojowników zosta³ przy nich, reszta stanê³a na czatach. Eliana podesz³a do Valkara. — Dziwisz siê pewnie dlaczego siê spieszymy? M³odzieniec zaprzeczy³ ruchem g³owy i odpar³:
|