wyraźniej był z siebie zadowolony...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Chciałeś zbiec, bo ich hymen wróżył ci katusze; Ale hymen zerwany, więc cóż mąci duszę? Toż miłość cię zaprasza do siebie najsłodziej...
»
Pewnego dnia obserwowany przez Serkisofa chłopak znów wyruszył przed siebie bez celu i wtedy na dworcu autobusowym udało mu się odnaleźć „to coś", co mogło...
»
Muszę jednak opowiedzieć, co widziałem, jak mi się zdaje, owej nocy w blasku szyderczego księżyca na drodze do Rowley, tuż na wprost siebie, kiedy leżałem...
»
rwnie formy ycia politycznego, w ktrej obdarzeni cnot ludzie bdsi czuli u siebie, jeeli w ogle mog si tak czu w...
»
wzroku? Wygląda to na studia do jakiegoś teatru amatorskiego… może dano ci rolę nie- fortunnego adonisa? WŁADYSŁAW (do siebie, osłupiały) Nie...
»
jego żon, nie szczędził mu trudów niszczących zdrowie i zatrzymywał go u siebie przez całych dwadzieścia lat; to, co kazał mu wycierpieć pod pozorem...
»
- Taak, chyba trafiłem tam, gdzie trzeba - zamruczał rogaty okularnik i błyskawicznie zatrzasnął za sobą do siebie Władysław, patrząc na...
»
Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, by odpowiedzieć potężnemu magowi, którego przeklinaliśmy od ponad tysiąca lat...
»
Kiedy bliski był już spełnienia, Sara położyła się na plecach i wciągnęła go na siebie, by złączyć się z nim w ostatecznym uniesieniu...
»
Natomiast Taleniekow miał coraz większe problemy z przetrwa­niem u siebie, w Moskwie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Mamy dobry opis napastnika. Teraz proszę mi
opisać Bruno Frye’a.
— Właśnie to zrobiłam.
— Nie, nie. Udajemy, że pani nie znała tego człowieka, który na panią napadł. Bawimy
się w tę zabawę, żeby mnie rozweselić. Pamięta pani? Właśnie opisała pani napastnika,
człowieka bez nazwiska. Teraz chcę, żeby pani opisała Bruno Frye’a.
Odwróciła się do porucznika Clemenzy.
— Czy to jest rzeczywiście konieczne? — spytała zirytowana.
— Frank, czy możesz to przyśpieszyć? — zapytał Clemenza.
— Słuchaj, muszę ustalić jedną rzecz — powiedział porucznik Howard. — I montuję
to sobie najlepiej, jak umiem. A poza tym, to ona wszystko opóźnia.
Odwrócił się w jej stronę i znowu dostała gęsiej skórki na myśl, że stoi przed sądem
w innym stuleciu, a Howard jest jakimś religijnym inkwizytorem. Jeśli Clemenza do
tego dopuści, Howard po prostują złapie i będzie nią potrząsał tak długo, aż poda mu
takie odpowiedzi, jakich on zażąda., niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy nie.
— Panno omas — powiedział — jeśli pani normalnie odpowie na wszystkie moje
pytania, to skończę za kilka minut. No więc, czy może pani opisać Bruno Frye’a?
Pełna odrazy odpowiedziała:
— Sześć stóp i cztery cale, dwieście czterdzieści funtów, muskularny, blondyn, błękit-
noszare oczy, około czterdziestu lat, żadnych blizn, żadnych deformacji, tatuaży, głębo-
ki, chrzęszczący głos.
Frank Howard uśmiechał się. Nie był to przyjacielski uśmiech.
— Podane przez panią opisy napastnika i Bruno Frye’a są dokładnie takie same.
Żadnych rozbieżności. Ani jednej. I oczywiście twierdzi pani, że w istocie to jeden i ten
sam człowiek.
Linia jego pytań wydawała się niedorzeczna, ale z pewnością krył się w tym jakiś cel.
Howard nie był głupi. Czuła, że już wpadła w pułapkę, chociaż nawet tego nie zauwa-
żyła.
— Czy chce pani zmienić decyzję? — zapytał Howard. — Czy chce pani powiedzieć,
że istnieje jakaś mała szansa, że to był ktoś inny, ktoś, kto tylko przypominał Frye’a?
74
75
— Nie jestem idiotką — powiedziała Hilary. — To był on.
— Nie było choć drobnej różnicy między pani napastnikiem a Frye’em? Jakiegoś
drobiazgu? — pytał uparcie.
— Nie.
— Nawet w kształcie nosa albo linii szczęki? — spytał Howard.
— Nawet w tym.
— Jest pani pewna, że Frye i pani napastnik mieli te same włosy, dokładnie te same
kości policzkowe, ten sam podbródek?
— Tak.
— Nie ma pani cienia wątpliwości, że to Bruno Frye był tutaj wieczorem?
— Tak.
— Przysięgłaby to pani przed sądem?
— Tak, tak, tak! — powiedziała zmęczona tym katowaniem.
— No tak. No, no. Obawiam się, że gdyby pani zeznawała w ten sposób przed sądem,
to sama by się pani wpakowała do aresztu. Krzywoprzysięstwo jest przestępstwem.
— Co takiego? O co panu chodzi?
Skrzywił się na nią. Grymas na jego twarzy był jeszcze bardziej nieprzyjazny niż
uśmiech.
— Panno omas, chodzi mi o to, że pani kłamie.
Hilary była tak oszołomiona cynizmem i zuchwałością tego oskarżenia, tak wytrą-
cona z równowagi opryskliwością jego głosu, że nie potrafiła zareagować. Nawet nie
zrozumiała, co przez to chciał powiedzieć.
— Pani kłamie, panno omas. To jasne i proste.
Porucznik Clemenza wstał z brązowego fotela i zareagował:
— Frank, czy tak mamy to prowadzić?
— A jakże — powiedział Howard. — Prowadzimy to dokładnie tak, jak trzeba. Kiedy
ona rozmawiała z dziennikarzami i pozowała tak pięknie fotografom, ja odebrałem te-
lefon z komendy. Mieli odpowiedź od szeryfa z okręgu Napa.
— Już?
— A tak. Nazywa się Peter Laurensky. Szeryf Laurensky rozejrzał się w naszym
imieniu po winnicy Frye’a, tak jak go o to prosiliśmy, i wiesz, czego się dowiedział?
Dowiedział się, że Bruno Frye w ogóle nie wyjeżdżał z domu. Bruno Frye jest tam
w Napa, właśnie w tej chwili, we własnym domu, nieszkodliwy jak mucha.
— To niemożliwe! — krzyknęła Hilary podrywając się z sofy.
Howard potrząsnął głową.
— Niech pani przestanie, panno omas. Frye powiedział szeryfowi Laurensky’emu,
że miał zamiar przyjechać dzisiaj do LA na cały tydzień. Takie krótkie wakacje. Ale nie
udało mu się uporządkować spraw na czas, więc to odwołał i został w domu, żeby nad-
gonić pracę.
76
77
— Szeryf się myli! — powiedziała. — Nie mógł rozmawiać z Bruno Frye’em.
— Czy nazywa pani szeryfa kłamcą? — spytał porucznik Howard.
— On... on pewnie rozmawiał z kimś, kto kryje Bruno Frye’a — powiedziała Hilary,
wiedząc, że to brzmi beznadziejnie niewiarygodnie.
— Nie — potwierdził Howard. — Szeryf Laurensky rozmawiał z Frye’em osobiście.
— Czy on go widział? Czy on rzeczywiście widział Frye’a? — dopytywała się. — Czy
tylko rozmawiał z kimś przez telefon, z kimś, kto twierdził, że jest Frye’em.
— Nie wiem, czy to była rozmowa twarzą w twarz, czy przez telefon — powiedział
Howard. — Ale niech pani sobie przypomni, panno omas, co pani mówiła o wy-
jątkowym głosie Frye’a. Nadzwyczaj głęboki. Skrzypiący. Gardłowy, chrzęszczący głos.
Twierdzi pani, że ktoś mógłby go z łatwością naśladować przez telefon?
— Jeżeli szeryf Laurensky nie zna Frye’a dostatecznie dobrze, to mógł się dać oszu-
kać przez jakąś kiepską imitację. On...
— To jest mały okręg. Człowiek taki, jak Bruno Frye, tak ważny człowiek, jest znany
pewnie każdemu. A szeryf zna go bardzo dobrze od ponad dwudziestu lat — zakończył
triumfalnie Howard.

Powered by MyScript