- Zmęczony? - zapytała Lone...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
- A więc twierdzi pani, że to pani walizka? - zapytał...
»
– Udało się? – zapytał, szczerząc się w uśmiechu...
»
– Pozwolisz mu żyć? – zapytał w końcu z trwogą Kevin...
»
— Nasza podróż w nieznane? — zapytał Peters poważnie tym razem...
»
— Jak powodzi się Jankowi w przedszkolu? — zapytała jednak Andrzeja matka...
»
Stryj spostrzegł dziecko i zapytał szorstkim tonem: - Czego chcesz? Dziecko odpowiedziało niepewnie: - Mamusia mnie przysłała, żeby pan dał mi...
»
Jego wyjaśnienie nie pocieszyło mnie zbytnio i odważyłem się zapytać, czy rzeczywiście przypuszcza, że trafimy z powrotem do brzegu, szybko bowiem robiło się...
»
Dwie godziny później zatrzymał się ponownie, tym razem w mieście Mountain View, żeby zjeść sandwicza i zapytać o drogę...
»
Garun dołączył do nich i zapytał:"Dlaczego miałbyś się wspinać na mur, Duncanie Idaho?"Siona odpowiedziała za niego, uśmiechając się do...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Udał, że wszystko w porządku, odwzajemnił uśmiech nadrabiając miną, potarł dłonią szczękę pokrytą twardym zarostem. Bawiące się na schodach dzieci rzuciły się do jednego z okien wołając, że pada śnieg.
Gaynes spostrzegł, że on i Lone nie są przy stole sami. Przypomniał sobie, że ci dwaj młodzieńcy przysiedli się tu kilka minut wcześniej. Odnajdywał ich teraz w tym samym miejscu, tak jakby na parę sekund przestali istnieć dla jego oczu. Był tym zażenowany, a jednocześnie uszczęśliwiony.
Młodzi, weseli chłopcy, zapewne rówieśnicy Lone, tacy jak ona - czyżby to właśnie wywoływało irytację i zazdrość Gaynesa? Dwa razy bliżsi Lone, nie tylko z powodu wieku, lecz także dzięki swej nie zmąconej świadomości... Nazywali się Lou i Gamyan i byli uderzająco do siebie podobni. Może to bracia.
Najwięcej mówił Lou. Rozmawiał o Lone, a Gamyan słuchał ich z roztargnieniem, bardziej zainteresowany tym, co się działo przy innych stolikach.
Pochodzili z okolic leżących dużo dalej na północy, z żyjącego wśród śniegów klanu Rama.
- Tam urodziliśmy się - wyjaśniał Lou. - Tam dorośliśmy i w pewnym momencie przestaliśmy akceptować reguły klanu. Jest to zimny kraj. Członkowie klanu twierdzą, że cierpienia fizyczne zapewnią im zbawienie po śmierci.
- A ty w to nie wierzysz? - zapytał Gaynes siląc się na obojętny ton.
- Nie - odpowiedział Lou. - A ty w to wierzysz? Gaynes odgadł, że reagując na jego zbyt oschłe pytanie chłopiec podejrzewa go o sprzyjanie poglądom klanu.
- Nie, nie wierzę - odrzekł łagodnie.
- Reguły klanów są czasem dziwne - wtrąciła Lone. - Dla tych wszystkich, rzecz jasna, którzy ich nie aprobują... Wiem, że sporo ludzi wierzy w inne życie po śmierci. Życie, na które trzeba zasłużyć na tym świecie samozaparciem i poświęceniem, i wieloma innymi odchyleniami od normy. Sądzę, że są oni na swój sposób niebezpieczni... Albo mogą się takimi stać.
- My obaj mogliśmy odejść - włączył się do rozmowy Gamyan. - Taka jest zasada klanów, to znaczy: aby żyć w klanie, wystarczy przyjąć określone prawa i przestrzegać ich. Pozwolono nam odejść, nie stawiano żadnych przeszkód.
Lone skinęła głową. Po chwili namysłu powiedziała:
- Jest wiele klanów, które wydają nam się dziwne. Żyłam jakiś czas w jednym z nich, wszystko tam było wspólne, w sposób absolutny... Nie lubię sypiać z obcymi i pozwalać na pieszczoty różnych mężczyzn i kobiet. Poprosili mnie, abym odeszła. Odeszłam. Są też jeszcze inne klany.
- Brat i ja nie sądzimy, by jakiś tego typu system odpowiadał naszym aspiracjom - stwierdził Lou. - Myślę, że będziemy żyli poza klanami, gdzieś, hen w Świecie. Albo też w wioskach i Ośrodkach Mieszkalnych. A ty co myślisz o klanach?
Gaynes spostrzegł się, że pytanie skierowane jest bezpośrednio do niego.
- Nie mam pojęcia - przyznał. - Sądzę... że nigdy ich nie znałem.
- Tak sądzisz?
Gaynes jest zbłąkany - rzekła Lone. - W ogóle nie pamięta swej przeszłości, i wydaje mi się, że wcale mu nie zależy, żeby o tym mówić - dodała.
- Przepraszam - powiedział Lou.
Chłopak poczęstował Gaynesa czarną cygaretką. Podał mu też ogień. Gaynes zaciągnął się cierpkim dymem, zupełnie innym niż dym cygaretek palonych przez Volkego.
- Czy wy dwoje jesteście towarzyszami, czy też...? - zapytał Lou.
- Jesteśmy towarzyszami-kochankami - ucięła krótko Lone.
- Aha - rzekł Lou wykonując nieznaczny ruch ręką, jakby chciał wymazać to pytanie.
“A gdyby nie - pomyślał Gaynes - gdyby ci tego nie powiedziała, wyznałbyś jej, że ci się podoba, prawda? Poprosiłbyś ją. by z tobą spała?"
Prawdopodobnie. Był o tym przekonany. A ponadto - pomyślał - może Lone wyraziłaby zgodę. Nie czuł się jednak ani wstrząśnięty, ani nawet zirytowany, jak parę minut wcześniej. To, co się działo, było przecież normalne. Lou, który uciekł z klanu o surowych regułach, był przystojny, smukły, młody; Lone była piękna, młoda, powabna: komu zatem na Świecie udałoby się odebrać im niezapomniane może chwile wspólnej rozkoszy? Kto i w imię czego mógłby to zrobić? W imię zasad klanów “zbawicieli"? Lone powiedziała, że nie lubi pieszczot “różnych mężczyzn i kobiet". Powiedziała także z odcieniem dumy: “Jesteśmy towarzyszami-kochankami"!
Wszystko w porządku, Gaynes! Wszystko w największym porządku!
I znowu w sam środek tej spokojnej radości wtargnął dręczący niepokój, którego przyczyn nie mógł się doszukać. Raz jeszcze postacie ludzkie, ze wszystkim, co je otaczało, zaczęły niepostrzeżenie pulsować.
Lou i Lone nadal rozmawiali o klanach. Lone zapewniała, że niektóre nie są wcale takie złe - czyli bardziej odpowiadają jej osobistym aspiracjom i nie krępują jej nadmierne. Jak na przykład klan wegetariański; jedyną troską tych ludzi jest przestrzeganie zakazu jedzenia mięsa.
- Sądzę, że w niektórych klanach przetrwały odwieczne błędne zasady uznawane przed Migracją, przed Rozłamem. Przed Obecną Erą - powiedziała w pewnym momencie Lone.

Powered by MyScript