Malutka Flecik opuściła fujarkę i mrugnęła do niego porozumiewawczo.
Sephrenia wciąż patrzyła w wodę.
— Gerrich jest o pół ligi od lasu — informowała rycerzy. — Zanim ruszymy,
pozwólmy mu wjechać pomiędzy drzewa.
— Jak sobie życzysz, mateczko. — Sparhawk z wyczerpania słaniał się na
nogach.
Po kwadransie Sephrenia postawiła misę na podłodze i wyprostowała się.
— Teraz już możemy iść na dół — powiedziała.
Zeszli na dziedziniec, gdzie Kurik, Talen i Berit czekali z końmi. Stał tam również patriarcha Ortzel. Dostojnik Kościoła miał zaciśnięte usta i pobladłe z gniewu oblicze. U jego stóp klęczał baron Alstrom.
— Nie zapomnę ci tego, bracie — mówił duchowny, otulając się szczelniej
czarną sutanną.
— Może zmienisz zdanie, gdy to wszystko przemyślisz. Jedź z Bogiem, Ort-
zelu.
— Zostań z Bogiem, Alstromie. — Ortzel pozdrowił brata bardziej z przy-
zwyczajenia niż z chęci.
Dosiedli koni i wyjechali przez bramę na zwodzony most.
— Którędy? — zapytał Kalten Sparhawka.
— Na północ. Zabierajmy się stąd, nim Gerrich wróci.
— To powinno zająć mu kilka dni.
— Lepiej nie ryzykować.
Ruszyli galopem. Późnym popołudniem dotarli do płytkiego brodu, przy któ-
rym pierwszy raz spotkali Enmanna. Sparhawk wstrzymał konia i zeskoczył z siodła.
— Zastanówmy się spokojnie nad naszymi dalszymi krokami — powiedział.
— Jak umożliwiłaś nam ucieczkę, pani? — zwrócił się do Sephrenii Ortzel. —
Co uczyniłaś, że żołnierze hrabiego Gerricha odstąpili od murów zamku? Byłem w kaplicy, więc nie widziałem, co się stało.
— Trochę ich zwiodłam, wasza świątobliwość. Hrabia Gerrich był przekona-
ny, że widział, jak pański brat i reszta z nas uciekają. Rzucił się w pogoń.
— To wszystko? — Patriarcha Kadachu był zdumiony. — A więc ty, pani,
nie. . . — zawiesił głos.
— Nie zabiłam nikogo? Nie. Stanowczo jestem przeciwna zabijaniu.
77
— A więc przynajmniej w tym jednym się zgadzamy. Jesteś, pani, dziwną niewiastą. Twoje zasady moralne wydają się nie odbiegać od zasad prawdziwej wiary. Nie spodziewałem się tego po pogance. Czy kiedykolwiek myślałaś, pani, o nawróceniu się?
Czarodziejka wybuchnęła śmiechem.
— Ty też, wasza świątobliwość? Dolmant od lat próbuje mnie nawrócić. Nie,
Ortzelu. Pozostanę wierna mojej bogini. Jestem już o wiele za stara. W tym wieku nie zmienia się wyznania.
— Stara? Ty, pani?
— Nie uwierzyłbyś, wasza świątobliwość — zwrócił się do niego Sparhawk.
— Daliście mi wszyscy wiele do myślenia — powiedział Ortzel. — Postępo-
wałem zgodnie z tym, co w moim rozumieniu było podstawą doktryny Kościoła.
Być może powinienem to jeszcze raz przemyśleć i poszukać rady u Boga — rzekł
i odszedł w górę rzeki zatopiony w rozmyślaniach.
— Zrobiliśmy krok do przodu — mruknął Kalten do Sparhawka.
— I to całkiem duży, można rzec.
Tynian stał na skraju płytkiego brodu i z zadumą spoglądał na zachód.
— Mam pewien pomysł, panie Sparhawku — powiedział.
— Zamieniam się w słuch.
— Gerrich ze swoimi ludźmi przeszukuje las i jeżeli Sephrenia się nie myli, szukacz nie będzie w stanie nas ścigać przynajmniej przez tydzień. Na drugim brzegu rzeki nie powinno więc być żadnych nieprzyjaciół.
— To prawda. Jednakże nim zaczniemy sobie zbyt pewnie poczynać, powin-
niśmy chyba najpierw rozejrzeć się po tym drugim brzegu.
— Dobrze. Tak będzie chyba najbezpieczniej. Gdyby się okazało, nie ma tam
żadnego wojska, wystarczy tylko kilku z nas, aby dowieźć jego świątobliwość bezpiecznie do Chyrellos. W tym czasie pozostali mogliby udać się nad jezioro Randera. Nie musimy przecież wszyscy jechać do Świętego Miasta, jeżeli droga jest bezpieczna.
— To dobry pomysł, Sparhawku — przyznał Kalten.
— Zastanowię się nad tym. — Sparhawk pokiwał głową. — Zanim jednak
podejmiemy jakieś decyzje, przeprawmy się na drugą stronę.
Dosiedli ponownie koni i rozbryzgując wodę na wszystkie strony przebyli
w bród rzekę. Drugi brzeg był gęsto zarośnięty.
— Sparhawku, wkrótce się ściemni — powiedział Kurik — i będziemy musie-
li rozbić obóz. A może w tym gąszczu zaczekalibyśmy, aż zapadnie noc? W ciem-nościach bez trudu dostrzeżemy ogniska. Żołnierze zawsze obozują przy ogniu.
To będzie o wiele łatwiejsze i szybsze od jeżdżenia tam i z powrotem wzdłuż rzeki i wypatrywania niebezpieczeństwa.
— Dobry pomysł. Tak zrobimy.
78
Rozbili obóz w samym środku gęstwiny i rozpalili jedynie małe ognisko dla potrzeb kuchni. Kończyli się posilać, gdy nad Lamorkandią zapadła noc. Sparhawk wstał.
|