Z jednym wyjątkiem: Auszewa nie ma już w gabinecie prezydenta...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktw normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutw podmiotw Federacji, jak rwnie| innych aktw normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotw Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczeglnych podmiotw,- porozumieD midzynarodowych, ktre zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
Psychologia fizjologiczna miala w zasadzie byc tylko jednym ze specjalnych dzialów psychologii, czy nawet tylko dyscyplina pomocnicza dla psychologii: ale ze wzgledu...
»
Otóż jednymi z najbardziej letalnych chorób są bakteryjne infekcje w rodzaju choleryazjatyckiej – Vibrio cholerae, czy dżumy dymienicznej – Yersinia...
»
Zobaczył, że Alessan pędzi prosto niczym jedna z jego strzał i na zwartych w kręgi najemników, jakby tym jednym bezpośrednim czynem chciał odciąć się od...
»
strumieniem rozkazów i jednym strumieniem danych, wykonujący w danej chwili tylko jedną operację...
»
Na jednym biegunie mona by umieci badaczy oceniajcych rozmiaryprzemocy na 2-4% populacji, na drugim za tych, ktrzy s zdania e70-90% dzieci dowiadcza...
»
Poprzez fakt, że efekt telekinetyczny jest jednym z pierwotnych zjawisk wywodzących się z przeciw-świata, zawiera on w sobie niezliczone możliwości dla...
»
— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda...
»
zygot bdzie zawieraa po jednym chromosomie X i Y i z tych zygotrozwin si samce...
»
pikni wszystkich obrazw wiata, ale nie utosamia siebie z ani jednym znich...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Problemu uchodźców nie udało mu się rozwią­zać, a w maju 2002 roku (kiedy przeszkoda w postaci Rusła- na Auszewa przestała istnieć i w Inguszetii osadzono nowego prezydenta - generała FSB Murata Ziazikowa) na polecenie Moskwy zaczęto po prostu przymusowo przesiedlać uchodź­ców z powrotem do Czeczenii, na zgliszcza, w ruiny, tam, gdzie czekają ich zaczystki, porwania, egzekucje.
 
XVII
POGROM. KRYTERIUM: NARODOWOŚĆ
-Zmuszali nas, żebyśmy rozebrani pełzali po podłodze z pokoju do pokoju...
-  Chodzili w butach po naszych łóżkach... -  Nazywali nas małpami, czarnym ścierwem... -  Pluli nam w twarz... -  Bili po głowach książką Losy narodu czeczcńsko-ingit- skiego... -  Szarpali za włosy... -  A wy? -Ja osobiście? Ja jestem Truffaldino*. Ten z Bergaino. Teraz gram tę rolę. A tak w ogóle to nazywam się Bies, Bie- słan Gajtukajew, jestem starostą grupy. Pochodzę z Groź­nego.
Dwudziestego ósmego marca 2001 roku studenci cze­czeńskiego narodowego studia „Nachi” przy Państwowym Uniwersytecie Kultury i Sztuki w Moskwie, które przygo­towuje zespół dla teatru w Groźnym, po raz pierwszy nic przyszli na zajęcia. Wszyscy co do jednego - sześć dziew­cząt i dziewiętnastu chłopców oraz dyrektor artystyczny
,ł Truffaldino - postać zc sztuki Carla Goldoniego Sługa dwóch panów.
171
 
Mimałt Sołcajew, ludowy artysta Rosji, a także opiekun grupy, zasłużony artysta Kabardyjsko-Bałkarskiej i Cze- czeno-Inguskiej Autonomicznej Republiki Radzieckiej, docent Alichan Didigow.
To nie byl strajk. O wpół do szóstej rano na czwarte piętro akademika w Chimkach, gdzie mieszkali studenci razem z pedagogami, bez pukania, wyłamując łomami drzwi i zamki, wtargnęli uzbrojeni mężczyźni w maskach i z psami. Z wprawą, jak w czasie szturmu porwanego przez terrorystów samolotu, błyskawicznie rozbiegli się po pokojach i już wciągu kilku sekund wszystkim śpiącym przystawili do skroni pistolet albo automat.
Następny akt, bez antraktu, przebiegał następująco: sennych studentów-aktorów za włosy ściągano z łóżek, bito i kopano pod akompaniament najwymyślniejszych przekleństw.
Truffaldino, czyli Biesłan, oprzytomniał pierwszy - niepotrzebnie, bo wr ten sposób jeszcze bardziej rozwście­czył napadających. Leżąc na podłodze w nocnej bieliźnie, zapytał tylko: „Czy można się ubrać?”. Za co po pierwsze dostał w zęby, a po drugie odpowiedź składającą się wy­łącznie z absolutnie niecenzuralnych przekleństw, które w przekładzie na normalny język brzmiały mniej więcej tak: „A może jeszcze herbatki?”. Następnie ogromny męż­czyzna w mundurze otworzył drzwi balkonowa.
Ponad trzy godziny studentów leżących prawne nago na podłodze „orzeźwiano” porannym wiosennym przecią­giem. Tak zaczynał się pogrom wredług rubryki „narodo­wość”.
- Wymyślali nam od brudnych czeczów, przezywali małpami, czarnym bydłem, mudżahedinami, których na­leży wyrżnąć, pastuchami... Mówili, że Czeczeńcy zawsze tylko pasali barany i oni nam teraz załatwią powrót na pa­stwiska. Wrzeszczeli, że jesteśmy Czeczeńcami, a więc wszystko to nasza wina... - wspomina Szuddi Zajrajew,
172
 
elegancki miody człowiek o manierach aktora grającego amantów. Dostał rolę Sylwia'1'.
Najbardziej szokuje, że w tym, co mówi, nie ma śladu zaskoczenia. To tylko konstatacja. Dziwić się przestał jesz­cze w Czeczenii. Nabór studentów do „Nachi" prowadzo­no w obozach uchodźców oraz w Groźnym, a tam miesz­kają ludzie o szczególnych życiorysach - ludobójstwo jest dla nich czymś bardziej powszednim niż śniadanie.
Najmłodszym studentem jest Timur Łalajew, właśnie ukończył siedemnaście lat. Chudy, uśmiechnięty, zwinny, skłonny do śmiechu, niczym Kupido na obrazie malarza modernisty.
A dwudziestego ósmego marca zamaskowani napastni­cy w mundurach szczuli go psami, zapewne nic spodobała im się jego ruchliwość...
O swoich przeżyciach Timur opowiada niewiele. Mówi o innych:
-  Szuddi dostało się najwięcej. Zapytali: „Czy jest tu ktoś z dzielnicy Staropromysłowskiej?”. Szuddi odpowie­dział: „Ja”. No i wtedy się zaczęło! „Myśmy tam byli w 1995... Ilu naszych tam wtedy poległo...” Szuddi-Sylwio, który rzeczywiście ma w dowodzie meldunek w Staropromysłowskiej, został ciężko pobity. A potem usłyszał, że teraz zawiozą go do lasu, tam roz­strzelają i zakopią.
-  Co wtedy pomyślałeś? Że tylko straszą? -  Nie. Pewien byłem, że to już koniec... Innych też nie oszczędzali - Timur Batajew i Orca Zuchajrajew mają wy­rwane pęki włosów... Tak stopniowo wyjaśniała się tajemnica strasznego po­ranka - kim byli ci szaleńcy, którzy wdarli się o świcie do akademika? A przede wszystkim - po co?
0 Sylwio - postać zc sztuki Carla Goldoniego Sługa dwóch pa­nów.
173
 
Dwudziestego ósmego marca w Chimkach grasował podmoskiewski RUBOP:j?, jego dziewiąty oddział wielo­krotnie uczestniczył w identycznych bohaterskich ak­cjach. Tym razem na domiar złego połączył się „ze wzglę­du na wspólne interesy” z obwodowym SOBR-enT,* Pre­tekstem do pacyfikacji było sprawdzenie anonimowego telefonu na milicję o przechowywanym trotylu. A cel prawdziwy - wyładowanie emocji. Ofiary wybrano ze względu na ich narodowość.
-  Zrozumieliście, o co im chodziło? -  Nie. Nie mieliśmy pojęcia. Bili, demolowali co po­padnie. To wszystko. W czasie zaczystki okazało się, że większość „masek” dopiero co wróciła z wojny w Czeczenii. Oczywiście żad­nej rehabilitacji po walkach nie przechodzili. I oto skutek: ręce swędzą, w głowach obłęd, kiedy tylko nadciąga świt, serca domagają się rozpoczęcia zaczystki - „maski” są już „na głodzie” niczym narkomani. Syndrom czeczeński po­jawia się u tych, którzy przeszli przez wszystkie okropno­ści obecnej wojny czeczeńskiej. Jeszcze długo będzie da­wał o sobie znać, niczym wulkan, który nawet jeśli drze­mie, musi w końcu wybuchnąć.

Powered by MyScript