207 się wychowała, potem do sportu poszła, ale morze znała...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Otóż — wracajÄ…c do jÄ™zyka — ma siÄ™ on do sfery znaczeÅ„ tak, jak siÄ™ ma koÅ›ciec do sfery życiowych procesów, najpierw powstawaÅ‚y znaczenia, a potem...
»
W przyjaźni żyją z sobą i tacy dwaj, chociaż już nie tak jak tamci, zarówno wtedy, kiedy ich miłość łączy, jak i potem, kiedy ich miłość przeminie...
»
— Czy to ojciec? — pytam potem...
»
Gdy to uczyniÅ‚, dwadzieÅ›cia potworów krzyknęło jed­nym gÅ‚osem, umarÅ‚o, rozpadÅ‚o siÄ™, a potem narodziÅ‚o po­nownie, już pod/nad i nad/pod...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
Otworzyło się drugie okno, potem następne i następne...
»
Potem rzucił się w drugą stronę, z gardła wydobył mu się jęk i jakaś ciecz; konwulsje; żółta i lepka ciecz...
»
CaÅ‚y paryski wielki Å›wiat, a także półświatek, naj­pierw siÄ™ zdziwiÅ‚, potem nie uwierzyÅ‚, a wreszcie pogodziÅ‚ siÄ™ z tÄ… osobliwÄ… odmianÄ…...
»
Potem przybył Kurik z ludźmi Delady i najemnicy wycofali się, broniąc korytarza prowadzącego do wylotu akweduktu, którym uciekł Martel z Anniasem...
»
zajmowa³o ni¿ zwyk³¹ maszynk¹ i po ka¿dym goleniu mia³em twarz pozacinan¹, ¿enie mog³em siê potem w pracy opêdziæ od natrêtnych pytañ, co siê sta³o...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

No i jak pojechali, tak przepadli. Mówili niektórzy, że bursztynowy majątek wyłowili i ze wszystkim
za granicę uciekli, ale ja tam w tym sensu nie widziałem. Dziecko by zostawili,
mieszkanie własnościowe, trzy pokoje z kuchnią. . . ? Bo mieli.
. . . skąd mieli? A tego to już dobrze nie wiem, trochę tylko, bo to na postoju
zawsze się gada. Stary Misiak coś tam po sobie zostawił, w transporcie robił, na zagranicznych kursach latał, pokombinował. . . Wtedy już nie żył, krótko przedtem umarł. A młodej Misiakowej matka, co za rybaka poszła, podobno badylarzo-
wą córką była, spod Warszawy, i na ślubny prezent ojciec im mieszkanie kupił.
No i Misiak na mercedesa się szarpnął, prawie płakał, jak mu ten gnój całą maskę rozwalił.
. . . ano właśnie, patrz pan, na moje wyszło. Parę lat później pokazało się, że
zwłoki znaleźli i to były ich. Nie bardzo się na tym bursztynie wzbogacili. . .
. . . kto starą Misiakowa dwa lata temu woził, to ja pojęcia nie mam. Nie ja.
I nic o tym całkiem nie słyszałem, jakbym wiedział, tobym powiedział, bo co mi
szkodzi. Nie, o córce nie słyszałem. . . a. . . ! Podobno z babką została, czy coś takiego, a mieszkanie, zdaje się, sprzedali. Nie wiem kto, ta babka chyba. . . ?
— Panie, a skÄ…d ja mam pamiÄ™tać, kogo woziÅ‚em dwa lata temu?! Dziesięć
Misiakowych mogło ze mną jeździć, ja pasażera o nazwisko nie pytam! Długi
kurs, długi kurs, czy to jeden długi kurs się przytrafia? Dokąd ona jechała, może po miejscowości. . . ? A, to właśnie ja mam wiedzieć? Ale nie wiem i żeby mnie
pan zabił, nie przypomnę sobie. Zaraz, Misiakowa. . . ? Misiaka znałem, ale to
cholernie dawno temu, już nie żyje. Też jeździł. Nie, szczegółów nie znam, tyle co od kumpli, bo mnie wtedy nie było. . . No pewnie, że to pamiętam, z urlopu, z nart wróciłem, a nie co dzień się zdarza, że zaraz na pierwszym postoju o znajomych
trupach człowiek usłyszy, no to taką rzecz się pamięta. . .
— Panie wÅ‚adzo, co jest grane? Urodzaj taki czy u was bajzel? Dopiero co,
ile. . . ? Przedwczoraj, palant jakiś o to samo się dopytywał. . . O, najmocniej przepraszam, może on od was, taki, no, cichociemny. . . ? O co, o co, no mówię, o to samo. Kto jakąś Misiakową dwa lata temu woził na długi kurs. A skąd ja mam to
wiedzieć, o żadnej Misiakowej w życiu nie słyszałem. . .
— Kolega ma racjÄ™, panie Å›ledczy, myÅ›my już miÄ™dzy sobÄ… pogadali, z cieka-
wości, bo uparty był, wszystkich pytał, na postojach się czaił. Paru z nas jeszcze Misiaka pamięta, kumpel po fachu był i dziwną śmiercią zginął, ale kto Misiakową. . . to jego matka chyba. . . ? Woził, albo w ogóle widział, to skarz mnie Bóg, nikt nie wie. A co się właściwie stało, kraksę jaką zrobił, zabił ją. . . ?
— ChwileczkÄ™, panie nadkomisarzu, zaraz sprawdzÄ™. Momencik. . . Już tu
ktoś od was przedwczoraj pytał. . . O mam! Dwa lata. . . ? Proszę, przez ostatnie dwa lata nikt z zawodu nie odszedł, widocznie dobrze im się powodzi, pewnie,
ruch coraz większy. . . Paru przybyło. . . Nie chce pan? To nie. A ci co dwa lata 208
temu jeździli, wszyscy nadal jeżdżą. . . I wątpię, czy który na urlop wyjechał, bo w lecie właśnie najwięcej zarabiają. . .
Słuchaliśmy tego wszystkiego w milczeniu, pełni współczucia dla Bieżana,
chociaż wiadomo było, że nie sam po tych taksówkarzach latał. Ale wszędzie
wyprzedzał go wymarzeniec, który potem musiał chyba ulatywać w powietrze,
tak dokładnie ślad po nim ginął.
Biuro meldunkowe w osobie jakiejś wściekle rozzłoszczonej baby powiedzia-
ło to samo. Już pytali i czego jej jeszcze zawracają głowę, Misiak Grażyna, nie-
letnia, wymeldowana została przez Misiak Zofię, główną lokatorkę, w kierunku
nieznanym. No dobrze, jest papierek, czasowe zameldowanie w Warszawie u ja-
kiejś Bistro Magdaleny, krewnej. Domaniewska sześć, mieszkania dwa. Nie wie,
jakiej krewnej, jej pokrewieństwo nie obchodzi, niech się Warszawa o to martwi.
— MogÅ‚am to kapitanowi sama powiedzieć — oznajmiÅ‚am z niesmakiem,
przeglÄ…dajÄ…c zabrany ze sobÄ… na wszelki wypadek notes wymarzeÅ„ca. — Wszyst-

Powered by MyScript