Kiedy wyszedłem na zewnątrz, lekki wiatr wpadł mi za kołnierz i przyprawiając o gęsią skórkę, przebiegł po całym ciele. Moi przyszli sąsiedzi zmienili się w podejrzliwych wrogów. Serce biło mi jak młotem. Na biodrze czułem ucisk broni. Razem z papierosem paliłem cały świat. Rozległ się dzwonek, zajrzałem do namiotu. Mehmet nadal czytał gazetę. Razem z resztą widzów wróciłem do środka, usiadłem trzy rzędy za nim. Po chwili zaczął się „spektakl", a ja poczułem zawroty głowy. Myślałem tylko o tamtym karku. Starannie ogolonym, skromnym karku dobrego człowieka. Znacznie później patrzyłem na losowanie biletów z fioletowego worka. Wyczytano zwycięski numer. Na scenę wyskoczył radosny bezzębny staruszek. Anioł, ubrany w kostium plażowy i ślubny welon, pogratulował mu, po czym w drzwiach pojawił się bileter z ogromnym żyrandolem w ręku. - O Boże, Plejady! - Wrzasnął starzec. - Siedem Sióstr! Z okrzyków dobiegających z tyłu sali wywnioskowałem, że ten człowiek za każdym razem wygrywał na loterii, a opakowany w folię żyrandol za każdym razem był tym samym żyrandolem. - Co pan teraz czuje? - Zapytała anielica przez głuchy bezprzewodowy mikrofon, a może tylko jego imitację. - Jak to jest być wybranym? Czy czuje pan ekscytację? - Jestem bardzo podniecony i bardzo szczęśliwy. Niech was Bóg błogosławi! - Powiedział dziadek do mikrofonu. - Życie jest piękne. Mimo wszystkich cierpień i smutków nie wstydzę się ani nie boję, że jestem szczęśliwy. Kilku widzów zaklaskało. - Gdzie pan powiesi nowy żyrandol? - Pytała dalej anielica. - To wspaniały zbieg okoliczności - wyznał staruszek i pochylił się do mikrofonu, jakby ten rzeczywiście działał. - Jestem zakochany i moja narzeczona też mnie bardzo kocha. Niedługo się pobierzemy i kupimy dom. Tam powiesimy nasze nowe siedmioramienne cudo! Znów brawa i okrzyki: „Buzi! Buzi!". Widownia ucichła, kiedy anielica pocałowała dziadka w oba policzki. Po chwili, w ciszy, staruszek z żyrandolem zniknął ze sceny. - Na nas jakoś nigdy nie może wypaść! - Burknął ktoś za moimi plecami. - Milczcie! I słuchajcie mnie teraz! - Rozkazał anioł, a wokół zapanowała cisza, podobna do tej, jaka ogarnęła salę podczas pocałunku. - Do was też kiedyś uśmiechnie się szczęście, nie zapominajcie! Na was też kiedyś przyjdzie pora! Przestańcie się niecierpliwić, nie odwracajcie się od świata i czekajcie, nie zazdroszcząc innym. Jeśli nauczycie się żyć i kochać życie, zrozumiecie, co trzeba zrobić, by być szczęśliwym - zalotnie uniosła brwi. - Bo Anioł Pragnienia czeka na was każdego wieczoru tu, w Zrujnowanej Winnicy! Tajemnicze światło zgasło. Zamiast niego rozbłysła naga żarówka, a ja wyszedłem na zewnątrz, zachowując w tłumie dystans wobec obserwowanego obiektu. Wiatr przybrał na sile. Rozejrzałem się na prawo i lewo, a ponieważ ludzie na przedzie nagle się zatrzymali, znalazłem się dwa kroki za plecami tamtego. - Jak było, panie Osmanie? Podobało się? - Zagadnął go mężczyzna w filcowym kapeluszu. - Tak sobie - odparł. Z gazetą wciśniętą pod pachę ruszył szybko przed siebie. Dlaczego nigdy nie pomyślałem, że mógłby przyjąć właśnie to imię i zrezygnować z bycia Mehmetem, tak jak uciekł od bycia Nahitem? Czy w ogóle dopuszczałem taką ewentualność? Nawet nie przyszła mi do głowy. Przystanąłem, czekając, aż oddali się na dobre. Uważnie przypatrywałem się jego smukłej, lekko pochylonej sylwetce. Tak wyglądał facet, którego Canan kochała do szaleństwa. Poszedłem za nim.
|