Zachichotał

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Szczególnie serdeczne podziękowania należą się prof...
»
żeniem o wzniecanie wojny...
»
Nieprzywiązanie nie jest tak trudne w sprawach światowych, ale gdy chodzi o moce wewnętrzne, psychiczne, są one tak bliskie twego istnienia i są tak...
»
Miał niezłe znajomości w sztabie FBI, lecz zamiast z nich skorzystać, ryzykując przedwczesny rozgłos, wolał zwrócić się do George'a Reikoffa, specjalnego...
»
A
»
Wytworzenie się przywiązania zależy od wrażliwości matki na potrzeby dziecka, ale również od jego temperamentu (dzieci częściej reagujące strachem silniej reagują...
»
wyraźniej był z siebie zadowolony...
»
3
»
Wyszedłem na ulice, a pies Woola biegi tuż za mną, na swoim już zwykłym miejscu...
»
— Musiał to zrobić, Ding...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


– Nie, ono jest po prostu najwspanialszym prezentem gwiazdkowym, o jakim mógłbym marzyć. Święta Bożego Narodzenia zawsze były dla mnie czymś wyjątkowym. A te będą najwspanialsze w moim życiu, oczywiście, dopóki nie nadejdą przyszłoroczne, kiedy ono zacznie biegać wokół choinki ze swoim małym wozem strażackim i kijem baseballowym.
Wyglądał tak bezbronnie, niewinnie, tak całkowicie jej ufał. Kiedy patrzyła na Michaela, zapominała niemal o tym, co zdarzyło się ostatniej nocy. Mogła zapomnieć prawie wszystko. Pocałowała go prędko, wśliznęła się do łazienki i stojąc z czołem opartym o zamknięte drzwi, przymknęła oczy.
Ty diable, wyszeptała, wszystko to świetnie wyliczyłeś, prawda? Lubisz moją nienawiść? Czy to właśnie to, o czym marzyłeś?
Potem przypomniała sobie twarz w mroku kuchni, łagodny, poruszający głos, który dotykał jej jak delikatne palce.
Co innego może dla mnie istnieć na świecie, poza sprawieniem ci przyjemności, Rowan?
 
* * *
 
Wyruszyli około dziesiątej. Prowadził Michael. Rowan poczuła się lepiej i udało jej się przespać kilka godzin. Kiedy otworzyła oczy, byli już na Florydzie i zjeżdżali z autostrady w dół przez sosnowy las, do drogi ciągnącej się wzdłuż plaży. Czuła się odświeżona, widziała wszystko jaśniej, a kiedy dostrzegła pierwsze błyski wody w Zatoce, poczuła się tak bezpieczna, jakby zjawy i ciemna kuchnia w Nowym Orleanie już nie istniały.
 
* * *
 
Było chłodno, ale nie bardziej niż w orzeźwiające letnie dni w północnej Kalifornii. Nałożyli grubsze swetry i usadowili się na swojej odludnej plaży. O zachodzie słońca zjedli kolację przy kominku, a przez otwarte okna wpadała bryza znad Zatoki.
Około ósmej Rowan zasiadła do pracy nad planami centrum medycznego, kontynuując swoje studia nad siecią „dochodowych” szpitali w zestawieniu z „niedochodowym modelem”, który żywiej ją interesował.
Ale jej myśli gdzieś błądziły. Nie mogła się solidnie skupić nad fachowymi artykułami o plusach i minusach tych różnych systemów.
W końcu zrobiła kilka notatek i poszła do łóżka. Leżała kilka godzin w ciemnej sypialni, a w tym czasie w pokoju obok Michael pracował nad swoim planem restauracji domu. Wsłuchiwała się w szum fal, dochodzący od strony Zatoki przez otwarte drzwi. Czuła powiew morskiej bryzy.
Co ma robić? Powiedzieć o wszystkim Michaelowi i Aaronowi, tak jak im przyrzekła? Ale wtedy on mógłby się wycofać, być może dalej uprawiać te swoje gierki, a napięcie rosłoby z każdym mijającym dniem.
Pomyślała znowu o dziecku, położyła dłoń na brzuchu. Prawdopodobnie zostało poczęte krótko potem, jak Michael poprosił ją o rękę. Jej comiesięczne niedyspozycje były zawsze bardzo nieregularne, ale czuła, że wie, której nocy się to stało. Nie mogła sobie dokładnie przypomnieć, ale chyba właśnie wtedy śniła o dziecku.
Czy ten sen był w niej? Wyobraziła sobie maleńki system rozwijającego się mózgu. Już nie zarodka, ale płodu. Zamknęła oczy, słuchała, czuła. Wszystko w porządku! Ale potem ten silny zmysł telepatyczny zaczął ją przerażać.
Czy miała w sobie siłę, by skrzywdzić własne dziecko?
Ta możliwość przeraziła Rowan. A kiedy na myśl przyszedł jej znowu Lasher, uświadomiła sobie, że on też jest niebezpieczny dla tego kruchego, ruchliwego istnienia, ponieważ stanowi zagrożenie dla niej, a ona była dla maleństwa całym światem.
Jak mogła chronić je przed swoimi mrocznymi mocami, ponurą przeszłością rodu, ciążącą nad nim? Mały Chrisie! Nie będziesz rósł z klątwami, duchami i rzeczami, które nagle uderzają w nocy. Uwolniła się od niepokojących myśli. Wyobraziła sobie morze na zewnątrz uderzające o brzeg, każda fala inna, a wszystkie są częścią tej samej monotonnej siły, pełnej słodkich i usypiających brzmień i nieskończonej różnorodności.
Zniszcz Lashera! Uwiedź go, tak jak on próbuje uwieść ciebie. Odkryj czym jest i zniszcz go! Tylko ty możesz to zrobić, Jeśli powiesz Michaelowi lub Aaronowi, on się wycofa. Musisz ich zwodzić i zrób to.
Była czwarta nad ranem. Najwyraźniej zasnęła. Dziwny ciężar legł na jej piersiach. Nie mogła się od niego uwolnić. Wielkie ramię kołysało ją, a jakaś ręka trzymała w uścisku. I wynurzył się męczący sen. Holendrzy w wielkich czarnych kapeluszach, na zewnątrz motłoch krzyczący, że chce głowy Jana van Abla.
– Opisuję, co widzę – mówił – nie jestem heretykiem. Jak mamy się uczyć, jeśli nie odrzucimy dogmatów Arystotelesa i Galena?
Masz rację, ale to już minęło, razem z tym rozłożonym na stole ciałem, którego maleńkie organy były jak kwiaty.
Nienawidziła tego snu!
Wstała, przeszła po grubym dywanie, i już znalazła się na drewnianym pomoście. Czy kiedykolwiek niebo było bardziej rozległe, czyste i błyszczące od gwiazd? W dole pieniły się ciemne fale, a biały piasek lśnił w świetle księżyca.
Daleko na plaży stała samotna postać, wysoki mężczyzna spoglądający ku niej. Niech cię cholera. Zobaczyła, że sylwetka w mroku wolno rozwiewa się i znika.
Z pochyloną głową, drżąc, stała oparta o drewnianą poręcz.
Przyjdziesz, kiedy ja cię wezwę.
Kocham cię, Rowan!
Z przerażeniem stwierdziła, że głos nie dochodzi z żadnej konkretnej strony. Był to szept w jej wnętrzu, wokół niej, intymny i słyszalny jedynie dla niej.
Czekam tylko na ciebie, Rowan.
Zostaw mnie. Nie mów ani słowa więcej, nie pokazuj się, albo już nigdy cię nie wezwę!

Powered by MyScript