Bądź uzdrowiona. Wstań.» [Jezus] odsuwa rękę i wstaje. Po minucie Joanna, żona Chuzy, bez czyjejkolwiek pomocy siada, wydaje okrzyk i rzuca się do stóp Jezusa, wołając silnym, pełnym szczęścia głosem: «O! Chcę kochać Ciebie, o moje Życie! Na zawsze! Dla Ciebie! Na zawsze dla Ciebie! Piastunko! Jonatanie! Jestem uzdrowiona! O! Szybko! Biegnijcie donieść o tym Chuzie. Niech przybędzie uwielbić Pana! O! Pobłogosław mnie jeszcze, jeszcze, jeszcze! O! Mój Zbawicielu.» Płacze i śmieje się, całując szaty i ręce Jezusa. «Błogosławię cię, tak. Cóż chcesz, abym jeszcze uczynił?» «Nic, Panie. Jedynie, żebyś mnie kochał i pozwolił mi kochać Ciebie.» «A nie chcesz dziecka?» «O! Dziecko!... Uczyń, co Ty chcesz, Panie. Oddaję Ci wszystko: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wszystko Tobie zawdzięczam i wszystko Ci oddaję. Ty daj Twojej służebnicy to, co uznasz za najlepsze.» «A więc – życie wieczne. Bądź szczęśliwa. Bóg cię kocha. Odchodzę. Błogosławię cię i was błogosławię.» «Nie, Panie. Zatrzymaj się w moim domu, który teraz, o, teraz jest naprawdę jak kwitnący krzak róży. Pozwól mi wejść do niego z Tobą... O! Jestem szczęśliwa!» «Przyjdę, ale mam ze Sobą uczniów.» «Moich braci, Panie. Joanna będzie miała dla nich – tak jak dla Ciebie – posiłek i napój, i wszystko, czego trzeba. Spraw mi radość!» «Chodźmy! Odeślijcie osły i idźcie za nami pieszo. Pozostało już niewiele drogi. Pojedziemy powoli, abyście mogli nadążyć. Żegnaj, Izmaelu i Aserze. Pozdrówcie ode Mnie Moją Matkę i przyjaciół.» Dwaj Nazarejczycy, zaskoczeni, odchodzą z hałaśliwym oddziałem, a wóz powraca – z rozradowanymi teraz pasażerami. Za nim idą uczniowie w grupie, komentując wydarzenie. Wszystko się kończy. 69. JEZUS NA LIBANIE U PASTERZY BENIAMINA I DANIELA Napisane 10 lutego 1945. A, 4438-4449 Jezus idzie u boku Jonatana zieloną i cienistą ścieżką. Za nimi [kroczą] apostołowie, rozmawiając ze sobą. Piotr odłącza się, idzie naprzód i – szczery jak zawsze – pyta Jonatana: «Czy jednak nie jest krótsza droga wiodąca przez Cezareę Filipową? Poszliśmy tą drogą... a kiedy dojdziemy? Ty z twoją panią szedłeś inną drogą?» «Z chorą wszystko ryzykowałem. Jednak musisz pamiętać, że należę do służby dworzanina Antypasa, a Filip po tym haniebnym kazirodztwie nie patrzy dobrym okiem na dworzan Heroda... To nie ze względu na mnie się obawiam. Lecz chodzi o was, a w szczególności o Nauczyciela. Nie chcę przydawać wam kłopotów i stwarzać wrogów. W Tetrarchii Filipa potrzeba Słowa tak samo jak w Tetrarchii Antypasa... A jeśli was znienawidzą, jak będzie to możliwe? W drodze powrotnej pójdziecie tamtędy, jeśli uznacie to za lepsze.» «Pochwalam cię za ostrożność, Jonatanie, lecz w drodze powrotnej mam zamiar przejść przez Fenicję» – mówi Jezus. «Ona jest ogarnięta mrokami błędu.» «Dojdę do granic, aby przypomnieć im, że istnieje Światłość» [– mówi Jezus.] «Sądzisz, że Filip zemściłby się na słudze za grzech, którego dopuścił się jego brat?» [– pyta Piotr Jonatana] «Tak, Piotrze. Jeden wart drugiego. Opanowani najniższymi instynktami, nie czynią różnic. Wydają się zwierzętami, a nie – ludźmi, wierz mi.» «A jednak, my, to znaczy On, krewny Jana, powinien mu być drogi. W końcu Jan, przemawiając w Imię Boga, przemawiał także w jego imieniu i w jego obronie» [– mówi Piotr.] «On nawet by was nie zapytał, skąd przychodzicie ani kim jesteście. Gdyby zobaczono was ze mną i gdybym został rozpoznany – albo gdyby doniósł na mnie jakiś nieprzyjaciel domu Antypasa jako na sługę jego Prokuratora – zaraz by was uwięziono. Gdybyście wiedzieli, jakie bagno kryje się za tym odzieniem z purpury! Zemsta, niesprawiedliwość, donosy, rozwiązłość i kradzieże to pokarm ich dusz. Dusz?... Tak się mówi, lecz sądzę, że nie mają już nawet dusz. Zobaczcie. To się dobrze skończyło, ale dlaczego Jan został uwolniony? Stało się to po kłótni dwóch oficerów dworskich i jako wynik zemsty. Jeden z nich, aby się pozbyć drugiego – którego Antypas wyróżniał, dając mu straż nad Janem – za pewną sumę otwarł w nocy więzienie... Myślę, że musiał upić rywala zaprawionym winem i rano... nieszczęśliwiec został ścięty zamiast uciekiniera - Chrzciciela. To obrzydliwe, mówię ci.» «I twój pan tam pozostaje? Wydaje mi się dobry.» «Tak. Nie może postąpić inaczej. Jego ojciec i dziad należeli do dworu Heroda Wielkiego i syn musi tam zostać. Nie pochwala tego, lecz może jedynie ograniczyć się do strzeżenia małżonki z dala od tego zepsutego dworu.» «I nie mógłby powiedzieć: “Brzydzę się tym”, i odejść?» «Mógłby. Jednak będąc tak dobrym, nie jest do tego zdolny. To z pewnością oznaczałoby śmierć. A któż chce umierać wynosząc szlachetność duchową na najwyższy poziom? Święty – jak Chrzciciel. Ale my, biedacy!» Jezus, który pozwolił im rozmawiać ze sobą, włącza się: «Niebawem we wszystkich częściach poznanej ziemi ujrzy się licznych – jak kwiaty w kwietniu – świętych, szczęśliwych, że mogą umrzeć przez wierność Łasce i z miłości do Boga.» «Naprawdę? O! Cieszyłbym się, gdybym mógł pozdrowić tych świętych i powiedzieć im: “Módlcie się za biednego Szymona, syna Jony”!» – mówi Piotr. Jezus patrzy mu prosto w oczy i uśmiecha się. «Dlaczego tak na mnie patrzysz?» «Bo ich ujrzysz, towarzysząc im, i oni ciebie ujrzą, towarzysząc ci.» «W czym, Panie?» «W stawaniu się poświęconym Kamieniem Ofiarnym, na którym będzie się świętować i budować Moje Świadectwo.» «Nie rozumiem.» «Zrozumiesz.»
|