Problemu uchodźców nie udało mu się rozwiązać, a w maju 2002 roku (kiedy przeszkoda w postaci Rusła- na Auszewa przestała istnieć i w Inguszetii osadzono nowego prezydenta - generała FSB Murata Ziazikowa) na polecenie Moskwy zaczęto po prostu przymusowo przesiedlać uchodźców z powrotem do Czeczenii, na zgliszcza, w ruiny, tam, gdzie czekają ich zaczystki, porwania, egzekucje.
XVII POGROM. KRYTERIUM: NARODOWOŚĆ -Zmuszali nas, żebyśmy rozebrani pełzali po podłodze z pokoju do pokoju... - Chodzili w butach po naszych łóżkach...
- Nazywali nas małpami, czarnym ścierwem...
- Pluli nam w twarz...
- Bili po głowach książką Losy narodu czeczcńsko-ingit- skiego...
- Szarpali za włosy...
- A wy?
-Ja osobiście? Ja jestem Truffaldino*. Ten z Bergaino. Teraz gram tę rolę. A tak w ogóle to nazywam się Bies, Bie- słan Gajtukajew, jestem starostą grupy. Pochodzę z Groźnego. Dwudziestego ósmego marca 2001 roku studenci czeczeńskiego narodowego studia „Nachi” przy Państwowym Uniwersytecie Kultury i Sztuki w Moskwie, które przygotowuje zespół dla teatru w Groźnym, po raz pierwszy nic przyszli na zajęcia. Wszyscy co do jednego - sześć dziewcząt i dziewiętnastu chłopców oraz dyrektor artystyczny ,ł Truffaldino - postać zc sztuki Carla Goldoniego Sługa dwóch panów. 171
Mimałt Sołcajew, ludowy artysta Rosji, a także opiekun grupy, zasłużony artysta Kabardyjsko-Bałkarskiej i Cze- czeno-Inguskiej Autonomicznej Republiki Radzieckiej, docent Alichan Didigow. To nie byl strajk. O wpół do szóstej rano na czwarte piętro akademika w Chimkach, gdzie mieszkali studenci razem z pedagogami, bez pukania, wyłamując łomami drzwi i zamki, wtargnęli uzbrojeni mężczyźni w maskach i z psami. Z wprawą, jak w czasie szturmu porwanego przez terrorystów samolotu, błyskawicznie rozbiegli się po pokojach i już wciągu kilku sekund wszystkim śpiącym przystawili do skroni pistolet albo automat. Następny akt, bez antraktu, przebiegał następująco: sennych studentów-aktorów za włosy ściągano z łóżek, bito i kopano pod akompaniament najwymyślniejszych przekleństw. Truffaldino, czyli Biesłan, oprzytomniał pierwszy - niepotrzebnie, bo wr ten sposób jeszcze bardziej rozwścieczył napadających. Leżąc na podłodze w nocnej bieliźnie, zapytał tylko: „Czy można się ubrać?”. Za co po pierwsze dostał w zęby, a po drugie odpowiedź składającą się wyłącznie z absolutnie niecenzuralnych przekleństw, które w przekładzie na normalny język brzmiały mniej więcej tak: „A może jeszcze herbatki?”. Następnie ogromny mężczyzna w mundurze otworzył drzwi balkonowa. Ponad trzy godziny studentów leżących prawne nago na podłodze „orzeźwiano” porannym wiosennym przeciągiem. Tak zaczynał się pogrom wredług rubryki „narodowość”. - Wymyślali nam od brudnych czeczów, przezywali małpami, czarnym bydłem, mudżahedinami, których należy wyrżnąć, pastuchami... Mówili, że Czeczeńcy zawsze tylko pasali barany i oni nam teraz załatwią powrót na pastwiska. Wrzeszczeli, że jesteśmy Czeczeńcami, a więc wszystko to nasza wina... - wspomina Szuddi Zajrajew, 172
elegancki miody człowiek o manierach aktora grającego amantów. Dostał rolę Sylwia'1'. Najbardziej szokuje, że w tym, co mówi, nie ma śladu zaskoczenia. To tylko konstatacja. Dziwić się przestał jeszcze w Czeczenii. Nabór studentów do „Nachi" prowadzono w obozach uchodźców oraz w Groźnym, a tam mieszkają ludzie o szczególnych życiorysach - ludobójstwo jest dla nich czymś bardziej powszednim niż śniadanie. Najmłodszym studentem jest Timur Łalajew, właśnie ukończył siedemnaście lat. Chudy, uśmiechnięty, zwinny, skłonny do śmiechu, niczym Kupido na obrazie malarza modernisty. A dwudziestego ósmego marca zamaskowani napastnicy w mundurach szczuli go psami, zapewne nic spodobała im się jego ruchliwość... O swoich przeżyciach Timur opowiada niewiele. Mówi o innych: - Szuddi dostało się najwięcej. Zapytali: „Czy jest tu ktoś z dzielnicy Staropromysłowskiej?”. Szuddi odpowiedział: „Ja”. No i wtedy się zaczęło! „Myśmy tam byli w 1995... Ilu naszych tam wtedy poległo...”
Szuddi-Sylwio, który rzeczywiście ma w dowodzie meldunek w Staropromysłowskiej, został ciężko pobity. A potem usłyszał, że teraz zawiozą go do lasu, tam rozstrzelają i zakopią. - Co wtedy pomyślałeś? Że tylko straszą?
- Nie. Pewien byłem, że to już koniec... Innych też nie oszczędzali - Timur Batajew i Orca Zuchajrajew mają wyrwane pęki włosów...
Tak stopniowo wyjaśniała się tajemnica strasznego poranka - kim byli ci szaleńcy, którzy wdarli się o świcie do akademika? A przede wszystkim - po co? 0 Sylwio - postać zc sztuki Carla Goldoniego Sługa dwóch panów. 173
Dwudziestego ósmego marca w Chimkach grasował podmoskiewski RUBOP:j?, jego dziewiąty oddział wielokrotnie uczestniczył w identycznych bohaterskich akcjach. Tym razem na domiar złego połączył się „ze względu na wspólne interesy” z obwodowym SOBR-enT,* Pretekstem do pacyfikacji było sprawdzenie anonimowego telefonu na milicję o przechowywanym trotylu. A cel prawdziwy - wyładowanie emocji. Ofiary wybrano ze względu na ich narodowość. - Zrozumieliście, o co im chodziło?
- Nie. Nie mieliśmy pojęcia. Bili, demolowali co popadnie. To wszystko.
W czasie zaczystki okazało się, że większość „masek” dopiero co wróciła z wojny w Czeczenii. Oczywiście żadnej rehabilitacji po walkach nie przechodzili. I oto skutek: ręce swędzą, w głowach obłęd, kiedy tylko nadciąga świt, serca domagają się rozpoczęcia zaczystki - „maski” są już „na głodzie” niczym narkomani. Syndrom czeczeński pojawia się u tych, którzy przeszli przez wszystkie okropności obecnej wojny czeczeńskiej. Jeszcze długo będzie dawał o sobie znać, niczym wulkan, który nawet jeśli drzemie, musi w końcu wybuchnąć.
|